Bezdomni Polacy opuszczają Amsterdam
Przyjeżdżają do Amsterdamu w poszukiwaniu pracy, pieniędzy i przygody. Rzeczywistość okazuje się inna niż plany.
Nie znajdują pracy, nie mają pieniędzy, wpadają w nałogi.
Powrót do Polski? Wstyd przed rodziną i znajomymi, że się nie udało. Więc zostają. Często na ulicy.
Amsterdamski dziennik Het Parool na opisanie działalności Fundacji Barka, pomagającej bezdomnym Polakom w Holandii, poświęcił w czwartkowym papierowym wydanie aż dwie pełne strony. Na wielkim zdjęciu widzimy parking przy ulicy Prins Hendrikkade, niedaleko dworca głównego w Amsterdamie. To stąd odjeżdża wiele międzynarodowych autobusów, w tym do Polski.
Ów parking jest dla wielu obcokrajowców początkiem „amsterdamskiej przygody”. Opuszczając parking przy Prins Hendrikkade trudno nie kryć zachwytu. Szczególnie jeśli nigdy się jeszcze nie było w Amsterdamie. Szczególnie jeśli przyjechało się z małego polskiego miasteczka lub wioski, z szarej miejscowości bez wielkich szans na dobrze płatną pracę.
Nie dziwi, że wielu naszych rodaków decyduje się na przyjazd do holenderskiej stolicy. Opuszczając parking widzą piękne amsterdamskie domki z siedemnastego wieku. Wystarczy przejść się kilka minut i jest się w centrum słynnej dzielnicy czerwonych latarni. Kilka minut w innym kierunku i spaceruje się po którejś z historycznych ulic przy kanale.
Coffeeshopy, puby, turyści. Wiele możliwości. Niskie bezrobocie, wysokie płace.
Musi się udać. Coś znajdę. Będzie dobrze.
Tak myśli wielu Polaków. I ani się obejrzą i kilka miesięcy później znów stoją na parkingu przy Prins Hendrikkade. Jako uzależnieni od narkotyków i alkoholu bezdomni bez grosza przy duszy, którym Fundacja Barka pomaga w wyrwaniu się z tego piekła. Piekła, które miało być rajem.
O dobrej robocie, jaką Barka wykonuje w Holandii, pisaliśmy już wcześniej (Chcą pomóc bezdomnym Polakom). Tekst w Het Parool opisuje działalność Barki w Amsterdamie. Ale Barka, założona w Polsce w 1989 roku przez psychologa Tomasza Sadowskiego, to dziś międzynarodowy projekt. Bo też problem polskich bezdomnych stał się międzynarodowym problemem. Polska jest w UE, każdy może jechać, gdzie mu się podoba. Czasami wyjazdy takie kończą się jednak wylądowaniem na ulicy.
Dlatego Barka działa obecnie m.in. w Wielkiej Brytanii, Irlandii, Niemczech, Danii i Holandii właśnie. Niderlandzkie oddziały fundacji pomagają Polakom m.in. w Hadze, Utrechcie i Arnhem. A od kwietnia tego roku – także w Amsterdamie. Z sukcesami. Jednym z głównych zadań, jakie stawiają sobie pracownicy fundacji, jest przekonanie bezdomnych Polaków do opuszczenia Holandii i powrotu do ojczyzny. Mimo, że w Amsterdamie Barka aktywna jest dopiero od kilku miesięcy, udało się to już w przypadku prawie stu osób, informuje Het Parool. To wiele, jeśli porówna się tę liczbę z danymi z Utrechtu (34 osoby przekonane do powrotu), Hagi (34), czy Arhnem (4).
Większość z tych osób to mężczyźni w wieku 30-60 lat, wielu z nich uzależnionych od alkoholu lub narkotyków.
- To nie tylko imigranci zarobkowi, ale często także poszukiwacze szczęścia i przygód – gazeta cytuje Kasię Wallusch z fundacji.
Pod tym względem polscy bezdomni w Amsterdamie różnią się od tych w innych holenderskich miastach. Więcej z nich jest uzależnionych, bo też Amsterdam jest miastem większych pokus niż Arnhem czy mniejsze niderlandzkie miasteczka.
Barka współpracuje z władzami miasta. Koszty biletu powrotnego, około 65-70 euro, opłaca samorząd miejski. Bezdomni – nieważne, polscy czy holenderscy – to dla każdego miasta poważny problem. Jeśli więc można go w miarę szybko i tanio rozwiązać, a przy okazji także pomóc samym bezdomnym, miasto jest gotowe ponieść koszty.
Jak to często bywa, najtrudniej do pomocy przekonać samych potrzebujących. Wielu bezdomnych nie chce wracać. Powody bywają różne. Wstyd – bo po powrocie do kraju trzeba przyznać, że cała ta holenderska przygoda zakończyła się katastrofą. Brak perspektyw – bo wielu bezdomnych nie widzi dla siebie przyszłości w kraju nad Wisłą. Więc niech lepiej pozostanie po staremu, myślą. W Amsterdamie zawsze się znajdzie jakieś miejsce do przenocowania, ta czy inna organizacja zaoferuje jakąś zupę, jakaś robótka da jakiś zarobek, który starczy na kilka tanich win... Tak zwane „jakieś” życie...
Przekonanie bezdomnych do spojrzenia prawdzie w oczy (pozostawanie na amsterdamskiej ulicy to marnowanie sobie życia) i przekonanie ich do powrotu to prawdziwa sztuka. Dlatego dla Barki pracują ludzie, którzy na własnej skórze doświadczyli, co to znaczy żyć na ulicy. Jednym z nich jest Zdzisław Molenda, który przez osiem lat był bezdomnym w Polsce, a teraz pomaga bezdomnym rodakom w Amsterdamie.
Oczywiście, że opowiada o swojej przeszłości bezdomnym, którym pomaga w Holandii – czytamy w Het Parool. - To podstawa dobrego kontaktu. – tłumaczy dziennikarzowi gazety. Poprzez to, że sam jest żywym przykładem tego, że można wyrwać się z bezdomności, argumenty Molendy o wiele lepiej trafiają do Polaków, których spotyka na amsterdamskiej ulicy.
I których ostatecznie udaje mu się przekonać do przyjścia na parking przy Prins Hendrikkade. Gdzie dostają darmowe bilety do Polski. W jedną stronę.
Często przyznanie się do porażki jest pierwszym krokiem do wyjścia na prostą. Amsterdam jest miastem wielu szans i możliwości, ale życie pisze różne scenariusze. Nie wszystkim może się udać. A jeśli się nie udało: lepiej jak najszybciej to zrozumieć i zdecydować się na powrót.
To z korzyścią dla wszystkich. Dla samych bezdomnych, ponieważ w końcu uwolnią się z amsterdamskiego letargu. Dla Amsterdamu, ponieważ bezdomni na ulicy to nie najlepsza wizytówka miasta. I w końcu dla pozostałych Polaków, mieszkających w niderlandzkiej stolicy czy w Holandii w ogóle.
Im mniej polskich bezdomnych na holenderskich ulicach, tym słabszy stereotyp: „Polacy w Holandii = bezdomni i pijacy”. Stereotyp, który wciąż siedzi w wielu niderlandzkich głowach. Słuszny jedynie w odniesieniu do niewielkiej grupki Polaków, przebywających w Holandii. Grupki która w dodatku bardziej od potępienia i napiętnowania potrzebuje pomocy.
Pomocy, której Fundacja Barka na szczęście im udziela. I bardzo dobrze. Dla wszystkich.
Strona internetowa holenderskiego oddziału Barki:
http://www.barkanl.org/
Tekst powstał na podstawie reportażu z czwartkowego (22.11) wydania dziennika Het Parool (strony 8-9 papierowego wydania).
Szymon Baterko
inne artykuły w temacie:
Fundacja „Barka” szuka kadry w Holandii