Z holenderskiego biura
Minęła już połowa mojego kontraktu, a jeszcze nic a nic nie napisałam o kolegach z pracy. A pracuję z naprawdę ciekawymi typami.
Zacznijmy od tego, że wcześniej siedem lat przepracowałam w przemyśle ciężkim. Urabiałam się po łokcie z inżynierami oraz spawaczami, natomiast jest to zupełnie inny gatunek ludzi niż, uwaga, specjaliści do spraw reklamy i marketingu.
Pamiętam, że w czasie moich studiów bardzo wielu znajomych „szło” na marketing i zarządzanie a ja zastanawiałam się, co się po tym robi. Teraz już wiem.
Zacznijmy od przestronnego gabinetu na drugim piętrze. Tam właśnie rezyduje Dżetowa Księżniczka.
Ta piękna osoba charakteryzuje się tym, iż pomiędzy jej włosami dostrzec można zwisające na żyłkach dżety. Tak – tak, jak wyjaśniła, jest to ostatni krzyk mody (przed śmiercią) w jej rodzimym kraju i w sumie bardzo jest z tych żyłek zadowolona, tyle tylko, że nie może się czesać i zdarzyło się raz, że żyłka wplątała się w szprychy od roweru, przez co wyrwała sobie kępkę włosów (i żyłkę). No ale wydarzyło się to tylko raz.
Z dżetową księżniczką nie można się umówić na żadne spotkanie, ponieważ jej praca składa się ze spotkań. Przez te wszystkie spotkanie nie ma czasu pracować. I tak w kółko.
Biuro obok Dżetowej Księżniczki ma Królowa Chaosu.
Wszystkiego potrzebuje na wczoraj, lub w najgorszym razie na zaraz. Obiecuje wszystko wszystkim, ale zazwyczaj o tym zapomina. Nie odpisuje na maile (nigdy) za to wysyła tuziny swoich. Na nie także nie oczekuje odpowiedzi. Zdarza jej się pracować do drugiej w nocy, przez co następnego dnia jest zmęczona, niewyspana, nieskoncentrowana i o wszystkim zapomina.
Koledzy zastanawiają się, co z nią nie tak; ja myślę, że ona po prostu pije.
Naprzeciw Królowej Chaosu siedzą Jeroenek Maruda oraz Pastelowa Saskia.
Saskia była kiedyś Sekretarką jakiejś szychy z branży i trzęsła całym łańcuchem dostaw. Niestety w dobie kryzysu i reorganizacji szycha została zastąpiona inną szychą, z inną sekretarką. A Saskia dostała posadę w marketingu, ze względu na zasługi na placu boju. Saskia jest z tej zmiany bardzo niezadowolona, co sprawiło, że przyjęła rolę firmowej malkontentki (muszę podkreślić, że często przyznaję jej rację) i odlicza lata do emerytury.
Moim „najulubieńszym” jednakże typem jest Schizofreniczny Jeroen Maruda. Jak tylko widzę jego numer na wyświetlaczu, z mojej piersi wyrywa się żałosne westchnienie.
W czasie spotkania omawiamy z Jeroenkiem kalkulację na materiały drukowane do końca roku. Jeroenek kiwa głową i choć nie zawsze się ze mną zgadza, osiągamy porozumienie. Trzy miesiące później wciąż nie mogę zrobić zamówienia.
inne teksty autorki: GIETAT o HOLANDII
Powód? Jeroenek zablokował budżet, wyjaśniając dyrowi finansowemu, że nie rozumie, skąd wzięła się ta kalkulacja.
No błagam.
Jeroenek to mistrz marnowania mojego czasu. Przysyła mi maila, w którym prosi o zredagowania wiadomości do dyra. To ważne, argumentuje. Siedzę nad jego mailem i biedzę się z jego oryginalną gramatyką. W końcu udaje mi się napisać coś zwięzłego i logicznego, co też posyłam do Jeroenka.
Wieczorem czytam maila na telefonie i cóż widzą moje styrane oczy spoza grubych szkieł okularowych? Jeroenek wysłał swoją pierwotną wersję. Po co, chłopie, zawracałeś mi gitarę, jak i tak wszystko robisz lepiej?
Generalnie jednak lubię swoją nową pracę, nawet mimo braku spawaczy w moim najbliższym otoczeniu. Pierwsze pół roku zleciało jak z bicza trzasnął. Za kilka miesięcy czeka mnie renegocjacja kontraktu. Ajajaj. Tanio mnie nie dostaną
gietat