Sprawy socjalne czw., 08/12/2011 - 10:28

Polacy dyskryminowani przez Holendrów!

Warto walczyć o swoje prawa – pokazuje historia 23 Polaków, którzy zgłosili się do Komisji ds. Równego Traktowania (De Commissie Gelijk Behandeling, CGB) i wygrali sprawę z organizatorami festiwalu Lowlands. Orzeczenie komisji jest jednoznaczne: holenderscy organizatorzy dyskryminowali Polaków. I niesłusznie wyrzucili ich z imprezy.

Festiwal muzyczny Lowlands to jedna z najpopularniejszych tego typu imprez w Holandii. Organizatorzy festiwalu lansują go jako otwartą, nowoczesną, tolerancyjną imprezę dla młodych ludzi z szerokimi horyzontami. Znajdziemy tam nie tylko muzykę alternatywną, ale i filmy, występy teatralne czy nawet balet.

Jest kolorowo, lewicowo i przyjaźnie. Czasami nawet politycznie: szef imprezy Eric van Eerdenburg zaatakował w tym roku ostro nieprzyjazną imigrantom partię Geerta Wildersa PVV. Jak pisze tygodnik Elsevier, van Eerdenburg nazwał PVV „prawie że faszystowską” partią. Powód? „Nienawiść do obcokrajowców”.

Orzeczenie Komisji ds. Równego Traktowania z 7 grudnia (2011) na temat dyskryminowania Polaków, dotyczyło zatem słów Wildersa? Albo kogoś z jego partii? Jakiegoś zagorzałego nacjonalisty? Nic z tych rzeczy. Orzeczenie Komisji ds. Równego Traktowania z 7 grudnia dotyczyło... organizatorów festiwalu Lowlands. A dyrektorem festiwalu jest, tak, tak, van Eerdenburg! Czyli ten, który innym zarzucał ciągotki faszystowskie czy nienawiść do obcokrajowców.

 

O co konkretnie poszło? W trakcie Lowlands 2010 usunięto z terenu imprezy 23 Polaków. Jak tłumaczą organizatorzy – firmy Mojo Concerts i LOC700 – oraz firma ochroniarska The Security Company, przyczyną wyrzucenia Polaków z imprezy był fakt, że zbierali oni puste kubki. W trakcie Lowlands wypija się hektolitry różnych „płynów”, co oznacza tysiące pustych kubków lądujących w najdziwniejszych miejscach. A za puste kubki dostać można kaucję. Jak twierdzi dziennik SP!TS dobry „zbieracz” kubków jest w stanie uzbierać ich tyle, że wzbogacić się może nawet o 800 euro (minus cena biletu).

Zbieranie kubków w celu zysku jest jednak niezgodne z wewnętrznym regulaminem, tłumaczyli organizatorzy. A zatem słusznie wyrzuciliśmy Polaków, argumentowali. Jednak Polacy zanim usłyszeli, że muszą się wynieść, zostali zapytani o narodowość. Dopiero kiedy przyznali, że są z Polski, zmuszono ich do opuszczenia terenu imprezy.

Sprawa trafiła do powołanej w 1994 r. przez holenderski rząd Komisji ds. Równego Traktowania. Celem komisji jest orzekanie w sprawach dotyczących dyskryminacji. Komisja to nie sąd, nie może zatem nikogo za nic wskazać, jednak jej orzeczeń słucha się w Holandii z uwagą. Mimo, że nie mają one mocy wiążącej, stanowić mogą materiał w ewentualnej rozprawie sądowej. Jeśli oczywiście osoby czujące się dyskryminowane zdecydują się pójść do sądu, a sędziowie uznają sprawę za zasługującą na przewód sądowy.

W swoim orzeczeniu z 7 grudnia komisja skupiła się głównie na tym, że Polaków najpierw zapytano o ich pochodzenie. Czy oznacza to, że holenderscy czy niemieccy zbieracze kubków są inaczej traktowani niż polscy? – można by zapytać. Komisja sformułowała swoją uwagę w bardziej stonowany sposób: organizatorzy dopuścili się zakazanego rozróżnienia ludzi ze względu na ich narodowość lub rasę. Traktowanie ludzi gorzej/lepiej tylko i wyłącznie z powodu ich rasy czy narodowości jest w Holandii zakazane.

Na nic zdały się wysiłki van Eerderburga, który próbował przekonać komisję, że Polacy zakłócali przebieg festiwalu. Według dyrektora Lowlands Polacy rzekomo wyrywali kubki uczestnikom imprezy. Według niego wyrzucenie Polaków nie miało nic wspólnego z dyskryminacją.
Komisja stwierdziła jednak, że organizatorzy nie byli w stanie wykazać na czym owo zakłócanie miałoby polegać w przypadku konkretnych uczestników.
Jak widać szefowie Lowlands i firmy ochroniarskiej pracującej dla organizatorów wyszli z zasady „skoro podobno jacyś tam Polacy wyrwają komuś tam kubki, to wyrzućmy prewencyjnie wszystkich Polaków jacy się nam nawiną”. I komisja CGB słusznie napiętnowała takie myślenie.

Wypada mieć nadzieję, że zanim Eerderburg po raz kolejny zacznie w mediach wyrażać swe oburzenie „prawie że rasistowską” PVV, ostrzegać przed nowym faszyzmem i potępiać „nienawiść do obcokrajowców” przyjrzy się dokładniej własnej organizacji. Dyrektor postępowego Lowlands rasizmu i niechęci do obcokrajowców nie musi szukać u Wildersa. Wystarczająco dużo ma go na własnym podwórku.  

Sz.B.