sob., 28/11/2015 - 10:13

Jak było na koncercie the Prodigy?

Taka już jest natura ludzka, że kiedy nic się nie dzieje, to robimy wszystko, by jakies działanie sprowokować.

Zazwyczaj wiąże się to z kosztami i stratą czasu, ale to jestesmy w stanie zweryfikować dopiero po fakcie.
W zeszłym tygodniu po pracy pojechałam na koncert the Prodigy do Brukseli.
Własciwie to nie wiem, co mnie podkusiło, zeby jechać do Brukseli zamiast isć na amsterdamski koncert tydzień później.

Chyba to, że w Belgii bilety były 40% tańsze niż w Amsterdamie a poza tym znajomi z Flandrii też się na ten koncert wybierali. Zatem umówilismy się na parkingu C (tak, zdaję sobie sprawę, jak to brzmi).
Koncert odbywał się na terenie EXPO, w pobliżu Atomium, w hali o nazwie Palais 12.

Wyjechałam zaraz po pracy; byłam dosć zmęczona i zastanawiałam się, jak zniosę najbliższe godziny oraz podróż powrotną. Postanowiłam nie nastawiać się negatywnie; w końcu nie takie trasy się robiło po trzech godzinach snu.

Do Brukseli dotarłam około osiemnastej. Humor poprawiły mi ceny paliwa - w Belgii benzyna kosztuje tyle, co w Polsce. Zaraz, zaraz, co ja jeszcze robię w Amsterdamie?
Wjechałam na teren Expo i zaczęłam krążyć pomiędzy parkingami. A, B, D, E, M. Parking C - nieobecny.

Zatrzymałam się na swiatłach awaryjnych i zapytałam o drogę policjanta.
- Przecież wszystkie parking są oznaczone! - zawarczał na mnie. Nie mogłam się obrazić. Akcent flamandzki mnie po prostu rozczula. Wsiadłam do auta i ruszyłam na ponowne poszukiwania.
A, B, D, E, M.
C przepadło w nicosci.

Zatrzymałam się, włączyłam swiatła awaryjne i zatelefonowałam do kolegi.
- Nie wiem, gdzie jest C! Nie ma! Ja zaparkowałem na D, parking dla VIPów! Dawaj tutaj!
- Dobra, już jadę - zakończyłam rozmowę i ruszyłam w stronę auta. Za plecami usłyszałam trąbnięcie i obejrzałam się. Wtedy... Tak, to on! Parking C! Zabudowany jakimś ogrodzeniem, bo przecież remont musi być, ale w ogrodzeniu jest mały wylot, którym można przepchnąć się do wjazdu. Natychmiast to uczyniłam.

Parking kosztował 5 euro, które zapłaciłam z ochotą.
Kiedy dotarłam do Palais 12 i odnalazłam znajomego, minęła już dziewiętnasta. Przywitaliśmy się i ruszyliśmy w stronę wejścia. Rozmawialiśmy po niderlandzku. Nie robiło to wrażenia na obsłudze, która zwracała się do nas po francusku, co bardzo mnie mierziło. Ze wszystkich języków europejskich francuski podoba mi się najmniej. W Palais 12 byłam zmuszona poddać się kontroli osobistej po francusku, kupić hot-doga po francusku i zrozumieć, gdzie usytuowane są toalety, także po francusku. Aż odechciało mi się sikać.
Koncert zaczął się z dużym opóźnieniem.

Po występie support'u (dwóch nieznanych mi DJ'ów) przyszło nam czekać dobrą godzinę na pojawienie się na scenie the Prodigy. W końcu przybyli. Zaczęli utworem Nasty, następnie brawurowo wykonali Firestarter.

Potem było tylko gorzej. Po każdym utworze następowała trzyminutowa przerwa, w czasie której widzowie spoglądali na siebie z powątpiewaniem. Mniej cierpliwi szli kupić piwo lub odpalali papierosa. Było dla mnie dużym zaskoczeniem, że ochrona nie zwraca uwagi na palących. Gryzący dym mieszał się z oparami alkoholu, przyprawiając mnie o mdłości.
W pewnym momencie mój towarzysz, chcąc wysłać smsa, upuścił kubek z piwem.

Alkohol rozlał się na betonowej podłodze. Pech chciał, że kilka minut później przechodziły tamtędy dwie dziewczyny niosące kilka pełnych kuflów z baru i jedna z nich poślizgnęła się. Kufel wraz z zawartością poszybował w powietrze, zawrócił i wylądował dokładnie na mojej twarzy i dekoldcie.

Poczułam, jak alkohol szczypie mnie w oczy. Przeklinając wytarłam twarz i odzież serwetką, którą ofiarował mi jakiś litościwy widz tego dramatu. Po chwili skontrolowałam stan zniszczeń w lusterku.

Makijaż ani drgnął - to się nazywa porządna marka!
W międzyczasie the Prodigy dogorywało na scenie. Grali może z 50 minut, po czym pożegnali się w morzu "fuck" i "screw". Czy naprawdę ci faceci dobiegają pięćdziesiątki? Oto czym grozi przyjmowanie narkotyków za młodu - to jedyna trafna sentencja, którą mogę podsumować ten koncert.

Zniesmaczeni udaliśmy się do wyjścia. Zanim dobrnęliśmy do naszej szafki, minęło dobre piętnaście minut.

Zanim ubraliśmy się i ruszyliśmy do wyjścia, minęła 23cia. I tu czekało nas niemiłe zaskoczenie. Okazało się, że w tej hali Expo wszystkie toalety są zamykane po 23ciej. Ne pomogły błagania i groźby, że mocz oddam na parkingu - pan cieć stwierdził: "U heeft een probleempsjke"*. Ponownie nie mogłam się na niego gniewać ze względu na rozczulający flamandzki.

Obiecałam sobie, że był to mój ostatni koncert w Belgii.

*Ma pani problemik (wymowa flamandzka)

gietat

inne teksty gietat: 

Tagi: gietat