Pałac Królewski Amsterdamie
To dzięki niemu Amsterdam jest stolicą Holandii. Niegdyś ratusz i duma mieszczańskiego Amsterdamu, później dom Ludwika Napoleona i jego kapryśnej żony, obecnie pałac dynastii Orańskiej, która z balkonu macha do zgromadzonych tłumów.
Pałac Królewski w Amsterdamie to historia Holandii i skarbnica anegdot.
Akt pierwszy.
Siedemnasty wiek, Republika Zjednoczonych Prowincji u szczytu potęgi. Najważniejsze miasto w Republice: Amsterdam. Zamożni kupcy potrzebują symbolu mieszczańskiego charakteru miasta. Zapada decyzja: na głównym placu miasta, Dam (http://www.mojaholandia.nl/artykul/plac-dam-dam-plein) w miejsce starego, rozlatującego się powstanie nowy, potężny ratusz.
I to jaki ratusz! Po zawarciu w 1648 roku pokoju westfalskiego i zakończeniu wojny osiemdziesięcioletniej w Republice panuje euforia. Wygraliśmy z Hiszpanami, jesteśmy niepodlegli, gospodarka rozwija się jak szalona! Ratusz nasz widzimy ogromny.
I tak się dzieje. Nowa siedziba władz miejskich Amsterdamu jest największą niereligijną budowlą Europy. „Ósmy cud świata”, mówią o nim amsterdamczycy. I symbol tolerancyjnego, wielokulturowego, nierządzonego przez Kościół miasta. Proszę, u nas buduje się nie tylko wielkie świątynie, u nas to władza świecka dysponuje imponującym gmachem.
Projekt realizuje architektoniczna gwiazda tych czasów, Jacob van Campen. Wcześniej zbudował Mauritshuis w Hadze (dziś jedno z najważniejszych muzeów w Holandii, ze słynną „Dziewczyną z Perłą” Vermeera), na swym koncie ma też dom Rembrandta w Amsterdamie i pałac Noordeinde w Hadze (dziś miejsce pracy króla Wilhelma-Aleksandra). W 1665 roku po prawie dwóch dekadach prac budynek jest gotowy.
Bogaty Amsterdam, czujący się w połowie złotego siedemnastego wieku państwem w państwie, przepełnia się dumą. Budowa kosztowała 8,5 miliona guldenów – wówczas astronomiczna kwota. Ściany i fundamenty wzniesiono z żółtawego piaskowca z niemieckiego Bentheim.
Ratusz stoi na 13,659 drewnianych palach. Niegdyś liczbę tę znać musiał każdy holenderski uczeń. Na szczęście na zapamiętanie tego ciągu cyfr był sposób: „liczba dni roku, a przed nią 1, a za nią 9”. Sprytne.
Akt drugi
Przełom XVIII i XIX wieku. Ze Złotego Wieku w osiemnastym stuleciu niewiele pozostało. Republika gnije od środka, bogactwo należy do przeszłości, a pozycja Amsterdamu na światowej arenie spada. W dodatku w Europie szaleje Napoleon. Również Holandia staje się częścią jego imperium.
W 1806 roku brat Napoleona Bonaparte, Ludwik Napoleon zostaje królem nowo utworzonego marionetkowego Królestwa Holandii, będącego faktycznie prowincją napoleońskiego cesarstwa. Ludwik N. pomieszkuje najpierw w Hadze i Utrechcie, ale w 1808 roku informuje władze Amsterdamu: macie miesiąc by się wynieść z ratusza, zamierzam tam zamieszkać.
Urzędnicy w pośpiechu wynoszą się z budynku i za nowy ratusz obierają sobie Prinsenhof przy ulicy Oudezijds Voorburgwal (obecnie znajduje się tu hotel The Grand). Kiedy Napoleon przyjeżdża do miasta pragmatyczni mieszkańcy witają go „z radością”. To nie polska mentalność, by bić się do ostatniej kropli krwi nawet jeśli bitwa od dawna przegrana; holenderska mentalność każe się „dostosować” i liczyć pieniądze, nie trupy.
Nowy król okazuje się wcale nie taki zły. Ratusz przemianowuje na Pałac Królewski, ale we wnętrzach nie dochodzi do wielkiej rewolucji. Ot, więzienie w piwnicy zmienia się w piwnicę z winami, wielka „sala obywatelska” staje się salą balową, dobudowuje się kilka ścianek, kilka burzy, ale stary charakter budynku zostaje z grubsza zachowany.
Do większej zmiany dochodzi przed pałacem. Dotąd na środku placu Dam, przed ratuszem stała waga miejska. W niewielkim, sześciokątnym budynku ważono produkty i wokół niej kwitnął handel. Ludwik Napoleon nie życzył sobie, by mu pod oknem ważono śmierdzące sery i od rana hałasowano. Poza tym waga psuła mu widok z okna. Wagę zburzono.
Przemienienie ratusza w pałac było dla dumnego amsterdamskiego mieszczaństwa policzkiem. Był to symboliczny koniec epoki „wielkiego Amsterdamu”, w którym to nie Kościół, nie królowie i nie obce mocarstwa, ale właśnie mieszczaństwo miało najwięcej do powiedzenia.
Na pocieszenie trzeba dodać, że Ludwik Napoleon okazał się przyzwoitym władcą.
Dzięki obecności w Amsterdamie brata wielkiego Napoleona Bonapartego Amsterdam stał się oficjalnie jedną z trzech stolic napoleońskiego imperium – obok Paryża i Rzymu. Nie najgorsze towarzystwo.
Poza tym swoimi poddanymi Ludwik Napoleon interesował się tak bardzo, że nawet zaczął uczyć się niderlandzkiego. Nie do końca mu to wychodziło, z czym wiąże się pewna anegdota. W trakcie przemówienia wygłaszanego do amsterdamczyków Ludwik przedstawił się nie jako „koning van Holland” (król Holandii), ale jako „konijn van Holland” (królik Holandii). Król czy królik, po polsku też to brzmi podobnie. I też kupa śmiechu.
Bratanie się Ludwika z Holendrami nie przypadło do gustu jego bratu i w 1810 roku wściekły Napoleon Bonaparte nakazał miękkiemu braciszkowi, by ten wyniósł się z Holandii (co żona Ludwika, narzekająca na „brudne, śmierdzące” miasto przyjęła z ulgą). Marionetkowe Królestwo Holandii przeszło do przeszłości, a Holandia została wcielona do Francji. Nie na długo.