sob., 05/05/2012 - 13:36

Euro 2012 w Polsce? Holendrzy: nuda!

Mniej Holendrów niż cztery lata temu zamierza śledzić poczynania Pomarańczowych na Mistrzostwach Europy w Piłce Nożnej w Polsce i na Ukrainie. Polacy i Ukraińcy wyczekują początku Euro 2012 jak wielkiego historycznego wydarzenia, natomiast Holendrzy ziewają. Dlaczego?


Według holenderskiego biura badawczego GfK jedynie 68 procent Holendrów przyznaje, że „prawdopodobnie” będzie oglądać transmisje telewizyjne z rozgrywanych na Wschodzie Europy mistrzostw. To wyraźnie mniej niż cztery lata temu. W 2008 roku w mniej więcej porównywalnym okresie (na miesiąc przed meczem otwarcia) swe zainteresowanie wyrażało 77 procent badanych.

Spadek o prawie dziesięć punktów procentowych, kiepska sprawa. Ale co jest powodem?
Sugerowana przez autorów badania przyczyna słabszego zainteresowania EURO jest taka: ponieważ tegoroczne rozgrywki holenderskiej ligi piłkarskiej, Eredivisie, są bardziej emocjonujące niż zazwyczaj, Holendrzy – a już w szczególności ci zainteresowani sportem i piłką – emocjonują się wciąż bardziej tym, co dzieje się na ich własnym piłkarskim podwórku. W ten weekend czeka nas ostatnia runda rozgrywek Eredivisie (w której rozstrzygnie się m.in. kto zdobędzie 2,3 i 4 miejsce; mistrzem został już Ajax). Być może dopiero po dawce krajowych emocji holenderscy fani zainteresują się polsko-ukraińskimi mistrzostwami, sugerują autorzy badania. 

Jest też inna teoria. Polska, a w szczególności Ukraina, są daleko. A już na pewno daleko jest Charków, miasto na wschodzie Ukrainy, w którym Pomarańczowi rozegrają trzy mecze grupowe. Z Amsterdamu do Charkowa to w linii prostej jakieś 2,200 km, a drogami (pamiętajmy: POLSKIMI i UKRAIŃSKIMI drogami!) prawie 2,500 km. Czyli dobrych 30 godzin jazdy samochodem, jeśli nie więcej. Z kolei połączenia lotnicze pomiędzy Holandią a Charkowem nie są najlepsze, a już na pewno nie są tanie. Poza tym w holenderskich mediach od tygodni pojawiały się informacje o problemach z miejscami noclegowymi na Ukrainie oraz o tym, że w związku ze wszystkimi tymi kłopotami (transport, koszty, czas stracony na przejazd, hotele) niewielu Holendrów się tam wybiera.

A jeśli niewielu niderlandzkich kibiców się na turniej wybiera, przekłada się to na ogólny spadek zainteresowania. Relacje telewizyjne z Charkowa nie będą – tak jak to było cztery lata temu w trakcie EURO w Szwajcarii i Austrii – pełne migawek pokazujących ubranych na pomarańczowo, głośnych holenderskich kibiców, zalewających ulice miasta. Turniej w dalekiej, nieznanej i tajemniczej Europie Wschodniej nie kojarzy się Holendrom z wielkim narodowym świętem gdzieś na wyciągnięcie ręki, kilkadziesiąt minut lotu od Holandii. Nie, EURO 2012 jest jedynie kolejną wielką piłkarską imprezą. Aż tyle, i tylko tyle. Sportowo istotna sprawa, ale ze zabawowo-rozrywkowo-turystyczno-telewizyjnego punktu widzenia, jednak nie to samo, co cztery lata temu w Bernie (tam rozgrywali Holendrzy swe mecze grupowe). 

Szczególnie bardzo młodzi i bardzo wiekowi Holendrzy deklarują mniejsze zainteresowanie EURO niż to było cztery lata temu. W grupach nazwanych przez GfK „młodzi single” i „starzy single” zainteresowanie wynosi 59 i 53 procent, jeszcze mniej niż ogólna średnia, 68 procent. Jedynie wśród „dobrze sytuowanych rodzin z dziećmi” zainteresowanie EURO jest wysokie (80 %) i na podobnym poziomie, co cztery lata temu. Czyżby samotni, gorzej zarabiający Holendrzy bez dzieci – często widziani jako główne ofiary kryzysu finansowego ostatnich lat – mieli obecnie inne zmartwienia na głowie niż ekscytowanie się tym, czy Pomarańczowym uda się wyjść z arcytrudnej grupy?
A przypomnijmy, o awans nie będzie łatwo. Holandia o dwa premiowane awansem do ćwierćfinałów miejsca powalczy z Niemcami, Portugalią i Danią. W awans Danii poza samymi Duńczykami, choć i też nie wszystkimi, niewielu wierzy, ale trójka Holandia-Niemcy-Portugalia to waga ciężka europejskiego futbolu. Fanów co najmniej jednej z tych drużyn czeka jednak po fazie grupowej wielkie rozczarowanie.


Czy będzie to rozczarowanie porównywalne ze smutkiem Holendrów, gdy cztery lata temu po wygraniu wszystkich meczów grupowych, odpadli niespodziewanie już w ćwierćfinale przegrywając z niedocenianą Rosją 1-3? W dodatku Rosją prowadzoną przez ich rodaka, trenera Guusa Hiddinka.
 
Jeszcze inną przyczyną słabszego zainteresowania EURO 2012 jest fakt, że w tym roku mamy także olimpiadę. Argument ten brzmi słabo, jeśli uświadomimy sobie, że również cztery lata temu mieliśmy igrzyska (bądź co bądź, obie imprezy wypadają co cztery lata...), ale tegoroczne IO w bliskim Londynie łatwiej się będzie oglądać niż zawody sprzed czterech lat w Pekinie. A niełatwo od ludzi wymagać, by w ciągu jednego lata przesiedzieli przed telewizorem najpierw trzy tygodnie EURO a następnie dwa tygodnie olimpiady.

Jak już jednak powiedziano, jest to teoria ułomna, gdyż badanie GfK pokazuje, że także w przypadku igrzysk Holendrzy wykazują dziś mniejsze zainteresowanie niż cztery lata temu. Wtedy oglądanie olimpiady w tv zapowiadało 83 procent badanych, dziś – jedynie trzy czwarte.
Załóżmy zatem optymistycznie, że wyjaśnienie GfK jest trafne i głównym powodem mniejszego zainteresowania EURO 2012 w Polsce i na Ukrainie jest ekscytująca końcówka rozgrywek Eredivisie. I że po ostatniej kolejce holenderskiej ligi (w niedzielę 6 maja) zainteresowanie Holendrów przerzuci się na polsko-ukraiński turniej. Bo przecież w Polsce i na Ukrainie będzie weselej niż u sztywnych Austriaków i nudnych Szwajcarów?

A Holendrom życzymy oczywiście wyjścia z grupy i trafienia na arcygroźną, utalentowaną, pełną gwiazd, doświadczoną, sprawdzoną, zdeterminowaną, silną psychicznie, dysponującą bajeczną techniką i przemyślaną strategią reprezentację Polski dopiero w finale. Istnieje co prawda szansa, że jeśli to Holendrzy wygrają swoją grupę, a Polska w swojej grupie zajmie miejsce drugie, obie reprezentacje trafią na siebie już w ćwierćfinale, ale nie życzymy przecież Holendrom powtórki z ćwierćfinału sprzed czterech lat i porażki z kolejną niedocenianą drużyną ze Wschodu Europy?