Amsterdam ostro oszczędza, zamrożenie płac i masowe zwolnienia w urzędach.
Z 55 okienek w urzędach zostanie jedynie siedem. To tylko jedna z konsekwencji wielkich cięć budżetowych, jakie Amsterdam szykuje na 2013 rok. Niby wszyscy narzekamy na urzędników, ale czy władze stolicy nie posunęły się za daleko?
Cała Europa walczy dziś z dziurami budżetowymi – począwszy od tych w państwowym skarbcu, a skończywszy na budżetach rodzinnych – i nie inaczej jest w Holandii. Dotąd mówiło się wiele o kilkunastu miliardach euro, które holenderscy politycy na szybko musieli znaleźć, by domknąć krajowy budżet na 2013 roku. Znaleźli, ale budżet krajowy to nie wszystko. Część zadań państwa leży przecież w gestii władz lokalnych, a i na poziomie gmin i miast kryzys zapukał do drzwi. Tym bardziej, że państwowa kasa, sama świecąca pustkami, zakręciła kurek z pieniędzmi płynącymi w dół.
Mniejsze wsparcie z państwowego budżetu to jedna z przyczyn drastycznie pogarszającej się sytuacji finansowej Amsterdamu. Najpierw mówiło się, że do 2014 roku Amsterdam będzie musiał „ściąć” wydatki o 208 milionów euro, a w połowie maja władze miasta podzieliły się nową rewelacją: musimy znaleźć jeszcze 193 miliony ekstra!
– Wszyscy mieszkańcy Amsterdamu to odczują – przyznał szczersze jeden z najbardziej wpływowych radnych, Lodewijk Asscher, przez wielu obserwatorów uważany za jednego z najzdolniejszych polityków w kraju, z szansami na wielką karierę w przyszłości na poziomie krajowym. Dodatkowe oszczędności wiążą się właśnie z przewidywaną przez amsterdamskie władze niższą dotacją z budżetu centralnego.
W centrali szukają pieniędzy, więc odbija się to na Amsterdamie. Co w takim wypadku robią władze Amsterdamu? Jasne, spoglądają jeszcze niżej. W przygotowanych w amsterdamskich ratuszu planach to właśnie budżety poszczególnych dzielnic (stadsdelen) ucierpią najmocniej. W samym tylko 2013 roku siedem dzielnic będzie musiało zaoszczędzić w sumie 69 milionów euro.
Jak? Głównie dzięki zwolnieniom. W pierwszych planach ustalono, że miejska administracja skurczy się o 450 etatów, teraz zapowiedziano, że zwolnień będzie dużo, dużo więcej. O 1,500 więcej! – Nie wykluczamy przymusowych zwolnień – dodaje w dzienniku het Parool inny z radnych, Eric van der Burg (z liberalnej partii VVD). I zapowiada: etaty znikną głównie w urzędach na poziomie dzielnic. Oprócz zwolnień, szykuje się też zamrożenie płac. Począwszy od 2013 roku, przez dwa lata żaden z amsterdamskich urzędników nie będzie się mógł spodziewać podwyżki nawet o jednego centa. Przyniesie to około 52,5 miliona euro oszczędności.
Powyższe posunięcia wydają się dla mieszkańców Amsterdamu – a przecież to ich dobro powinni mieć na uwadze amsterdamscy radni – mało bolesne. Jednak inne z planowanych kroków mogą się okazać dla przeciętnego amsterdamczyka bardziej zauważalne. Na przykład wspomniana już likwidacja części „okienek” w amsterdamskich urzędach.
Z 55 obecnych pozostanie w przyszłym roku jedynie siedem. Po jednym na dzielnicę.
Albo, mówiąc jeszcze bardziej obrazowo, w liczącym grubo ponad 700 tysięcy mieszkańców mieście, jedno okienko przypadać będzie na więcej niż 100 tysięcy mieszkańców! Dobra rada na przyszły rok: załatwiajmy ile się tylko da przez telefon lub Internet. Na miejscu może być nieco tłocznie...
Według radnego Asschera, reprezentującego socjaldemokratów z Partii Pracy (PvdA), administracja miejska musi być po prostu tańsza i sprawniejsza. Wiele z zadań realizowanych jest na przykład obecnie zarówno przez władze gminy (gemeente), jak i władze poszczególnych dzielnic (stadsdelen). To strata pieniędzy, doszli do wniosku w ratuszu i od 2013 roku ma się to zmienić. Co przyniesie kolejnych 30 milionów euro oszczędności.
Swoją drogą, czy potrzebny był kryzys, by nagle zauważyć, że kilka urzędów zajmuje się tymi samymi zadaniami i że lepiej rozdzielając obowiązki można zaoszczędzić 30 milionów euro rocznie? Gdyby ktoś wpadł na ten genialny pomysł wcześniej, dziś nie byłoby potrzeby przeprowadzania aż tak daleko posuniętej operacji cięć. I może nawet okienek w urzędach uchowałoby się więcej niż siedem…