Kryzys, więc policja strzela do protestujących (2)
Na tle dwóch poprzednich wielkich powstań (mniejsze pomijamy), węgorzowego i ziemniaczanego, kryzysowa rewolta z 1934 roku okazała się nawet mniej krwawa. Pięć ofiar śmiertelnych, ponad 50 ciężko rannych.
Na kilka dni, od 4 do 9 lipca, Jordaan zamienia się jednak w wielki plac walki. Rewolucja rozlewa się na kolejne robotnicze dzielnice, Staatsliedenbuurt, Spaarndammerbuurt, Indische Buurt, Amsterdam Noord. Protestujący budują barykady, płoną mosty. Policja nie daje rady, władze miasta wzywają na pomoc wojsko. 5 lipca pada pierwsza ofiara śmiertelna.
7 lipca do Amsterdamu przyjeżdża znienawidzony przez protestujących premier Hendrik Colijn. Musicie się z nimi ostrzej rozprawić, przekonuje miejskie władze. Więc policjanci i żołnierze strzelają do protestujących bez ostrzeżenia, padają kolejne ofiary śmiertelne i wielu, wielu rannych. Protestujący są coraz bardziej zmęczeni i coraz mocniej zdają sobie sprawę, że w tym starciu nie zwyciężą. 9 lipca jest już właściwie po wszystkim, powstanie dobiegło końca.
Jaki był jego efekt? Poza zniszczeniami, pięcioma ofiarami śmiertelnymi, dziesiątkami ciężko rannych i ponad setką aresztowanych? Niewielki. Najbardziej widocznym efektem było to, że w kolejnych latach pokryto asfaltem drogi w Jordaan: po to, by utrudnić rzucanie kamieniami i ułatwić ciężkim policyjnym pojazdom poruszanie się po dzielnicy. Na wypadek, gdyby w Jordaan znów doszło do rewolucji.
Colijn nie wycofał się z planów cięć w zasiłkach. Kryzys trwał nadal. Biedni pozostali biedni, tyle że teraz ograbiono ich jeszcze z czegoś innego: z nadziei, że ktoś posłucha ich głosu.
W 1987 roku przy wejściu do kościoła Noorderkerk umieszczono pomnik przypominający o ludowym powstaniu z 1934 r.
Obecnie jest to jedno z ulubionych miejsc garstki holenderskich komunistów.
Czy w lipcu 2013 roku czeka nas powtórka Jordaanoproer? Wbrew wszelkim narzekaniom na trwający od 2008 roku kryzys czasy mamy zupełnie inne. Wystarczy udać się do Jordaan i porównać dzielnicę ze zdjęciami i opisami historyków sprzed 50 czy 100 lat.
Także nikt w Holandii głodem nie przymiera, a wielodzietne rodziny nie mieszkają w jednopokojowych mieszkaniach z grzybem na ścianach i bez sanitariów. Holandia to nadal jeden z najzamożniejszych krajów UE. A za biednych uważają się ci, których nie stać na kupno najnowszego iPhona i na wakacje jeżdżą do Hiszpanii a nie do Tajlandii.
Tłumów na barykadach w Jordaan w lipcu 2013 roku raczej nie będzie.
Szymon Baterko