Wydarzenia wt., 19/06/2012 - 07:55

Holenderski dziennikarz jeździł po pijaku, a teraz skarży się na Polskę

W polskich przepisach drogowych powinien znaleźć się nowy zapis. W paragrafie dotyczącym zakazu prowadzenia pojazdów pod wpływem alkoholu, należy dopisać „nie dotyczy niderlandzkich dziennikarzy jeżdżących rowerem po Krakowie”.

Każdy „pijany” Polak-kierowca w Holandii to „news”, potwierdzający, jak bardzo ci wschodni Europejczycy-alkoholicy są zdegenerowani i niebezpieczni. Kiedy jednak w Krakowie przyłapie się pijanego Holendra na rowerze to wstydzić się powinien... nie, nie Holender, ale: Polacy!

Przygoda dziennikarza holenderskiej gazety AD, który został w Krakowie przyłapany na jeździe na rowerze po pijaku, obiegła najpierw holenderskie media, a następie trafiła i do polskich gazet. W czwartek 14 czerwca (2012) Bert van der Linden, korespondent sportowy AD, wypił trzy piwa i w drodze do hotelu został zatrzymany przez krakowską policję. Po dmuchnięciu do balonika okazało się, że zawartość alkoholu w wydychanym powietrzu była za wysoka. Holender trafił na komisariat, a następnie spędził noc w polskiej celi.  

“Gdzie jestem? W polskiej celi”, grzmiał następnego dnia nagłówek w AD (ad.nl/ad/nl/2942/EK-voetbal/article/detail/3271859/2012/06/15/Met-een-harde-klap-schrik-ik-wakker-Waar-ben-ik-In-Poolse-cel.dhtml).

„Nasz korespondent Bert van der Linden po wypiciu trzech piw został minionej nocy zatrzymany w Krakowie przez polską policję i wtrącony do celi”, czytamy w tekście. Po czym następuje długa rekonstrukcja pióra samego van der Lindena, minuta po minucie, godzina po godzinie.

- To było uwłaczające ludzkiej godności – mówi na początku tekstu van der Linden. I opisuje: dwa meczyki i dwa piwka w hotelu, przejażdżka rowerem do centrum, kebabik, znów piwko i z powrotem rowerem do hotelu. Tu następuje zwrot akcji: po drodze zatrzymują go policjanci. I każą dmuchać. Następnie na komisariat, przesłuchanie, rewizja osobista (kazali mi się rozebrać!) i noc w celi. I 500 euro grzywny.

Jasne, noc w celi za jazdę po pijaku, to może zbyt wysoka kara, ale w opowieści Holendra pojawia się kilka stwierdzeń, które zasługują na uwagę.

- Ile właściwie wypił? Zarówno w polskich, jak i holenderskich relacjach, pojawia się określenie „trzy piwa”. We własnej relacji van der Linden podaje nawet, że chodziło o Tyskie. Mówiąc „piwo” mamy w Polsce na myśli 0,5 litra złocistego napoju, w Holandii – najczęściej połowę tego. Holender wypił zatem zapewne 1,5 litra piwa, ale jego holenderski czytelnik zinterpretuje opowieść van der Lindena jako trzy „holenderskie” piwa, czyli 0,75 litra. A nie trzy „polskie” piwa, czyli sześć holenderskich. 

- Te rozważania robią się jeszcze ciekawsze, gdy przejdziemy do „promili”. W swojej relacji van der Linden pisze, że badanie balonikiem pokazało najpierw 0,32, a następnie 0,29 promila. Ale czy naprawdę były to promile? A może jednak urządzenie miało skalę w mg alkoholu? To wielka różnica. W Polsce 0,1 mg to oficjalnie 0,21 promila. A zatem jeśli urządzenie miało skalę w mg to wówczas Holender miał jakieś 0,6 promila. To by nawet pasowało, bo jeśli sprawdzimy na stronie „wirtualnego alkomatu”, ile „promili” daje po kilku godzinach (w przypadku 80-kilogramowego mężczyzny)  1,5 litra piwa, to jest to właśnie jakieś 0,5-0,7 promila.( kazdypromil.pl/alkomat/) Także w tekście na gazeta.pl, czytamy „Wynik? 0,32 mg alkoholu w wydychanym powietrzu. Za chwilę policjanci ponowili test - 0,29 mg.”

(sport.pl/euro2012/1,127119,11947591,Euro_2012__Holenderski_dziennikarz_opowiada__jak_przez.html).

Ale van der Linden w tekście w swojej gazecie pisze o 0,29 promila. I od razu dodaje, że limit w Polsce to 0,2 promila. Czyli, że jedynie lekko przekroczył. Ale jeśli urządzenie skalibrowane było w mg, a piwa, które wypił Holender były półlitrowe, wtedy miał on co najmniej 0,6 promila.  

Czyli  nie  „nieco” za dużo, ale trzy razy za dużo.

 

- Van der Linden pisze, że coś tam słyszał o ostrej polityce antyalkoholowej, jeśli chodzi o polskie przepisy drogowe, ale „nie spodziewał się, że jest ona aż tak ostra”. To dziwne, bo wystarczyłoby, że Holender przeczytałby poradnik wydany przez niderlandzki związek piłkarski  przed EURO. Pisały o nim szeroko holenderskie gazety, wspominając często właśnie o zakazie picia dla kierowców. Bardzo trudno uwierzyć, że korespondent jednej z najpoczytniejszych holenderskich gazet nie zajrzał do tej publikacji. Tym bardziej, jeśli miał zamiar jeździć nocą rowerem po pijaku w centrum miasta.

- „Także fakt, że jestem dziennikarzem, robi niewielkie wrażenie. Prawo jest prawem” pisze w swej traumatycznej opowieści van der Linden. Co za straszny kraj ta Polska, również zagraniczni dziennikarze muszą tu przestrzegać prawa! Ba, nawet Holendrzy!

- Inny interesujący cytat: “Rozmawiam z policjantem, który mówi po angielsku, i opowiadam o sytuacji w Holandii i Belgii. Tam jeśli ma się zamiar pić bierze się właśnie rower zamiast jechać samochodem, mówię. Rowerzystów kontroluje się tam rzadko lub w ogóle”.

Ach, czyli od dziś wszyscy Polacy w Holandii mogą po pijaku jeździć rowerem? Przepis, że za kierownicą – również roweru – można mieć jedynie 0,5 promila, nas przecież nie obchodzi? A jak nas złapią, to mówmy, że jesteśmy zagranicznymi dziennikarzami i jutro mamy wywiad z Hunetlaarem czy Van Persiem.

Wtedy okaże się, czy holenderska policja okaże się taka, jaka w opinii niderlandzkiego dziennikarza powinna być polska policja. I czy niderlandzki dziennikarz powie: ach, niby mamy takie przepisy, niby wypiłeś za dużo, ale drogi Polaku puszczam cię wolno i bez kary.
Jak myślicie? 

Sz. B.