wt., 19/07/2011 - 19:43

Holender mówi: Basta

Chroniczny brak pralki zmusza mnie do częstych wizyt w pralni samoobsługowej. Pralnie tego typu mają to do siebie, że zazwyczaj siedzi się w nich samemu, bądź w towarzystwie niezwykle rozmownych Somalijczyków.

Aby się nie nudzić, zawsze biorę sobie coś do czytania: a to książkę, a to gazetę, a to czasopismo w lokalnym narzeczu. Czytanie, oprócz walorów poznawczych, ma tę wartość dodaną, że odgradza czytającego niewidzialnym murkiem od świata zewnętrznego, powstrzymując w/w Somalijczyków wszelkiej maści od prób zdobycia mojego numeru telefonu.

W poprzedni czwartek, a lało wówczas niemiłosiernie, zaopatrzyłam się w czasopismo o intrygującej nazwie BASTA. Tytuł od razu przyciągnął moją uwagę. Bo kiedy Holender mówi „basta”? Bardzo często.

- Ik ben klaar er mee*! Nie wydusisz ode mnie ani grosza więcej! (do nieuczciwego kontrahenta).

- Dosyć! Nie będę więcej za wszystko płacił! Idź do pracy! (małżonek do żony na wychowawczym).

- Genoeg**! Nie zapłacę dwóch i pół euro za tę nędzną kanapkę! Ona jest warta co najwyżej dwa euro! (koleżanka z pracy do kasjerki w kantynie zakładowej).

Idea „basty” w różnych wydaniach jest wszechobecna w holenderskim życiu społecznym. Ale żeby od razu czasopismo z tego robić? Zaintrygowana sięgnęłam na półkę. BASTA okazała się magazynem poświęconym rozwodom. Jego podtytuł napawa optymizmem: „Nowa faza, nowy początek”. Treść artykułów i porad traktuje nie o samych przyczynach rozwodu, lecz o tym, co dalej: układaniu sobie życia w pojedynkę, zapewnienia stabilnych warunków dzieciom, możliwościach poznania nowego partnera. Czytając odniosłam wrażenie, że Holendrzy mają wyjątkowo praktyczne podejście do kwestii rozwodów.

Dla przykładu, niemalże naukowo przedstawione są dwie idee opieki nad dziećmi: tak zwana co-ouderschap (wspólne rodzicielstwo) oraz birdnesting (dosł.: wicie gniazda). Co-ouderschap polega na tym, że dzieci mieszkają tydzień u matki i tydzień u ojca (bardzo popularny model „dzielenia się” potomstwem w Europie Zachodniej). Dużą wadą tego modelu jest to, iż dzieciaki wciąż się przeprowadzają, ciągnąc za sobą ubrania, ulubione pluszaki i przybory szkolne. W modelu birdnesting tymi, którzy się przeprowadzają, są rodzice.

„Przecież to nie dzieci chciały się rozwodzić, dlaczego więc dzieci mają pakować walizki?” – agituje autor artykułu. Model birdnesting oprócz licznych zalet, ma jedną „drobną” niedogodność: jest drogi. Wymaga bowiem od stron zainteresowanych posiadania trzech domów: jej, jego i wspólny „dom rodzinny”, w którym mieszkają dzieci i zmieniają się rodzicie1. W związku z tym jest raczej niemożliwy do zaaplikowania na gruncie polskim, przynajmniej na chwilę obecną. Sama idea birdnesting wydaje się jednakże dość interesująca.

 

Z początku miałam wobec BASTY niezwykle mieszane uczucia. Oto grupa rozbebeszonych trzydziestolatków opowiada o tym, jak fajnie jest się rozwieść. Po przebrnięciu przez cały magazyn zmieniłam jednak zdanie. Jeżeli ma sens wydawanie pism da nowożeńców, to wydaje się to jak najbardziej zasadne w przypadku rozwodników. Jeśli potrzebujemy rady stojąc u progu „i żyli długo i szczęśliwie”, to potrzebujemy jej tym bardziej w momencie, gdy nasza prywatna bajka się dobiega końca a kochanków rozdziela zgoła coś innego niż śmierć.

Jedyne pytanie, które wynurza się z morza mojej świadomości po lekturze pisma, brzmi: czy taki magazyn miałby rację bytu w Polsce?

Ze względów obiektywnych pytanie ma charakter retoryczny.

gietat

* Mam tego dosyć!
**Dosyć!
1Net als vogels: Birdnesting: nieuwe vorm van co-ouderschap’, Oswin Schneeweisz, Basta 01/2011

Tagi: gietat