Historia i kultura czw., 02/11/2023 - 08:32

Historia zabójstwa Theo van Gogha (2.11.2004)

Mohammed Bouyeri jest skupiony. Bardzo skupiony. Jeszcze raz sprawdza czy wszystko ma przy sobie. Nóż, mniejszy nóż ze spiczastym ostrzem, list. I pistolet. Wszystko na swoim miejscu, oddycha z ulgą i przyspiesza.

Jesteśmy na ścieżce rowerowej na ulicy Linnaeusstraat w Amsterdamie, niedaleko parku Oosterpark. Mohammed Bouyeri jedzie rowerem, przed sobą widzi charakterystyczną sylwetkę: gruby, niechlujnie ubrany mężczyzna na rowerze.

Jest 2 listopada 2004 roku, wpół do dziewiątej rano. Ten dzień przejdzie do historii Amsterdamu, Holandii, a może i Europy, myśli Bouyeri. Ma rację.

Van Gogh jest rozluźniony, jedzie właśnie na spotkanie w sprawie nowego filmu, dokumentu o morderstwie Pima Fortuyna. Trzy miesiące temu pokazał światu swój inny film dokumentalny, również kontrowersyjny. Film Submission był ostrą krytyką islamu i wywołał w Holandii burzę.

Scenariusz dziesięciominutowego filmu napisała Ayaan Hirsi Ali, Somalijka z urodzenia, od 1992 roku w Holandii. Ayaan Hirsi Ali, wychowana w muzułmańskiej rodzinie, w Holandii stała się jednym z najzacieklejszych krytyków islamu. Od roku zasiada w holenderskim parlamencie, jej głos słuchany jest z uwagą.
Submission opowiada o upokarzaniu, biciu i wykorzystywaniu seksualnym kobiet w świecie muzułmańskim. Van Gogh i Hirsi Ali zdecydowali się na prowokacyjną formę: w filmie widzimy półnagie ciała kobiet z wytatuowanymi na nich fragmentami Koranu.
Allah nie jest przyjacielem kobiet, przesłanie filmu jest jasne.

Odpowiedź Prawdziwego Muzułmanina Bouyeriego na film Zdrajczyni Hirsi Ali też jest jasna. Znajduje się w jego kieszeni. List do Hirsi Ali za chwilę zostanie wysłany i po zwłokach Van Gogha dotrze do adresatki.
Van Gogh też jest skupiony, wie, że musi uważać. Po emisji filmu znalazł się w ogniu krytyki, posypały się pogróżki, na jakiś czas dostał ochronę.

Reżyser jednak od dawna musiał uważać, prowokowanie było jego znakiem rozpoznawczym. Dotykał kontrowersyjnych tematów, ostro się wypowiadał, krytykował i prawicę, i lewicę, i żydów, i muzułmanów, wszystkich. Ale krytyka islamu stała się w ostatnich miesiącach jego głównym zajęciem. Co nie dziwi.
Mamy przecież 2004 rok, od zabójstwa Pima Fortuyna minęły dopiero dwa lata.

Fortuyn, charyzmatyczny populista, w 2002 roku o mało co nie wygrał holenderskich wyborów parlamentarnych.
Jego wodzowska partia miała jasny przekaz:
Holandia się islamizuje, islam to zacofana religia i zagrożenie dla Zachodu, ani jednego muzułmanina więcej w Holandii, zamknąć dla nich granice, i tak dalej.

W 2002 roku ta mieszanka anty-islamskich haseł wreszcie zadziałała, partia Fortuyna szła po zwycięstwo. Pamiętajmy, zamachy 11 września 2001 r. siedziały jeszcze wszystkim w głowach, eksperci wieszczyli wielkie starcie Cywilizacji Zachodu ze Światem Islamskiego Terroryzmu.
6 maja 2002 roku, na kilka dni przed wyborami, Pim Fortuyn został zamordowany. Wbrew instynktownym przewidywaniom, jego zabójcą okazał się nie islamski imigrant-fundamentalista, ale Holender z krwi i kości, lekko niezrównoważony skrajny proekologiczny lewak.
W 2002 roku, mimo szoku jakie wywołało morderstwo Fortuyna, odetchnięto z ulgą.

Gdyby mordercą Fortuyna okazał się fanatyczny muzułmanin, Holandia stałaby się areną wielkiej ulicznej bitwy pomiędzy wściekłymi nacjonalistami i fanatycznymi islamistami, ludzie wyszliby na ulice, kraj zalałby terror – wieszczyli eksperci. Fakt, że Fortuyna zabił ześwirowany obrońca zwierząt, pozwolił tego uniknąć.
Fortuyn zniknął, ale nie zniknął problem, jakim był islamski fundamentalizm. Pałeczkę głównych krytyków islamu przejęli po Fortuynie Ayaan Hirsi Ali z partii VVD oraz zaangażowany reżyser Theo van Gogh. Submission był ich najgłośniejszą wypowiedzią w tej debacie.Teraz dostaną odpowiedź.

Mohammed Bouyeri sięga po pistolet. Van Gogh przejeżdża akurat wzdłuż siedziby władz dzielnicy Oost/Watergraafsmeer (dziś mieści się tu hotel), Bouyeri otwiera ogień. Osiem kul ląduje w ciele reżysera, dwóch przechodniów zostaje rannych. Bouyeri jeszcze nie skończył.
Napastnik schodzi z roweru i podchodzi do ciała reżysera.

Van Gogh leży w kałuży krwi.

Morderca nachyla się nad nim i sięga do torby. Wyciąga wielki nóż i podrzyna nim gardło reżysera. Następnie bierze wielki zamach i tak mocno jak tylko potrafi, wbija nóż w ciało ofiary. Van Gogh umiera na miejscu. Bouyeri jeszcze nie skończył.
Teraz wyciąga drugi nóż, z długim, cienkim ostrzem, dobry do filetowania ryb. Sięga do kieszeni po list, kładzie go na zakrwawionych zwłokach i przytwierdza go nożem do ciała Van Gogha.

Wiadomo, w listopadzie w Holandii często wieje. Byłoby szkoda, gdyby list nie dotarł do adresatki.
Nóż wbity w klatkę piersiową przeszywa całe ciało, aż do kręgosłupa.
Bouyeri już skończył. Misja wykonana, list dostarczony, niewierny zaszlachtowany.

- Na co się gapisz? – mówi do osłupiałego przechodnia.
- Nie, nie mogłeś tego zrobić...
- Właśnie, że mogłem, dlaczego nie? Sam do tego doprowadził.

- Tak nie można, tego nie można robić....

- Ja mogę... I dzięki temu wiecie teraz dobrze, co was czeka.

Mohammed Bouyeri ucieka do położonego w pobliżu Oosterparku.
Policja rozpoczyna pościg. Bouyeri wybiega północną bramą parku, na ulicy Mauritiskade dochodzi do strzelaniny. Jeden z policjantów zostaje ranny, ale trafiony zostaje też morderca.

Ranny w nogę zabójca Theo van Gogha zostaje aresztowany.
W przeciągu kilku godzin dochodzi do ośmiu kolejnych aresztowań w Amsterdamie. Policja podejrzewa, że Bouyeri był członkiem islamskiej grupy terrorystycznej, działającej na terenie stolicy.


>>>Wróg islamu musiał zginąć
>>>

Wiadomość o zarżnięciu w centrum Amsterdamu znanego reżysera przez fanatycznego muzułmanina dostaje się do mediów.
Policja, władze miejskie i politycy ocierają pot z czoła. Nie jest dobrze. Nie tylko dlatego, że w niby spokojnej Holandii doszło do kolejnego mordu politycznego w ciągu dwóch lat. To szok, olbrzymi szok, ale jest i drugi problem. To, czego w 2002 roku udało się uniknąć, teraz jest realnym zagrożeniem.
Jak Holendrzy – w ostatnich latach i tak już mocno anty-islamscy – zareagują na wiadomość o zabiciu Theo van Gogha, symbolu wolności słowa, pół błazna, pół intelektualisty, ale przede wszystkim głównego krytyka islamu?
I na wiadomość, że jego mordercą był Mohhamed B., posiadacz dwóch paszportów, holenderskiego i marokańskiego, i fanatyczny islamista? No właśnie, jak?

O następstwach mordu na van Goghu, podpaleniach meczetów, treści listu mordercy, rozprawie sądowej i wyroku – oraz o związkach zamordowanego reżysera ze słynnym Vincentem van Goghiem oraz o tym, kim tak naprawdę był Theo van Gogh – czytaj w artykule  Wróg islamu musiał zginąć

Kim był Theo van Gogh?

awm