Sprawy socjalne śr., 12/01/2011 - 22:20

Wypożyczalnia ludzi

Wypożyczalnia ludzi, czyli biuro pośrednictwa pracy.  Szukając pracy, znalazłam ogłoszenie na stanowisko Supervisior w jednym z hoteli. Ogłoszenie było zamieszczone przez agencję pracy w Holandii prowadzoną przez Polaków.

Czym prędzej zadzwoniłam pod podany w ogłoszeniu numer telefonu. Niestety okazało się, że oferta jest już nieaktualna, ale jeśli szukam pracy to mogę zarejestrować się w tymże biurze i na pewno coś się znajdzie.

No i znalazło się. Pan z biura dzwonił do mnie ze trzy razy, ponieważ prowadziłam samochód i nie mogłam rozmawiać, ale dla niego to żaden problem. W końcu udało nam sie porozmawiać. Pan Rafał niekoniecznie wiedział, jakiego rodzaju to jest praca, jakieś zbieranie zamówień czy coś w tym rodzaju. Poprosiłam, więc, żeby zapytał pracodawcę i wtedy porozmawiamy.

Nie minęło 5 min i telefon znowu zadzwonił. Pan Rafał poinformował mnie, że praca ma polegać na pakowaniu drobnych rzeczy do kartonów (świeczki, koszyczki, generalnie przedmioty do dekoracji wnętrz), upewniłam się czy nie jest to dźwiganie czegokolwiek, bo firma ma również meble. Pan Rafał stwierdził, że absolutnie nie, bo do takiej pracy to oni maja mężczyzn. Po chwili rozmowy stwierdziłam, że jestem zainteresowana i zrezygnowałam z reszty prac na dzień dzisiejszy, obiecując być jak najwcześniej w biurze. I tak też się stało. Umowa była już przygotowana, ale Pan Rafał nie miał dla mnie czasu i obsługiwała mnie jakaś kobieta. Kazała podpisać umowę i nie wiedząc, czemu zdziwiła się, kiedy poprosiłam o polską wersję.

W każdym razie z łachą wydrukowała ową umowę i bardzo ją zaskoczył fakt, że chce jeszcze egzemplarz regulaminu, o którym była mowa w umowie. Dokładnie było napisane, że przed podpisaniem umowy powinnam otrzymać egzemplarz tegoż dokumentu. Kobieta a i owszem pokazała mi go z daleka i uprzejmie poinformowała, że mają tylko jeden egzemplarz DLA SIEBIE. W końcu podpisałam umowę o pracę, w której nikt nie zapewnia żadnych godzin, ani czasu zatrudnienia, (czyli każda ze stron może zrezygnować z pracy w dowolnym momencie, bez żadnych konsekwencji) lekki paradoks. No, ale cóż, myślę sobie zobaczę, jak nie spróbuję raz to nigdy się nie dowiem jak to działa. Formalności dokonane, buty robocze wydane (koszt 25e odciągane od wypłaty), adres w rękę i jadę. Dojeżdżam na miejsce, wszyscy są bardzo mili, jedna z polek przychodzi żeby mi pokazać, na czym będzie polegała moja praca.

 

I wiecie, co? To nie było pakowanie małych rzeczy do kartonów! To było dźwiganie tychże kartonów, które na pewno nie zawierały nic lekkiego w środku i układnie ich na wózki.

Zresztą dziewczyna sama przyznała, że czasami to bardzo ciężkie kartony a jeszcze trzeba je położyć na już ułożoną piramidę na wózku. Od razu powiedziałam dziewczynie, że nie o takiej pracy rozmawiałam w biurze i niestety, ale muszę zrezygnować. Przyznaję, że dziewczyna była bardzo miła i nawet mi podziękowała, że nie zmarnowałam jej czasu tylko od razu powiedziałam, co i jak. Wkurzona, że straciłam mnóstwo czasu, pieniędzy (nie poszłam do pracy, paliwo) i energii wracam wnerwiona do biura.

Tym razem Pan Rafał nie miał dla mnie od razu czasu, musiałam poczekać. Kiedy już zbliżała się moja granica cierpliwości i chciałam iść po niego i powiedzieć, że kiedy on potrzebował pracownika to potrafił dzwonić do mnie trzykrotnie, ale kiedy teraz ja czegoś potrzebuje on nie ma czasu, to akurat się pojawił, a właściwie wyszła ta dziewczyna, z którą podpisywałam umowę a potem dopiero on i szefowa.

Zaczęli się tłumaczyć, że dla jednych to może być ciężka praca a dla innych lekka, nie przyjmowali do wiadomości, że ja od początku mówiłam, że nie szukam pracy, w której muszę cokolwiek dźwigać, bo mam problem z kręgosłupem. Szkoda też, że kiedy mnie informowali, jakiego rodzaju jest praca, przedstawili to w trochę inny sposób.

Stwierdzili, że ich pracodawca do końca nie informuje, na czym konkretnie polega praca. Skoro tak jest, to jak można zajmować się rekrutacją, jeśli nie ma się pojęcia, jakie kwalifikacje są wymagane na dane stanowisko, bo firma pośrednicząca nie pofatygowała sie tego sprawdzić? Na szczęście bez szemrania wzięli od mnie buty i nie musiałam wykłócać sie o 25 euro, ale kiedy prosiłam o zniszczenie przy mnie dokumentów to jedna z Pani stwierdziła, że przesadzam. Dla mnie to raczej oni przesadzili z niekompetencją…

P.S. 

 Nie zniechęcialam się doświadczeniem z uitzendburo i dalej szukałam pracy, wysyłałam  CV.  Dwa tygodnie później okazało się, że jako osoba z dobrą znajomością angielskiego i podstaw holenderskiego mogę pracować na stanowisku analityk w międzynarodowej firmie w Amsterdamie.

Agnes