Zatrzymali włamywacza, teraz mają problemy
Pamiętajmy, jeśli napadnie nas w Holandii włamywacz, należy się z nim ostrożnie obchodzić. Delikatnie, bez przemocy, z rozwagą. Inaczej możemy mieć problemy. Tak jak pracownicy amsterdamskiego centrum sportowego Frans Otten Stadion na południu miasta.
Do zdarzenia doszło na początku listopada (4.11). Przyłapany na gorącym uczynku włamywacz został, jak podają niderlandzkie media, pobity przez czwórkę pracowników wspomnianego centrum sportowego w dzielnicy Amsterdam-Zuid. Kiedy policja pojawiła się na miejscu nic nie zapowiadało późniejszych komplikacji. Policjanci aresztowali włamywacza i dopiero po pewnym czasie poczuł się on źle i zemdlał. Następnie odwieziono go do szpitala, gdzie zapadł w śpiączkę.
Problemy zdrowotne włamywacza dały policji podstawy, by przypuszczać, że reakcja pracowników kompleksu sportowego była niewspółmierna do zagrożenia, jakie stwarzał włamywacz. Jednego z pracowników aresztowano i nadal przebywa on za kratkami.
Wciąż jednak nie wiadomo, co było bezpośrednią przyczyną śpiączki. Adwokat oskarżonego pracownika Frans Otten Stadion powiedział, że jego klient nigdy nie był karany oraz że jak dotąd kompletnie nie wiadomo, co było przyczyną dalszych problemów włamywacza. Strategia adwokata wydaje się jasna: chce on wykazać, że pomiędzy przemocą użytą przez jego klienta a zapadnięciem w śpiączkę włamywacza (co, przypomnijmy, nie nastąpiło w trakcie szarpaniny, ale dopiero później) niekoniecznie musi występować bezpośredni związek.
Nie skończyło się jednak tylko na śpiączce. Co gorsza u nieprzytomnego włamywacza pojawiły się później także poważne problemy z sercem. Najpierw przeszedł zawał, później doszło do nagłego zatrzymania krążenia.
Wciąż nie wiadomo, co jest przyczyną tych problemów. Według lekarzy zajmujących się leżącym w śpiączce włamywaczem, nic nie wskazywało na to, by 50-latek miał jakieś kłopoty z sercem, mózgiem czy płucami. Tak przynajmniej stwierdził w programie telewizyjnym Nieuwsuur Peter Plasman, adwokat pracownika, oskarżonego o pobicie włamywacza.
Według Plasmana przebieg feralnego wydarzenia był następujący: pomiędzy pracownikami centrum sportowego a włamywaczem doszło do szarpaniny i jeden z pracowników w celu unieruchomienia przestępcy przydusił go. Nikt jednak nie spodziewał się, że doprowadzi to do późniejszej utraty przytomności włamywacza, a następnie śpiączki, zawału serca i arcypoważnych problemów z układem krążenia.
Sytuacja, która na pierwszy rzut oka wyglądała jak dziesiątki innych nieudanych włamań, do jakich dochodzi corocznie w Holandii i o których szybko się zapomina, doprowadziła jednak do tragicznego finału: teraz głównym oskarżonym w sprawie jest pracownik centrum sportowego. Zostanie mu być może postawiony zarzut… nieumyślnego zabójstwa.
Według prawnika rodziny leżącego w śpiączce włamywacza, mężczyzna najprawdopodobniej już nigdy nie odzyska świadomości. W związku z kolejnymi problemami zdrowotnymi 50-latka nie można także wykluczyć, że nie przeżyje on kolejnych zawałów czy zatrzymań układu krążenia. Jeśli tak się stanie i mężczyzna umrze, wtedy prokuratura będzie mogła postawić osobie, która go „przydusiła”, wspomniany wyżej zarzut nieumyślnego spowodowania zabójstwa.
Początkowo aresztowanych w związku ze sprawą było czterech mężczyzn: dyrektor kompleksu Ger Koopman, jego dwaj synowie oraz ochroniarz. Po wstępnym śledztwie zwolniono w środę wieczorem (16.11) z aresztu ostatnią trójkę. W rękach policji pozostaje nadal jedynie główny oskarżony, 43-letni ochroniarz z Oostzaan.
Czy jednak ciąganie po sądach i aresztach ludzi, którzy chcieli bronić swego mienia nie jest pewną przesadą? Powyższa sprawa nie jest pierwszą tego typu w Holandii.
Dziennikarze amsterdamskiej gazety het Parool przypomnieli w związku z tym wyrok, jaki zapadł w ubiegłym roku w sprawie śmierci jubilera Jack Watermana.
W nocy doszło do napadu na jego mieszkanie, w trakcie którego jubiler dostał ataku serca i zmarł. Początkowo włamywacze również byli oskarżeni o nieumyślne spowodowanie śmierci, ale ostatecznie sąd oczyścił ich z tego zarzutu. Sędziowie argumentowali, że jubiler jeszcze przed napadem, tego samego dnia, skarżył się na poważne problemy ze sercem. W związku z czym nie można było w całości przypisać winy za zawał i śmierć włamywaczom.
Byłoby wielką ironią losu i chyba kpiną z poczucia sprawiedliwości, gdyby w sprawie zdarzenia w Frans Otten Stadion sąd uznał inaczej i za problemy zdrowotne włamywacza obarczył ochroniarza, wykonującego swe obowiązki.
Wtedy sygnał byłby taki: jeśli w trakcie włamania twoja obrona, naiwny obywatelu, doprowadzi do śpiączki czy zawału włamywacza, to pójdziesz siedzieć. Ale jeśli w trakcie włamania czyny włamywaczy doprowadzą do tego, że to ty dostaniesz zawału i umrzesz, wtedy oczywiście włamywacze nie mieli z tym nic wspólnego i nie można ich za to skazać.
Warto śledzić, jakie będą dalsze losy aresztowanego ochroniarza. Powie nam to coś więcej nie tylko o samej tej kontrowersyjnej sprawie, ale i o holenderskim wymiarze sprawiedliwości jako takim.
Sz. B.