wt., 04/01/2011 - 13:15

Do serca przytul pedofila

Na fali ostatnich skandali pedofilskich w amsterdamskich żłobkach, wypłynął tu i ówdzie temat stowarzyszenia „Martijn". Nigdy o takowym nie słyszałam, z zaciekawieniem zajrzałam zatem na stronę internetową organizacji. Zajrzałam i zdrętwiałam.

„Stowarzyszenie Martijn, założone w 1982 roku, jest platformą dyskusji na temat pedofilii. Stowarzyszenie Martijn walczy o społeczną akceptację związków dziećmi z dorosłymi.

Stowarzyszenie Martijn wspiera obiektywną, naukową i weryfikowalną prawdę i opowiada się przeciw terrorowi politycznemu i dyskryminacji. Jest platformą dla wszystkich, którzy chcą ustanowić przeciwwagę dla tezy głoszącej, iż dzieci i młodzież zostają skrzywdzeni przez przyjacielskie i pełne miłości intymne relacje z osobami starszymi.”

Co proszę?
CO?
 

 

Mieszkam w kraju, w którym od 1982 roku działa legalnie stowarzyszenie pedofilskie? Rozgorączkowana przeszukuję stronę Martijn’a.

Okazuje się, że stowarzyszenie od roku 1982 do 2006 wydawało drukiem broszurkę dla grup zainteresowanych. Na pierwszej stronie pierwszego numeru widnieje dumnie: „Ponieważ wiesz, czego chcesz”. Brzmi jak slogan reklamowy linii kosmetyków, jak dla mnie. Szybka lektura pozwala zorientować się w celu, jaki przyświecał (i zapewne wciąż przyświeca) autorom tych publikacji. Brzmi on: naukowo i społecznie uzasadnić ideę seksualnego wykorzystywania dzieci i manipulowania nimi. Niektóre numery zawierają także porady praktyczne skierowane do pedofilów typu: jak zachowywać się wobec sąsiadów, jak tłumaczyć fakt częstych odwiedzin dzieci, jak często się przeprowadzać.

Czytając te mądrości muszę raz po raz rozglądać się wokół i upewniać, czy aby na pewno nie śpię i nie śnię. Nie. To nie jest sen, ktoś naprawdę l e g a l n i e publikuje te koszmarki w internecie a fani mogą zamówić sobie wersję drukowaną. Żeby się dobić, trafiam na romantyczne wiersze pedofilskie, opowiadające o bolesnym rozstaniu z ukochanym dzieciaczkiem i złamanym sercu. O Panie ze Świebodzic, co to ma być?


Holenderscy seksuolodzy: zalegalizujmy wirtualne porno dla pedofilów! 


Wielokrotnie zastanawiałam się nad granicami tolerancji. Odpowiedź na to, co powinno być zakazane, a co dozwolone jest trudna, ale nie niemożliwa. Osobiście stosowałam zazwyczaj wykładnie wolnej woli i nie krzywdzenia innych. Pedofile uderzyli podstępnie, bo zakwestionowali definicję krzywdy. No i stało się: mój w miarę poukładany światopogląd runął w otchłań. Co robić, co robić? Może zapisać się do NOPu i zorganizować jakąś paradę nierówności? Bo gdzie kończy się wolność i zaczyna zboczenie?

A może założyć stowarzyszenie „Janosik”, zajmujące się okradaniem bogatych i rozdawaniem biednym. Napiszę sobie status, zrobię stronę internetową i zacznę działalność od rozrzucenia adekwatnej broszurki w dzielnicy Rotterdam Zuid. Jak myślicie, ilu zwolenników zdobędę w pierwszym miesiącu działalności?

Źródło: strona Stowarzyszenia Martijn. Adres nie został podany ze względu na silne przeświadczenie autorki, iż pedofilia jest złem i niechęć do propagowania tejże.

 

gietat