Sprawy socjalne pt., 08/11/2019 - 11:22

Lekarz w Holandii? Huisarts - lekarz pierwszego kontaktu

Każdy z nas, kto planuje osiedlić się w Holandii na dłużej niż kilka tygodni, prędzej czy później musi wybrać się na poszukiwanie lekarza domowego.

Huisarts – czyli lekarz pierwszego kontaktu, zna się na wszystkim i na niczym. To chyba jedyny lekarz, który wyleczy zapalone migdałki i wykona badanie cytologiczne.

Czasami znalezienie (dobrego) lekarza w swojej dzielnicy graniczy niemal z cudem. Zwykle ci w okolicach dużych osiedli mają już wystarczająco dużo pacjentów i nie przyjmują żadnych nowych.
Jeśli jednak uda ci się znaleźć odpowiedniego doktora, zostaniesz zaproszona na kennismakingsgesprek, 2-3 minutowe spotkanie zapoznawcze z twoim lekarzem .
Jeśli w tym momencie zechcesz odetchnąć z ulgą (no bo przecież już masz lekarza), wstrzymaj oddech… Najlepsze jeszcze przed tobą!

>>W Holandii bez L4? SPRAWDŹ<<

Niespodzianka nadejdzie już w czasie pierwszej choroby albo przeziębienia. Gdy cała obolała, zakichana i z gorączka będziesz przemykać między kroplami deszczu (bo jak na złość pada), mając nadzieję, że medyk przepisze jakieś cudowne lekarstwo, które w oka mgnieniu postawi cię na nogi, zastanów się dwa razy czy na pewno warto. Pan(i) doktor postuka, posłucha, zada kilka pytań i w 9 na 10 przypadków stwierdzi że to wirus, nic nie można poradzić, tylko odpoczywać, spożywać dużo płynów i wziąć paracetamol.
No właśnie – Paracetamol – lek, któremu przypisywane są magiczne zalety.

Warto wiedzieć, że jeśli wybierzesz się do huisarts z jakąkolwiek dolegliwością, szanse są duże, że zostanie ci polecony właśnie paracetamol (nie bez powodu najczęściej sprzedawany lek w Holandii).

Nie licz na syropy, kropelki, o antybiotykach nawet nie wspominając. Jeśli będziesz chciała podsunąć doktorowi jakąś sugestię – uważaj, bo może nakrzyczeć.
Oprócz zwyczajnych przeziębień i chorób można się wybrać do huisarts z różnymi dolegliwościami fizycznymi. I tak oto autorka tych skromnych słów, udała się po poradę, po utrzymujących się przez kilka tygodni krwawień z nosa. Niestety, doktor skromnie stwierdził, że nic nie może zrobić, lekarstwa na moją dolegliwość nie ma (nawet paracetamol nie pomoże), a ja opuściłam gabinet lekarski po 2 minutach, trzymając w rękach ulotkę, gdzie było krótko opisane, że krwawienia ustaną, jak tylko przestanę dłubać w nosie.
Oburzona jakością opieki medycznej wskoczyłam na rower i przemykając pomiędzy kroplami deszczu (Jak często pada w Holandii?) obiecałam sobie, że moja noga długo nie postanie w gabinecie mojego huisarts.
Obietnicy udało mi się dotrzymać. Bardzo długo nie byłam u mojego huisarts, co nie oznacza, że nie wiedziałam innego lekarza.

Trzeba pamiętać, że zawód lekarza jest bardzo męczący i pan(i) doktor wyjeżdża kilka razy w roku na jak najbardziej zasłużone wakacje. I co wtedy z jego pacjentami?
Otóż troskliwy doctor, zostawia na automatycznej sekretarce numery kilku innych lekarzy, z którymi można się skontaktować w czasie jego nieobecności. W momencie, jak mój doktor szusował po ośnieżonych stokach w Alpach, ja z rosnącą gorączką (tak, już spróbowałam się leczyć paracetamolem i nie pomogło), postanowiłam umówić się na spotkanie z jednym z back-up huisarts.
Moje zdziwienie nie miało granic, gdy podjechałam pod wskazany adres (tym razem nie padało) i zobaczyłam na drzwiach “Dr.X, seksuolog”.

Po chwili zastanowienia i zawahania (‘czyżby to gorączka płatała mi figle?’) weszłam do środka. I tu muszę przyznać, że mimo iż natura mojego problemu nie była specjalizacją pana doktora, to i tak zostałam potraktowana jak należy, co sprawiło, że powoli odzyskałam wiarę w holenderską służbę zdrowia.

Niestety, wiara ta, została poważnie nadszarpnięta, kiedy przyjaciółka K. podzieliła się poniższą historią.

Pewnego letniego, słonecznego dnia, koleżanka K. ostatkiem sił dojechała do gabinetu, pełna nadziei, że jej cierpienie dobiega końca (pominę tutaj objawy jej choroby).

Doktor postukał, zbadał i stwierdził zapalenie wyrostka, do dalszego zbadania przez chirurga w szpitalu. Najwidoczniej przepadek K. w oczach lekarza nie wyglądał poważnie, albo K sprawiała wrażenie nie aż tak poważnie chorej.
Po zapytaniu czy K. przyjechała rowerem (‘tak’) doktor narysował mapkę, jak dojechać do najbliższego szpitala, uścisnął rękę i życząc ‘success en sterkte’ wypchnął ją z gabinetu.

Dziś K. z dumą prezentuje bliznę po operacji, a historia “jak huisarts kazał mi jechać do szpitala na rowerze z zapalaniem wyrostka’ jest często wspominana.
‘Lepiej zapobiegać, niż później leczyć’ – niech to będzie motto na najbliższe zimne miesiące. I pudełeczko paracetamolu (nigdy nie wiadomo…) na pewno nie zaszkodzi.

Walucha