pt., 15/02/2013 - 07:26

Prawie 6 tysięcy euro zasiłku za atakowanie Polaków w Holandii. I jak tu żyć?

 FELIETON: Okiem Baterki, czyli co w Holandii piszczy 

- To straszne, mieć zasiłek i cały dzień siedzieć w domu – skarży się Wim Kortenoeven, były poseł antyimigracyjnej partii PVV.

Żadnych obowiązków, 24 godziny na dobę czasu wolnego, wstawanie o dwunastej. I prawie sześć tysięcy euro zasiłku. Z kieszeni podatnika. Jak żyć, panie premierze, pytam się, jak żyć? Dramat. 

To prawda: kryzys mocno uderzył w Holandię. Państwo opiekuńcze jest coraz mniej opiekuńcze. Coraz więcej ludzi żyje w biedzie. Zasiłki coraz niższe. Bezrobocie rośnie. Starszym bezrobotny trudno znaleźć pracę. Katastrofa.

Weźmy na przykład byłych posłów populistycznej partii PVV. W Polsce PVV znana jest głównie dzięki założonemu przez ugrupowanie portalowi, na którym Holendrzy mogli składać anonimowe donosy na m.in. polskich imigrantów.

Posłowie PVV najpierw nieźle się napracowali. W parlamencie zasiadali ponad dwa lata, od czerwca 2010 do września 2012 roku. Wynagrodzenie holenderskiego posła, wraz z dodatkami, to jakieś głupie 8,500 euro miesięcznie brutto. Ale czego nie robi się dla dobra kraju? Więc posłowie zacisnęli zęby i harowali jak woły.

O większości z 12 posłów PVV, którzy zasiadali w parlamencie w latach 2010-2012, a w wyborach z 2012 roku nie zostali ponownie wybrani i teraz przesiadują na zasiłku, mówiło się co prawda rzadko. Złośliwi dodawali: w PVV liczy się jedynie lider Wilders, a reszta to słono opłacana maszynka do przytakiwania i głosowania.

Ach, ci złośliwi. Przecież byłym posłom PVV czasem udawało się zainteresować swą działalnością holenderską opinię publiczną.

Na przykład Ericowi Lucassenowi. Przez kilka tygodni był prawdziwą polityczną gwiazdą mediów. Zaczęło się od tego, że media wykryły, iż mieszkając w Haarlemie terroryzował swych sąsiadów. Wyzywał ich i groził im. Sikał do skrzynek pocztowych. Jako wojskowy miał romans z podwładną, za co został ukarany. Rzucił się na sprzedawcę w coffeeshopie (którego był częstym bywalcem) i powalił go na ziemię. Szwagrowi zniszczył auto. I tak dalej.

Słowem, Lucassen nie był szarą myszką, ale człowiekiem czynu. I to niezłomnym. Po fali krytyki, jaka na niego spadła w związku z rewelacjami na temat jego agresywnej przeszłości, nie ugiął się. Nie złożył mandatu. Pozostał w
Tweede Kamer, holenderskim Sejmie. Nie zrezygnował ze swej misji.
Oto człowiek-idealista. Mimo wszechobecnej krytyki, oburzenia i niesmaku, jakie wywołały jego zachowania, trwał na stanowisku. Za jedyne 8,500 euro miesięcznie. Ale czego się nie robi, by zrealizować swe ideały?

O tym, że wśród posłów PVV nie brakowało idealistów, przekonuje nas inicjatywa innego byłego parlamentarzysty tej partii w latach 2010-2012 (obecnie również na zasiłku w wysokości 5,849 euro), Ino van den Besselaara. To on był mózgiem projektu „Portal zgłaszania skarg na imigrantów z Europy Wschodniej i Środkowej”. Inicjatywy, którą w holenderskich mediach szybko zaczęto nazywać „Polenmeldpunt” – portalem donosów na Polaków. (nasz wywiad z posłem - Holenderski poseł: Polacy są hałaśliwi i dużo piją)

„Masz dość imigrantów z Europy Środkowej i Wschodniej? Straciłeś pracę na rzecz Polaka, Bułgara czy imigranta z innego kraju tego regionu? Chętnie o tym usłyszymy. PVV oferuje ci tę stronę jako platformę, za pośrednictwem której możesz zgłosić swoją skargę”, czytaliśmy na stronie, która stała się przedmiotem dyskusji nawet w Komisji Europejskiej i Parlamencie Europejskim. (więcej w temacie - Kto zbija kapitał na stronie szkalującej Polaków? )

Zabawne jest również to, że ideowy van den Besselaar dostał się do parlamentu jako „zawodnik rezerwowy”, po rezygnacji z mandatu innego z posłów PVV, Jamesa Sharpe, pornobarona prowadzącego na Węgrzech podejrzaną firmę zajmującą się sekstelefonami. W wyborach van den Besselaar uzyskał – uwaga, uwaga! – 117 głosów. Warto przy tym podkreślić, że w Holandii funkcjonuje lista krajowa. A zatem spośród kilkunastu milionów uprawnionych do głosowania Holendrów na van den Besselaara zagłosowało 117. Wow.    

Bardzo ideowy był także były poseł PVV Marcial Hernandez, podobnie jak Lucassen z wojskową przeszłością. We wrześniu 2010 roku świeżo upieczony parlamentarzysta Hernandez tak zaangażował się w dyskusję z pewnym urzędnikiem przy wejściu do kawiarni w Hadze, że w końcu wymierzył dyskutantowi kilka ciosów. Pech, wszystko nagrała kamera. Hernandez spędził noc na komisariacie i zapłacił 500 euro grzywny. Z miesięcznej płacy pozostało jedynie 8,000 euro. 
 

Ale czego się nie robi w obronie swych ideałów?

Poseł Van Bemmel też nie miał łatwo. Kiedy w parlamencie tryskał energią, by zajmować się przydzielonymi mu zadaniami (np. polityką dotyczącą… wiatraków. W Holandii bardzo ważne!), także i jemu zawistne media zaczęły rzucać kłody pod nogi. A to ktoś przypomniał, że jego dawna firma New Tech Partners zbankrutowała, a kurator oskarżył go wówczas o defraudację. A to ktoś napisał, że w 2006 roku Van Bemmel ukarany został 500 euro grzywny za fałszowanie dokumentów.

Van Bemmel był tak ideowy, bezkompromisowy i ideowy, że kiedy okazało się, że Wilders nie umieścił go na nowej liście kandydatów w wyborach, obraził się, wystąpił z partii i wydał książkę, w której ostro atakuje niegdysiejszego idola i wodza Wildersa. Życie, życie.
  
Przykłady można by mnożyć dalej. Były poseł Richard de Mos został przyłapany na kłamstwie w CV. Twierdził, że był kiedyś dyrektorem szkoły – mimo, że nigdy dyrektorem nie był. Hero Brinkman, chyba najbardziej znany z gromadki byłych posłów PVV, dostał grzywnę 500 euro za gonienie z siekierą sąsiada i grożenie mu śmiercią. Znany z problemów z alkoholem Brinkman, oskarżany był też o wymierzenie policzka barmanowi w kawiarni w Hadze, oraz ucieczkę przed kontrolą drogową (policjanci dopadli go w domu, 200 euro grzywny).

I tak dalej, i tak dalej.

Po co to wszystko opisuję?

W dzienniku Het Parool z piątku 8 lutego ukazał się duży, dwustronicowy artykuł na temat byłych posłów PVV. Okazuje się, że spośród 12 posłów PVV, którzy zasiadali w Tweede Kamer w latach 2010-2012, ale nie zostali wybrani w 2012 roku, jeszcze żaden (!) nie znalazł nowej pracy na pełen etat.

Oznacza to, że żyją z tzw. wachtgeld, zasiłków dla byłych polityków, wypłacanego z państwowego budżetu. Byli posłowie z kadencji 2010-2012 mają prawo do dwóch lat i trzech miesięcy wachtgeld. W ciągu pierwszego roku dostają 5,849 euro miesięcznie plus 8 procent extra dodatku wakacyjnego plus trzynastą pensję gratis pod koniec roku. Po dwunastu miesiącach wysokość zasiłku spada do „jedynie” 5,118 euro.

Jakoś trzeba za to przeżyć.

Partia PVV, jak przystało na populistów, zawsze była przeciwko wysokim zasiłkom dla byłych polityków. Punkt widzenia zmienia się w zależności od miejsca siedzenia. Obecnie z 12 byłych posłów PVV cała 12 utrzymuje się z państwowego zasiłku. Tylko krowa nie zmienia zdania, prawda?

Jeszcze bardziej uroczo brzmią narzekania byłych posłów na… ich dyskryminację na rynku pracy. Przypominamy, mówimy tu o politykach partii, która domaga się zakazania Koranu, straszy Holendrów pijanymi Polakami i Rumunami-złodziejami, a Marokańczyków widzi jako potencjalnych terrorystów. Jeśli jest w Holandii partia, która jak żadna inna do perfekcji opanowała sztukę „wrzucania wszystkich do jednego worka”, to jest to właśnie PVV. Jeśli jest w Holandii partia, która z dyskryminacji różnych grup – muzułmanów, imigrantów, brukselskich urzędników – uczyniła swe główne narzędzie, to partia taka nazywa się PVV.

następna strona

 

wybrane artykuły o politykach z PVV