Historia i kultura śr., 13/06/2012 - 20:24

Polacy bili Rosjan, a Holendrzy pluli na Niemców!

Kiedyś pluli, nie dziś (choć kto wie, kamery nie widzą wszystkiego). Przy każdym spotkaniu Niemców i Holendrów na wielkiej imprezie piłkarskiej, odżywają wspomnienia skandali i sentymentów sprzed lat. Podobnie jak w przypadku potyczek Polska-Niemcy, czy Polska-Rosja, również w Holandii mecz z Niemcami to coś więcej niż mecz.

Bądź to bądź to Holender Rinus Michels jest autorem słynnego powiedzenia „piłka nożna to wojna”. A jeśli piłka to wojna, a przeciwnikiem na boisku są Niemcy... o tak, wtedy będzie się działo.

Oto TOP 3 największych skandali w historii piłkarskich starć Holandia-Niemcy. Czy po dzisiejszym meczu, któraś z pozycji w tym rankingu jest zagrożona?

miejsce 3.Rijkaard pluje na Völlera

Piłkarze lubią sobie splunąć, widać to w każdej transmisji telewizyjnej meczu. Najczęściej plują na murawę, choć niektórzy bywają bardziej kreatywni. Na przykład Holender Frank Rijkaard. W meczu 1/8 finału Mistrzostw Świata w 1990 roku we Włoszech Rijkaard splunął na niemieckiego napastnika Rudiego Völlera. I nie raz, ale przynajmniej dwa razy. I to nie przypadkiem, ale celowo. I to nie pod nogi, ale na szyję. Rijkaard, który grał jako pomocnik i obrońca, nie słynął ze strzelania jakiś świetnych goli, ale kunszt kierowania śliny w uprzednio upatrzone miejsce opanował doskonale. Zdjęcie z niepodejrzewającym niczego Völlerem, wściekłym Rijkaardem oraz z plwociną lecącą od ust Rijkaard do szyi Völlera to prawdziwy klasyk:  
 

Cała zabawa z pluciem i wzajemnym wściekaniem się, skończyła się czerwonymi kartkami dla Rijkaarda i Völlera. Mecz wygrali Niemcy (2-1), a Holendrzy mogli się pakować do domu. Już w telewizji obejrzeli kolejne trzy mecze Niemców. Trzy wygrane. Niemcy zostali mistrzami świata, a Holendrzy mogli sobie co najwyżej pluć w brodę. Szczególnie Rijkaard.

 

miejsce 2. Basen, szampan i nagie panienki przed meczem
To legenda. To mit. To tajemnica. Ale czy to prawda? Wielu przekonuje, że tak. Wielu innych zaprzecza. Pewnie nigdy się nie dowiemy. Ale ta historia jest jedną z największych zagadek w historii holenderskiego futbolu. Afera basenowa w hotelu Waldhotel Krautkrämer w niemieckim Hiltrup. Holendrzy przegrali finał Mistrzostw Świata i bilet do nieśmiertelności przez trzy nagie Niemki i parę butelek szampana.

Mamy rok 1974, mistrzostwa świata w Zachodnich Niemczech (RFN). Holandia gra urzekającą piłkę, genialny napastnik Johan Cruijff zostanie po tym turnieju uznany najlepszym piłkarzem mistrzostw i jednym z najlepszych piłkarzy w historii tej gry. Pomarańczowi pod wodzą trenera Rinusa Michelsa (tego od powiedzenia „piłka nożna to wojna”) grają „totaalvoetbal”, piłkę totalną. Nikt nie jest tylko obrońcą, czy napastnikiem, wszyscy zawodnicy bez przerwy zmieniają pozycję i są w stanie grać na każdej pozycji, bronić, atakować i podawać.

Piłkarski świat stanął na głowie, ale system Michelsa działa. Przyszłość pokaże, że to właśnie piłka totalna stworzy największe i grające najpiękniejszy futbol drużyny: tak grał Ajax Michelsa i Cruijffa z lat siedemdziesiątych i Ajax van Gaala z lat dziewięćdziesiątych: oba zdominowały Europę. Tak grała dawna Barcelona, w której miłość do piłki totalnej zaszczepił najpierw Cruijff-piłkarz, później Cruijff-trener. Tak gra w końcu obecna reprezentacja Hiszpanii, bądź co bądź mistrzowie świata i Europy, i tak gra obecna, już dziś uznawana za legendarną, drużyna Barcelony – tyle, że dziś z Messim na boisku, a Guardiolą na ławce, nie z Cruijffem. Ale duch Cruijffa i Michelsa, tych legend holenderskiej piłki, które na początku lat siedemdziesiątych zmieniły oblicze piłki, nadal jest tam obecny.

Mamy więc rok 1974 i Holendrzy po fantastycznej grze docierają do finału MŚ, w którym czekają na nich reprezentacja gospodarzy, drużyna RFN. Ale holenderscy zamiast myśleć o meczu z Niemcami mają co innego na głowie. Z Holandii dzwonią do nich wściekłe żony i narzeczone. Szczególnie Danny, partnerka Cruijffa, wydzwania do niego bez przerwy grożąc rozejściem się. Wiele lat po feralnej nocy z 1974 Cruijff starał się bagatelizować to wydarzenie i tłumaczył, że w finale zawiniła taktyka. Ale w końcu i on przyznał: mecz finałowy rozpoczynał wykończony psychicznie. Inni zauważają, że wielkie doły pod oczami Cruijffa, wskazują na to, że przed przegranym 1-2 finałem z RFN zapewne w ogóle nie zmrużył oka.

Wszystko przez jedną imprezę. Po wygranym meczu grupowym z NRD i przed ostatnim meczem w grupie z Brazylią (który Holendrzy wygrali, gwarantując sobie miejsce w finale), w hotelu Waldhotel Krautkrämer doszło do imprezy z udziałem Pomarańczowych. Zabawa trwała do białego rana, szampan lał się litrami, a finał imprezy miał miejsce w hotelowym basenie – w którym oprócz Cruijffa i kilku innych niderlandzkich piłkarzy, znalazło się kilka nagich Niemek. Nie wiadomo do końca do czego dokładnie tam „doszło”, i właściwie dziś nikt by o tym wydarzeniu nie mówił, gdyby nie to, że na terenie hotelu znalazł się również niemiecki dziennikarz. Który wszystko zobaczył i opisał. A swoją historię sprzedał największemu niemieckiemu brukowcowi, BILD. A ten na kilka dni przed finałem Holandia-RFN opublikował tekst pod znaczącym tytułem „Cruyff, szampan i nagie dziewczyny”.

Dziś artykuł „Messi, szampan i nagie dziewczyny” albo „Ronaldo, szampan i nadzy chłopcy” nikogo by zbytnio nie poruszył, ale mamy rok 1974, zarówno moralność, jak i media, są zupełnie inne. Od chwili ukazania się tekstu w BILD holenderscy piłkarze zajęci są bardziej tłumaczeniem się przed swymi partnerkami, że „do niczego nie doszło”, a nie taktyką na mecz z RFN. Który Holandia ostatecznie przegrywa, znów 1-2, mimo początkowego prowadzenia.
Totalna piłka przegrała przez frywolną zabawę. A Danny Cruijff zabroniła mężowi udziału w kolejnych MŚ, w 1978 roku w Argentynie, głosi inna legenda. I wielki Cruijff na MŚ w 1978 roku faktycznie nie pojechał. Holandia znów przegrała w finale. 

miejsce 1. Koeman podciera sobie tyłek niemiecką koszulką
Holendrzy, mający w pamięci przegrany finał MŚ z 1974 roku i odwieczną rywalizację (nie tylko piłkarską...) z Niemcami zemścili się na Mistrzostwach Europy w 1988 roku. Los znów chciał, że organizatorem imprezy była RFN; los znów chciał, że Holendrzy znów trafili na Niemców. Tym razem w półfinale. I tym razem 2-1 wygrali Holendrzy. Mimo, że to właśnie gospodarze trafili pierwsi. W 88 minucie pięknego gola strzelił jednak Van Basten i ekstaza Holendrów nie miała granic. Niemcy pokonani! Holandia w finale! Zemsta za ’74 dokonała się! I to na terenie wroga! Radość niderlandzkich piłkarzy była tak wielka, że po tradycyjnej wymianie koszulek po ostatnim gwizdku, jeden z holenderskich piłkarzy, Ronald Koeman... podtarł sobie tyłek koszulką niemieckiego piłkarza, Olafa Thona.

Wymienianie się koszulkami to piękny gest: mecz się kończy, są przegrani, są wygrani, ale wzajemnie się szanujemy i pokazujemy, że to tylko piłka. Że mamy szacunek dla przeciwnika, dla barw, które reprezentuje, dla jego kraju. Że po ostatnim gwizdku jesteśmy nawet w stanie założyć koszulkę przeciwnika oraz oddać mu swoją. Podtarcie sobie nią tyłka jest być może największym aktem pogardy, jaki można sobie w takiej chwili wyobrazić. Tym bardziej, jeśli to my wygraliśmy, a przeciwnik musi przełknąć gorycz porażki przed własną publicznością.

Koeman starał się bagatelizować incydent po wygranej z Niemcami; afera ta długo znana była jedynie z „ustnych przekazów”, szczególnie w Holandii. W Niemczech zachowało się jednak zdjęcie z tego „incydentu” – zrobione skądinąd przez parę fotografów o swojsko brzmiącym nazwisku Rzepka (Norbert i Barbara) – i kilka lat temu pojawiło się ono po raz pierwszy w drukowanych niderlandzkich mediach. Wstyd, zażenowanie i obrzydzenie, jakie wywołuje zachowanie Koemana po meczu z RFN, wróciły z całą siłą. 
       

Nawet jeśli „piłka nożna to wojna”, to pamiętać należy, że i na wojnie panują pewne, honorowe zasady. Chyba, że Rijkaard i Koeman hasło „futbolu totalnego” uznali jako usprawiedliwię dla „wojny totalnej”? Na szczęście obaj przeprosili za swe zachowania, a dziś mecze Holandia-Niemcy to przede wszystkim piłka, a nie wojna i dodatkowe podteksty. Czyż nie?