Stefan Batory pochodził z Holandii, bywał w USA i zmarł w Turcji
Nie, nie król Stefan Batory, ale statek. Jeden z najbardziej znanych statków w historii polskiej marynarki zbudowany został w Schiedam koło Rotterdamu – miasteczku skądinąd z obecnie dużą polską społecznością.
A zanim stał się polskim Batorym nazywał się Maasdam i przez lata służył Holendrom. Którzy później podobno nam go zazdrościli.
Zanim Stefan Batory trafił do Polski przebywał w Holandii. A zanim pojawiła się potrzeba sprowadzania niderlandzkiej jednostki, pod polską banderą pływał już inny Batory. Tyle że włoski. Trochę to skomplikowane, więc wyjaśnijmy po kolei.
Z ziemi polskiej do amerykańskiej (ale włoskim statkiem)
Przed II wojną światową wielkie polskie statki pasażerskie jeśli wybierała się w daleką podróż to najczęściej do Stanów Zjednoczonych. Statki były wypełnione po brzegi emigrantami, chcącymi rozpocząć nowe życie za „wielką wodą” i wypływały głównie z Gdyni. W kierunku powrotnym płynęły zazwyczaj załadowane towarami lub po prostu puste. Kierunek Polska-USA był dużo popularniejszy niż USA-Polska. Dlaczego, wyjaśniać chyba nie trzeba.
Chętnych na rejsy do Wujka Sama przybywało, a statków nadających się na transatlantycką podróż mieliśmy tylko trzy. W latach trzydziestych postanowiono, że należy poszerzyć flotę. Statki miały oferować znacznie wyższy komfort podróży. Czasy się zmieniły, oprócz biednych emigrantów marzących o lepszym losie do Stanów wyjeżdżali też bogatsi polscy turyści i biznesmeni. Decyzja zapadła: budujemy nowy statek pasażersko-drobnicowy (mogący oprócz ludzi przewozić również towary). Prace ruszyły 1 maja 1934 roku.
Tyle, że budowano nie w polskiej stoczni, ale za granicą. Wybór padł na włoską stocznię Cantieri Riuniti dell’ Adriatico w Monfalcone.
Statek zwodowano 3 lipca 1935, a Włochom zapłaciliśmy częściowo węglem.
Wybór nazwy budził emocje.
Pierwsza propozycja „Paderewski” odpadła, z następnej „Kościuszko" też zrezygnowano. Ostatecznie statek nazwano „Batory” (pełna nazwa to „MS Batory”).
Wolniejszy od holenderskiego, ale lepszy od Titanica (bo nie zatonął)
„Batory” był statkiem dosyć nowoczesnym, ale wolniejszym od np. holenderskiego „Oranje” (w tamtych czasach zbudowany w Amsterdam Noord „Oranje” był najszybszym transatlantyckim statkiem pasażerskim świata). „Batorego” śmiało można nazwać polskim „Titanikiem”, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Do pracy nad wnętrzem i wyposażeniem statku zatrudniono czołowych polskich artystów (dziś nazwalibyśmy ich designerami). Zaprojektowali oni pomieszczenia dla pasażerów oraz wiele drobnych detali, np. zastawę stołową czy karty dań.
Niestety „Batory” miał pecha, wkrótce wybuchła wojna i zamiast turystów przewoził głównie żołnierzy. Statek przerobiono na potrzeby wojskowe. Mimo że brał udział w działaniach wojennych udało mu się uniknąć zatopienia. Po wojnie znów stał się statkiem pasażerskim, a przez pewien czas cumował w porcie Nowym Jorku. Początkowo, podobnie jak poprzednicy, transportował głównie emigrantów. Lata pięćdziesiąte to początek zimnej wojny, i to w tym „najchłodniejszym” wydaniu, więc rejsy do USA szybko się skończyły.
W 1951 roku „Batory” rozpoczął rejsy turystyczne, głównie na linii pakistańsko-indyjskiej. Statek 25 razy wyruszał w podróż łączącą miasta: Gdynia-Southampton-Gibraltar-(czasami La Valletta)-Port Said-Suez-Aden-Karaczi-Bombaj. Od 26 sierpnia 1957 roku pływał również po Atlantyku, gdzie obsługiwał linię kanadyjską (Gdynia-Kopenhaga-Southampton-Montreal). Na linię Polska - USA nigdy nie wrócił, a z użytku wycofany został w 1971 roku.
Pływający Holender z polską flagą
Kiedy „MS Batory” pływał do Indii, w Holandii powstawał nowy „Batory”. Wówczas nikt jeszcze nie wiedział, że statek tak będzie się nazywać i że znajdzie się kiedyś pod polską banderą. 5 kwietnia 1952 roku zwodowano w stoczni Wilton-Fijenoord Dok-en-Werf-Maatschapij w Schiedam statek „Maasdam”, o porównywalnej wielkości do „MS Batorego”.
„Maasdam” pływał najpierw dla Holendrów, ale w 1968 roku został zakupiony przez Polskie Linie Oceaniczne. Dlaczego? Ponieważ „MS Batory” miał już swoje lata i szukano następcy. Włoskiego olbrzyma zastąpiono holenderskim; również nazwa się zmieniła – z „MS Batory” na „TSS Stefan Batory”.
Mimo że Holendrzy używali „polskiego Batorego” już prawie dwie dekady, statek wciąż był sprawny i w miarę nowoczesny. Jednostka wymagała jedynie niewielkiej przebudowy i odświeżenia. Dlatego zanim wyruszyła w pierwsze rejsy pod polską banderą trafiła najpierw do stoczni w Gdańsku. Została tam gruntownie przebudowana przez polskich inżynierów.
Legenda głosi, że kiedy odnowiony „Stefan Batory” po raz pierwszy wpłynął do portu w Rotterdamie, wzbudził tak szczery zachwyt niedawnych właścicieli, że ci natychmiast wyrazili chęć odkupienia odnowionego „Maasdam” z dziwną polską nazwą. Polacy dumni ze swej pracy i zadowoleni z nowego nabytku nie skusili się na tę ofertę, brzmi zakończenie tej anegdoty. Bez względu na to, ile w tej opowiastce prawdy, fakty mówią same za siebie: „Stefan Batory” stał się sukcesem i pływał pod polską banderą trzy dekady. Stał się chlubą polskiej żeglugi i bohaterem kilku polskich filmów.
Luksusowy rejs czyli handel cytrynami i kożuchami
„TSS Stefan Batory” pływał głównie do portów w Kanadzie i USA. Często podróżowali nim polscy emigranci, którzy kilka dekad wcześniej, innym „Batorym”, popłynęli do Ameryki. W latach siedemdziesiątych po częściowym otworzeniu się Polski na świat emigranci płynęli do ojczyzny odwiedzić rodziny, których często nie widzieli kilkadziesiąt lat. Także rodziny z Polski mogły odwiedzić bliskich i zobaczyć z bliska mityczny Zachód.
Ponieważ połączenia transatlantyckie miały coraz mocniejszą konkurencję ze strony linii lotniczych, Batory musiał poszukać sobie innej niszy na rynku. W miejsce kursującego regularnie liniowca pasażerskiego stał się statkiem typowo turystycznym. Pływającym nie tylko między brzegami Atlantyku, ale i po Morzu Śródziemnym.
Kto myśli, że wypływający z komunistycznej Polski „turyści” przypominali pławiących się w luksusach zachodnich wycieczkowiczów, wyruszających statkami-olbrzymami w egzotyczne rejsy, ten się trochę myli. Polscy pasażerowie w trakcie zwiedzania portów Europy Południowej ograniczali się głównie do wielkich zakupów na miejscowych targach, a na pokładzie skupiali się na opróżnianiu sklepu wolnocłowego. W pewnym sensie „TSS Stefan Batory” został przez samych pasażerów przerobiony z jednostki turystycznej w handlową.
Zabawnie opisują to w swej książce „Podróże małe i duże” Wojciech Mann i Krzysztof Materna. A wiedzą o czym mówią, bo na „Stefanie Batorym” zabawiali pasażerów swymi występami. Oto fragment ich książki, w dodatku z holenderskim wątkiem:
"(...)Przed wypłynięciem do Rotterdamu wśród pasażerów panowało szczególne podniecenie. Wtajemniczeni wyjaśnili nam, że pieniądze zgromadzone w czasie rejsu przy sprzedawaniu kożuchów, kupowaniu cytryn, wymianie cytryn na dolary - po ostatniej transakcji w Rotterdamie będą miały przebicie sześćdziesięciokrotne. Finalnym produktem, na który wszyscy się szykowali, byłe słynne plastikowe dywany holenderskie(...)"
„TSS Stefan Batory” przerobiony został na przysłowiowe żyletki w stoczni Aliaga w Turcji w 2000 roku.
Gdyby statkom stawiano nagrobki na jego mógłbym znaleźć się napis: „Urodził się w Schiedam, dzieciństwo spędził w Holandii, po osiągnięciu pełnoletności trafił do Polski, mieszkał w Gdyni, ale ze względu na pracę wiele podróżował, od Kanady po Szwecję, od Włoch po USA. Jak to Holender, poddany został eutanazji: w Turcji, w 2000 r. Panie świeć nad jego duszą.”
"TSS Stefan Batory" dane techniczne:
Nośność (DWT) 7170 T
Liczba członków załogi 331
Liczba pasażerów 783
Długość całkowita (L) 153,4 m
Szerokość (B) 21,1 m
Zanurzenie (D) 8,8 m
Prędkość maks. 16-18 w
Pojemność brutto 15 044 RT GT
Pojemność netto 8684 RT NT
Dane napędu General Electric, 8500 KM
Liczba śrub napędowych 1
Inne 10 300 Mm (zasięg)