Holendrom nie pali się do umierania
Kolejny dowód na skąpstwo, lenistwo i zachłanność Holendrów! Jeszcze nigdy liczba palaczy nie była w Holandii tak mała jak w 2011. Wysokie ceny papierosów (skąpstwo), zakazy palenia w pubach (lenistwo, bo trzeba wyjść na zewnątrz), i troska o zdrowie (zachłanność: chcemy żyć jak najdłużej!) zrobiły swoje.
To oczywiście ironia, bo wiadomość, jaką podał instytut STIORO jest bardzo dobra. W latach pięćdziesiątych XX w. do palenia przyznawało się jeszcze 70 procent dorosłych Holendrów. Dziś odsetek ten wynosi jedynie 25 procent, najmniej w historii – informuje z dumą instytut, pomagający w walce ze śmierdzącym nałogiem.
Spadek jest zaskakujący, bo w poprzednich latach liczba palaczy utrzymywała się w Holandii na stabilnym poziomie 28 procent i nawet eksperci nie spodziewali się tu jakiś drastycznych zmian. Na początku 2011 r. umieszczono jednak programy pozwalające rzucić palenie na liście podstawowych usług medycznych, dzięki czemu koszty takiej terapii opłaca ubezpieczyciel, a nie sam palacz. To właśnie ten ruch odegrał największe znaczenie w tak wyraźnym spadku liczby palaczy – spekulują znawcy tematu.
Dymka rzucają wszyscy: i mężczyźni (spadek z 29 % w 2010 do 27 % w 2011 r.), i kobiety (spadek z 26 do 23 %), i dobrze wykształceni (z 20 do 18 %), i słabiej wykształceni (z 32 do 29 %).
Przepaść pomiędzy lepiej i gorzej wykształconymi jest co prawda nadal wyraźna: palących osób z wykształceniem podstawowym lub zawodowym jest wciąż o ponad dziesięć punktów procentowych więcej niż tych z wykształceniem wyższym, ale cieszy, że obie grupy palaczy się kurczą. Mimo to palenie to nadal rozrywka bardziej robotników niż intelektualistów.
Również liczba bardzo regularnych palaczy spada. Do nałogu nikotynowego przyznaje się co prawda 25 % Holendrów, ale jedynie 19 % mieszkańców Holandii przyznaje, że każdego dnia musi sobie zapalić. Sześć procent Holendrów to zatem teoretycznie palacze, ale nie tkwiący w szponach nałogu aż tak głęboko, że dzień bez papierosa jest dla nich dniem straconym.
Podobnie maleje liczba wypalanych przez przeciętnego palacza papierosów. Dziesięć lat temu statystyczny Holender-Palacz puszczał z dymem średnio 15,6 „fajek” dziennie, obecnie średnia to 13,9 papierosów na dobę. Mniej, choć nadal zaskakująco dużo.
Co nie zmienia radości ekspertów ze STIVORO. Główny wynik badania, powtórzmy raz jeszcze, jest bardzo pozytywny i brzmi: jeszcze nigdy w historii Holandii osób palących nie było tak mało jak obecnie!
- Fantastyczne wyniki – mówi Lies van Gennip ze STIVORO w tekście na stronie internetowej instytutu – Lata starań w postaci kampanii, wprowadzenia wolnych od dymu pubów i miejsc pracy, podwyższania akcyzy oraz wprowadzenia w 2011 r. refundacji kosztów korzystania z programów pomagających w rzuceniu palenia, zostały teraz nagrodzone tą historycznie niską liczbą palaczy.
Ale uwaga, papierosowy potwór nie został jeszcze całkowicie pokonany, ostrzegają przeciwnicy nikotyny i dymu.
- Pomoc w rzucaniu palenia za pomocą lekarstw skończyła się od 1 stycznia 2012 r. nie jest dłużej refundowana – ostrzega Lies van Gennip – Już teraz widzimy, że liczba palaczy zgłaszających się na przykład do programów telefonicznej pomocy, spada.
STIVORO nie dostaje już pieniędzy na przygotowanie kampanii, wskazujących na zagrożenia związane z paleniem. Lobby tytoniowe dostało od tego rządu wolną rękę i to może doprowadzić do kolejnego wzrostu ilości palaczy – ostrzega przedstawicielka STIVORO.
Swoją drogą, ewentualna ponownie rosnąca liczba palaczy nie powinna aż tak martwić STIVORO. Gdyby wszyscy nagle rzucili palenie istnienie tego instytutu nie miałoby przecież sensu… Ale odłóżmy złośliwości na bok i skupmy się na głównym wyniku badania: coraz mniej Holendrów puszcza pieniądze z dymem i niszczy sobie zdrowie papierosami. To dobra wiadomość – również dla palaczy, bo pokazuje, że rzucenie nałogu coraz więcej osobom się udaje.
Szymon Baterko