ndz., 23/10/2016 - 21:39

Praca po znajomości

Ręka do góry, kto nigdy nie załatwiał sobie nic po znajomości. Swojej ręki nie ośmielę się wystawić, bo często wspieram się znajomymi.

Od jakiegoś czasu na każdej imprezie służbowej zagadywał mnie jeden z kolegów. Studiował w Polsce, dzięki czemu przyzwoicie mówił po polsku. Opowiadał o swojej rodzinie i żonie, która też jest Polką.

W czasie jednej z takich rozmów zagaił: „A może pomogłabyś załatwić pracę mojej żonie? Ty jesteś taka obrotna i robisz karierę a ona sprząta po domach, chociaż to mądra dziewczyna”. Nie chcąc i nie mogąc się wykręcić, dałam mu swoją wizytówkę i powiedziałam, żeby żona do mnie zadzwoniła, to się umówimy.

Był trochę zdziwiony, ale wyjaśniłam, że nie mogę załatwić pracy osobie, której nie znam.
To był czerwiec.

Przez całe lato małżonka kolegi się nie odezwała, więc myślałam, że nie jest zainteresowana.
We wrześniu kolega zaczepił mnie na schodach:
- To ty tu ciągle pracujesz? Myślałem, że odeszłaś, bo dawno cię nie widziałem.

Wyjaśniłam, że dużo podróżuję i często pracuję z innych lokalizacji.
- Umów się z tą moją Anią, dobrze?
- Umówię się, ale niech najpierw zadzwoni.
- Dobrze, powiem jej.
Przez kilka tygodni znowu nic. Pod koniec października odebrałam telefon.

- Cześć, tu Ania. Dostałam twój numer od męża i miałam do ciebie zadzwonić.

Od razu zauważyłam, że nie brzmiała zbyt entuzjastycznie, ale uprzejmie się przywitałam i od razu przeszłam do konkretów.

- Aniu, mogę się z tobą umówić we czwartek, bo to jedyny dzień, kiedy mogę zostać dłużej w mieście.

- Dobrze, spotkajmy się w najbliższy czwartek. O której?

- O 16:25 pod kościołem.

- Nie mam z kim zostawić dziecka.

- A ile ma lat?
- Dwanaście.

- Weź ze sobą – poradziłam i pożegnałam się, bo musiałam wrócić na spotkanie.

Coś jednak mówiło mi, że Ania spotkanie odwoła.

Tak też się stało – we środę wieczorem dostałam wiadomość, że musi pracować, więc z naszego spotkania nici. Nie przejęłam się. I did my best.
Mąż Ani jednak nie odpuszczał. Co i rusz pisał do mnie w pracy na komunikatorze, czy słyszałam o jakiś wolnych posadach u nas w dziale.

Czy może w końcu coś Ani załatwię? Cierpliwie wyjaśniałam, że nic nie załatwię tylko dlatego, że ona jest Polką i ja też. Muszę najpierw zobaczyć jej cv, porozmawiać z nią i ustalić, co w ogóle chciałby robić, bo jego zapewnienia, że chciałaby „pracować w biurze” zamiast sprzątać, to tak jakby za mało.

W końcu ciosał jej kołki na głowie tak długo, że wygospodarowała wolne popołudnie, by się ze mną spotkać.
Kilka dni przed spotkaniem dostałam jej cv.

Nie nazwałabym go imponującym, ale nie należę do osób, które skreślają kogoś na podstawie braku doświadczenia. Z autopsji wiem, że wszystkiego się można nauczyć, jeśli tylko ma się chęć i odpowiednią motywację.

Podrasowałam zatem cv Ani i wysłałam je jej mailem. Była pod wrażeniem.
Spotkałyśmy się, jak już wcześniej było ustalone, pod kościołem.

Zamiast wypytywać ją o jej chęci i zainteresowania po prostu wypaliłam:
- Zaproponuję cię na takie stanowisko, jakie ja mam. Szef powiedział, że nie musisz mieć doświadczenia, jeśli tylko jesteś zmotywowana i chętna do pracy.

- A co bym miała robić? – zapytała przytomnie Ania.

- To ja ci tu wszystko wyjaśnię... – mówiąc to zapuściłam VPN i pokazałam jej co robię, krok po kroku.

Takiego przygotowania do stanowiska mógłby jej pozazdrościć niejeden kandydat.
Ania słuchała mnie z gasnącym zainteresowaniem.

Z każdą chwilą stawało się dla mnie oczywiste, że to nie jest to, czego oczekiwała po „pracy biurowej”. Ostatecznie powiedziała:
- To ja się zastanowię i dam znać.
Chyba nie muszę streszczać, jak brzmiał komunikat, który nagrała na poczcie głosowej w kolejny poniedziałek?

Wniosek nasuwa się sam: jeśli nie chcesz marnować czasu, nie uginaj się pod presją mężów wierzących w to, że ich żonę czeka błyskotliwa kariera biurwy, mimo iż dotychczas pracuje z mopem.

Pozytywne strony tej sytuacji: mąż Ani stracił nagle zainteresowanie pogaduszkami ze mną, a ja po raz kolejny przekonałam się, że mogę zaufać swojej intuicji, która od początku podpowiadała mi, jak to wszystko się skończy.

gietat

inne teksty autorki: http://mojaholandia.nl/category/moja-holandia/gietat   

Tagi: gietat