Holandia: Nie musisz zrywać pomidorów, szukaj lepszej pracy
Namnożyło się ostatnio różnej maści vloggerów, także tych mieszkających i pracujących w Niderlandach. Z czystej ciekawości obejrzałam jeden filmik zawierający „porady” dla rodaków planujących emigrację zarobkową do tego kraju eurem płynącego i to, co usłyszałam, bardzo mnie zaskoczyło.
Vlogger mówi bowiem coś takiego:
„(…) nie patrzysz na to, jaką masz szkołę, jakie masz wykształcenie, bo to tutaj jest nieważne”*.
Moim zdaniem jest to bzdura i już tłumaczę, dlaczego.
Mam wrażenie, że w świadomości Polaków pokutuje przeświadczenie, że jeśli wyjeżdża się za granicę tylko i wyłącznie by ciężko pracować fizycznie i zarobić „uczciwy pieniądz”. Mało kto myśli o tym, że przecież można tu przyjechać i pracować w takim samym charakterze, jak robiło się to w Polsce. Zatem: w Polsce twoje studia się liczą?
Tutaj też będą się liczyć.
Powiem więcej: pierwszą pracę znalazłam sobie przez biuro „Allure” z Rotterdamu i choć jest to typowe biuro pracy tymczasowej, obsługująca mnie konsultantka była pod wrażeniem faktu, iż mam wykształcenie wyższe. Bardzo szybko znalazła się też dla mnie praca, której daleko było do ideału (posada asystentki działu zakupów), ale która umożliwiła mi „doszlifowanie” niderlandzkiego i zdobycie pierwszych doświadczeń na lokalnym rynku pracy.
Kolejną pracę dostałam tylko i wyłącznie dzięki temu, że mam ukończone studia magisterskie (przy czym kierunek miał dla rekrutującej mnie osoby znaczenie drugorzędne).
Firma zatrudniała inżynierów, więc trochę się obawiałam, czy sobie poradzę, ale mój przyszły manager tak wyjaśnił mi to w czasie rozmowy kwalifikacyjnej:
„Szukamy osoby, która nie wpadnie w panikę na widok rysunku technicznego, ale będzie się starała zrozumieć problem i znaleźć rozwiązanie.”
To jest właśnie kluczowe znaczenie twoich polskich studiów: skończyłeś je, więc jesteś w stanie myśleć logicznie, skupić się na problemie, przewidzieć konsekwencje swoich działań (lub ich braku). Dostałam się wówczas to tej firmy i przepracowałam w niej ponad siedem lat, ku obopólnej satysfakcji.
Oczywiście nie czarujmy się: znajomość języka niderlandzkiego bardzo mi pomogła. Dlatego wszystkich, którzy chcą tu zostać, zachęcałabym do nauki.
Nie jest natomiast prawdą, że bez znajomości niderlandzkiego można tylko „robić w szparagach”. Znam mnóstwo expatów pracujących tu na różnych biurowych stanowiskach, którzy po niderlandzku nie mówią ani słowa a mimo to znakomicie odnajdują się na rynku pracy.
Kolejną bzdurną informacją, którą podaje rzeczony vlogger, jest to, iż Holendrzy rzekomo nie lubią języka niemieckiego. Oczywiście nie uczą się niemieckiego w ramach hobby, ani nie posługują się nim dla przyjemności („Oh Saskia, taka piękna niedziela, pogadajmy sobie dziś po niemiecku!”-no nie, nie ma tak), ale jest to język jak język, nie budzący jakichś specjalnych emocji. Jeśli nie mówisz (jeszcze) po niderlandzku, za to władasz biegle angielskim i niemieckim, twoje szanse na pracę zdecydowanie rosną.
Jeżeli jesteś wciąż w Polsce, masz skończone studia i jesteś bezrobotny, to nie szukaj sobie pracy w pomidorach, tylko zastanów się, jaka praca faktycznie by cię satysfakcjonowała. I tylko takiej posady szukaj.
Powodzenia.
Gietat