pon., 07/03/2016 - 10:14

"Zróbmy sobie prowincję!"2

W Lelystad van Casteren opisuje piękne ideały i brutalną rzeczywistość. Książka jest niezwykłą kombinacją reportażu, autobiografii i pracy historycznej. Oparte o źródła historyczne fragmenty o osuszaniu polderu, budowie miasta i pierwszych pionierach przeplatają się z osobistymi wspomnieniami autora, który w młodości zajmował się głównie wandalizmem.

Idealne miasto Lelystad zmieniało się na oczach van Casterena w miasto biedoty, przestępców i osób niespełna rozumu. Zamiast elit zaludniali je agresywni biedacy z marginesu społecznego i zagubieni w Holandii nowi imigranci (Surinamczycy, cyganie). Raj stał się piekłem, z cudu wyszła katastrofa.

Nawet jeśli dzisiejsze Lelystad jest już inne niż te z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, opisane przez van Casterena, Lelystad pozostaje świetnym dokumentem epoki i przestrogą dla wszystkich tych, którzy uważają, że można szybko i od podstaw zbudować nowe idealne miasto. I idealną prowincję.

Obecnie to nie Lelystad, ale położone bliżej Amsterdamu Almere jest najludniejszym miastem Flevoland. Bliskość stolicy odegrała tu pewną rolę. Z centrum Amsterdamu do Almere dojedziemy pociągiem w 21 minut. Podróż do Lelystad to dodatkowych 16 lub 31 minut, w zależności od rodzaju pociągu.

W Almere mieszka obecnie prawie 200 tysięcy osób i gmina należy do dziesięciu największych w całym kraju. Mieszka tu więcej ludzi niż w bardziej znanych holenderskich gminach takich jak Haarlem, Lejda, Maastricht czy Nijmegen. Lelystad pochwalić się może jedynie niespełna 76 tysiącami mieszkańców.

Miasto nazwane na cześć Cornelisa Lely, czyli człowieka który wymyślił cały plan osuszania Zuiderzee (tzw. Zuiderzeewerken), przegrało zatem konkurencję z Almere. Również Flevoland, które dopiero od 1986 roku jest osobną prowincja, nie do końca spełniło oczekiwania twórców. W prowincji nadal mieszka mniej osób niż planowano. Obecnie liczy ona niespełna 400 tysięcy mieszkańców i jedynie w Zelandii mieszka mniej ludzi.

Dziś nikt nie myśli o dalszym osuszaniu IJsselmeer i tworzeniu nowych polderów. W 2003 roku podjęto ostateczną decyzję o tym, by odpuścić sobie dalsze osuszanie jeziora. W tym sensie zbudowana w latach 1963-1976 tama Houtribdijk, przecinająca IJsselmeer, okazała się zbyteczna.

Część IJsselmeer, znajdującą się po wschodniej stronie tamy Houtribdijk, nazywa się obecnie jeziorem Markermeer. Początkowo planowano wysuszenie całego Markermeer i stworzenie tu największego z polderów Flevoland. Dziś osoby wzywające do realizacji tego projektu uznano by za szaleńców. A tama Houtribdijk służy głównie mieszkańcom Enkhuizen i Lelystad, gdyż łączy ona właśnie te dwa miasta. Jeśli ktoś lubi samochodowe podróże z widokiem na wodę po obu stronach, powinien sobie urządzić przejażdżkę tamą Houtribdijk.      

Fakt, że Flevoland nie okazało się rajem na ziemi, w którym każdy Holender chciałby mieszkać, ma swoje plusy. Ceny domów są tu niższe niż w wielu innych prowincjach, a dla osób poszukujących ciszy i spokoju senne osiedla otoczone polderami mogą mieć swój urok. Tym bardziej jeśli zamieszka się gdzieś na wschodzie Flevoland, skąd do Amsterdamu, Hilversum, Utrechtu czy Amersfoort dojechać można w 15-30 minut.   

Polskie tłumaczenie fragmentu Lelystad: http://pisarzemowia.nl/2013/03/10/klasa-pana-peerebooma/. Linki do tłumaczeń kilku innych fragmentów tutaj: http://pisarzemowia.nl/lelystad-spis-tresci/

powrót do pierwszej części artykułu: "Zróbmy sobie prowincję!"