Dużo jeździsz, szybciej umrzesz – twierdzą w Rotterdamie
Osoby, które dużo podróżują, są o wiele mocniej zagrożone chorobami serca i układu krążenia. I w efekcie o wiele szybciej udają się w swoją ostatnią podróż. Do takich wniosków doszli naukowcy ze szpitala Havenziekenhuis w Rotterdamie. Ale właściwie dlaczego podróżnicy częściej chorują? Oto, co twierdzą w Rotterdamie.
Ludzie, spędzający regularnie długie godziny w samolotach, pociągach czy za kierownicą o wiele częściej stołują się w fast-foodach (ach te pełne McDonalds’y i Burger Kingi na każdym dworcu!), o wiele więcej palą (ach te dymiące dłumy przed terminalami lotniczymi!) i poddani są o wiele większemu stresowi (ach, ci wiecznie spoglądający na zegarek siwiejący trzydziestolatkowie w garniturach biegający po peronach z teczką w jednej i komórką w drugiej dłoni!). To, czego domyślać się mógł każdy, kto od czasu do czasu odwiedza dworzec główny w Amsterdamie czy Hadze albo lotnisko Schiphol, teraz znalazło naukowe potwierdzenie. Holenderscy badacze z Travel Clinic przy Havenziekenhuis w Rotterdamie nia mają wątpliwości: częste podróżowanie skraca życie.
Szczególnie dotyczy to osób podróżujących z powodów zawodowych. Jeśli twój pracodawca wymaga od ciebie, byś kilka tygodni w miesiącu spędził na podróżach biznesowych, wtedy masz się czego bać. Właśnie tego typu osoby tracą najwięcej zdrowia poprzez życie w wiecznych rozjazdach – Z powodu ich niezdrowego stylu życia osoby podróżujące w interesach cierpią częściej na nadwagę i podwyższone ciśnienie – powiedział dziennikowi Sp!ts (19.10) David Overbosch z rotterdmaskiego szpitala.
Ile razy zdarzyło nam się w trakcie dłuższej przesiadki udać się do tradycyjnej restauracji i spędzić tam godzinę czy dwie by zjeść solidny i zdrowy lunch lub obiad? Zapewne niezbyt często. Ludzie w podróży nie mają zazwyczaj wiele czasu i decydują się na fast-food. Co, jak każdy z nas wie, nie jest najzdrowsze. Autorzy rotterdamskiego badania idą dalej i winą obarczają nie tylko samych podróżnych, ale i osoby odpowiedzialne za to, co znajdziemy na dworcu, lotnisku czy przydrożnym zajeździe. Otóż znajdziemy tam prawie zawsze lokale oferujące niezdrowe, robione na szybko i tanie żarcie. Podróżny, który chciałby odżywiać się zdrowiej, musi się mocno naszukać. Albo wozić w plecaku sałatki i inne zdrowe żarcie, które następnie pałaszowałby na ławeczce na zatłoczonym peronie, czy stojąc w metrze... Niezbyt pociągająca perspektywa.
Inna sprawa to siedzenie. Podróżni głównie siedzą. A kto siedzi, ten się nie porusza. A brak ruchu to – tak, brawo! –kolejna cywilizacyjna przypadłość, która źle odbija się na naszym zdrowiu. Jeśli Pan A spędza dziennie jedną godzinę więcej na siedząco niż Pan B, oznacza to, że Pan A ma o sześć procent większą „szansę” na otyłość niż Pan B. I tak z każdą kolejną godziną zagrożenie nadwagą i otyłością rośnie o sześć procent. Kiepski news dla osób spędzających kilkanaście godzin tygodniowo w pociągu czy za kierownicą...
Do tego dorzućmy stres. Czekanie na samolot, który znów się spóźnia o osiem godzin, bo gdzieś mocniej dmuchnęło, francuscy piloci znów strajkują albo jakiemuś wulkanowi zachciało się obudzić po kilkusetletniej śpiączce – to nie poprawia humoru. A nawet jeśli nie ma opóźnień, to i tak częste podróżowanie oznacza zaburzenie regularnego trybu życia. Czyli stres. Czyli wyższe ciśnienie i większe zagrożenie zawałem.
Z częstym opuszczaniem Holandii wiąże się również inne zagrożenie – Nie wszędzie za granicą poziom służby medycznej jest taki sam jak w Holandii – mówi wspomniany już David Overbosch – Dlatego naciskamy na osoby, mające problemy z sercem, by przed wyruszeniem w podróż poddały się kontroli lekarskiej – I podaje przykłady afrykańskich państw (np. Tanzanii), gdzie w ogóle nie ma specjalistów i właściwiego sprzętu, mogącego służyć chorym w przypadku skomplikowanych problemów kardiologicznych. Słowem, wszędzie dobrze, ale w Holandii najlepiej. Szczególnie jeśli choruje się na wymagające specjalistycznego sprzętu przypadłości.
Czy zatem lepiej w ogóle się nie ruszać ze swojego miejsca pracy czy zamieszkania? Otóż nie. Naukowcy z Havenziekenhuis w Rotterdamie przyjrzeli się również dwóm innym grupom. I doszli do ciekawych wniosków. Otóż osoby w ogóle nie podróżujące i spędzające całe dnie w tym samym miejscu są równie mocno zagrożone wspomnianymi chorobami, co ludzie podróżujący bardzo często. Osoby „zasiedziałe” też się przecież nie ruszają, a ich monotonny styl życia i pracy nie oznacza wcale mniej stresu. Najzdrowsi są ci, którzy podróżują, ale niewiele. Badacze z Travel Clinic wzięli pod lupę kilka tysięcy osób i okazało się, że właśnie ta pośrednia grupa – podróżujących, ale nie za dużo – wykazywała się najzdrowszym stylem życia i miała najlepszy wskaźnik Body Mass Index (BMI), wskazujący, czy ktoś ma nadwagę lub nie.
Stąd wniosek – jeśli chcemy podróżować jako staruszkowie, za młodu również podróżujmy, ale z umiarem. Bo inaczej dostaniemy zawału na Schiphol, za kierownicą albo w drodze do naszego hotelu w Tanzanii.