śr., 28/09/2016 - 12:21

Mamo, ja nie chcę do coffeeshopu!

Dla wielu obcokrajowców wejście do coffeeshopu ma w sobie coś z sięgnięcia po zakazany owoc.

Wiadomo, u nas tego nie mamy i wsadzają za to do więzienia, a w Holandii wchodzę do sklepu z „narkotykami” jakby to był warzywniak? Więc człowiek dziwnie się czuje.

Znam wielu mieszkających w Holandii Polaków, którzy jeszcze nigdy nie przekroczyli progu żadnego coffeeshopu. Niechodzi już o samo kupowanie – wiadomo, wielu z nas nie ma potrzeby próbowania „zioła” – ale zwyczajnie o samo wejście do środka.

Podobnie jest z wieloma turystami z Polski. W kraju nasłuchali się o zepsutej Holandii pełnej narkomanów, więc kiedy są na miejscu i widzą, że Holendrzy faktycznie „sprzedają narkotyki w sklepach”, nie chcą mieć z tym nic wspólnego.

Dotyczy to głównie osób w dojrzalszym wieku (powiedzmy 40 lat i więcej), ale i młodzi Polacy są czasem nosicielami wirusa „strachu przed-coffeeshopowego”. Przypominam sobie co najmniej kilku dwudziestoparoletnich znajomych z Polski, których oprowadzałem po Amsterdamie i którzy robili sobie nawet zdjęcia przed coffeeshopami. Kiedy jednak zapytałem, czy chcą wejść do środka i zobaczyć jak to wygląda wewnątrz, peszyli się, machali ręką i mówili: nie, nie, nie trzeba.

Skąd ten irracjonalny strach?

Zrozumiałem to dopiero wtedy, gdy przypomniałem sobie jak wyglądała moja pierwsza wizyta w coffeeshopie. Mimo, że byłem już pełnoletni, wiedziałem, że kupowanie miękkich narkotyków jest w Holandii legalne i że chciałem wejść tylko po to, by sobie popatrzeć (a nie kupić) – mimo to bałem się. Dlaczego?

Wiąże się to chyba z niezwykle negatywnym ładunkiem emocjonalnym, jaki ma w Polsce słowo „narkotyki”. Narkotyki to śmierć, mafia, dno. Narkotyki to największy wróg człowieka. Jeśli ktoś w Polsce wymawia słowo „narkotyki”, to przed oczami mamy od razu obraz leżącego na ulicy we własnych wymiotach chudzielca z długimi włosami, bełkoczącego coś bez sensu, bez zębów, z dziurami po igłach. Narkotyki to Monar, AIDS, cierpienie.

To, że ktoś sobie czasem wypije pół litra wódki, codziennie pali dwie paczki papierosów albo ma 40 kg nadwagi – no problem, od tego się przecież nie umiera.

 Ale narkotyki? Broń boże, synku, nigdy po to nie sięgaj! – krzyczy zatroskana polska matka.

A że słowa „narkotyki” używamy do określenia zarówno szybko uzależniającej i jeszcze szybciej wyniszczającej heroiny, jak i do marihuany czy haszyszu, to również marihuana i haszysz stają się siłą rzeczy czymś arcyniebezpiecznym. Zabójczym. Śmiertelnie groźnym zakazanym owocem.

 

W efekcie miejsce, w którym ten zatruty owoc sprzedają, to właściwie piekło. Na piekło popatrzeć z zewnątrz i zrobić mu zdjęcie – to jeszcze ujdzie. Ale do piekła wejść – to już wielkie ryzyko.

Wchodząc do coffeeshopu wchodzimy do Sodomy i Gomory, przed którą nas mama od dzieciństwa ostrzegała.

Wchodząc do coffeeshopu pokazujemy, że wcale się tymi „narkotykami” nie brzydzimy. Wręcz przeciwnie, owe „narkotyki” nas kuszą.

Piekło, dno, AIDS i śmierć są blisko – szepcze nam nasza podświadomość. Jeśli tam wejdziesz, to znaczy, że cię narkotyki kuszą. Pierwszy krok do narkomanii wykonany. Jesteś, Staszek, na najlepszej drodze do rynsztoka – myślimy i jednak nie wchodzimy.

Jak to w Holandii jest z tymi coffeeshopami? Tutaj wszystko jasno i logicznie wyjaśniamy: http://www.mojaholandia.nl/article/coffee-shopy

Ciekawostki, newsy i dodatkowe informacje o miękkich narkotykach w Holandii: http://mojaholandia.nl/category/moja-holandia/coffee-shopy

Wiemy, że to dziecinne, ale zostajemy na zewnątrz.

Nawet jeśli świadomie rozumując nie mamy nic przeciwko sprzedaży miękkich narkotyków i zdajemy sobie sprawę, że zagrożenia związane z paleniem trawki są zupełnie innego kalibru niż te wynikające ze szprycowania się heroiną czy z odurzania się kokainą.

Ale narkotyk to narkotyk. Zło.
Więc coffeeshop to zło.
I lepiej trzymać go na dystans.

***

To moja teoria na wytłumaczenie irracjonalnego strachu przed wejściem do coffeeshopu osób, które właściwie nic przeciwko coffeeshopom nie mają. Czy Wy także spotkaliście się z tym zjawiskiem? I jakie jest Wasze wytłumaczenie?