Poharatany Orzeł nad szwankującym wiatrakiem
0-1 z Danią? Remis z Grecją mimo prowadzenia 1-0 i czerwonej kartki dla Greków? Nie tak miało być. EURO 2012 dla Polaków zaczęło się od thrillera. Ale dla Holendrów pierwszy mecz był horrorem, dramatem, tragedią. Plusem jest to, że od kiedy piłka w grze, w Holandii nikt już nie pamięta „afery treningowej z małpim buczeniem” w Krakowie.
Teraz dostaje się Van Persiemu, nie kibolom Wisły. A same mistrzostwa? Polska ma dobrą prasę w Holandii, Ukraina nieco gorzej.
Piękny stadion, zachwycał się holenderski komentator telewizyjny przed rozpoczęciem równie pięknego meczu w Gdańsku. Na boisku Hiszpania zremisowała z Włochami 1-1, a na nowoczesny gdański stadion w kształcie bursztynu spojrzało wreszcie pół Europy. Nawet jeśli po meczu Hiszpanie narzekali na trawę, niewiele to zmienia. Narzekanie na trawę to zresztą jakaś moda na tym EURO. Przed tragedią duńską w Charkowie również Holendrzy skarżyli się na murawę ukraińskiego stadionu. Ach, jednak tam na tym wschodzie Europy nie wszystko przyszykowali tak, jak należy – można było odnieś wrażenie.
Niderlandzcy narzekacze zapomnieli jednak dodać, że murawa na stadionie w Charkowie została sprowadzona z… Holandii (!). Tak, tak, Pomarańczowi dali się pokonać Duńczykom na brabanckiej trawie, którą dostarczyła firma z Oss. Skoro nawet własna trawa nie pomogła, to jaka byłaby optymalna? Być może przed meczem z Niemcami niderlandzcy piłkarze powinni sięgnąć po inną „trawę”, inny produkt eksportowy Holandii i po kilku „trawkach” wybiec na boisko. Wtedy byliby bardziej rozluźnieni i nie zmarnowaliby dwudziestu okazji do strzelenia gola. Ale kto przeczytał poradnik wydany przez holenderskie ministerstwo spraw zagranicznych dla kibiców udających się na Ukrainę ten wie, że z taką „trawką” lepiej się na Ukrainie nie afiszować, bo można wylądować w więzieniu. Podobnie należy unikać ukraińskich prostytutek, gdyż odsetek zakażonych wirusem HIV jest wysoki. Tylko czy przestrogi przed ukraińskimi prostytutkami dotyczą także amsterdamskiej dzielnicy czerwonych latarni? – można by z troską zapytać.
UEFA i organizatorzy EURO 2012 dbają jednak o zdrowy i przyzwoity wizerunek mistrzostw.
Tytoń nie ma prawa wstępu na areny EURO 2012! Jak to, po obronieniu karnego i uratowaniu Polski przed porażką? Uspokajamy, chodzi o tytoń przez małe „t”. EURO 2012 ma być według UEFA turniejem całkowicie wolnym od tytoniu, na stadionie zatem nie zapalimy. Chyba, że racę.
Cios ten nie zrobił wielkiego wrażenia na Niemcach, którzy wygrali z Portugalią 1-0. Dlaczego akurat miałby robić wrażenie na Niemcach? Jak informował przed EURO 2012 niemiecki dziennik BILD (ok, nie najbardziej wiarygodne źródło informacji) niemiecki szkoleniowiec pozwolił swym piłkarzom w trakcie turnieju na picie piwa, palenie papierosów i uprawienie seksu. Byle z umiarem, miał dodać selekcjoner Joachim Loew. I byle nie jednocześnie, dodajemy my.
Zostawmy jednak trawę, prostytutki i tytoń. Euro to przecież piłka – a ta, jak już wiemy po kilku dniach mistrzostw, potrafi zaskakiwać.
„Ile jeszcze dostaną szans?”, taki nagłówek widniał w sobotnim wydaniu sportowego dodatku gazety NRC, jeszcze przed meczem Holandia-Dania. Dotyczył on szans Pomarańczowych na wielkie tryumfy w ME czy MŚ. Generacja Robbena, Snijdera i Van Persiego ma powoli swe lata i EURO 2012 może być dla nich ostatnią szansę na wielki, historyczny tryumf, czytamy w gazecie. Teraz albo nigdy. Podobny entuzjazm panował w innych mediach i w ogóle na ulicach. Czego by nie powiedzieć o Holendrach, potrafią oni radośnie i bez zbędnego nacjonalizmu kibicować swojej drużynie. Wystarczy się przejść po pomarańczowych niderlandzkich ulicach. Przed meczem z Danią panował nastrój: teraz musi się udać. Dwa lata temu na MŚ prawie się udało, jedynie w finale Hiszpanie okazali się lepsi. Ale teraz reprezentacja Holandii jest silniejsza i bardziej doświadczona. Grupa co prawda trudna, bo z Niemcami i Portugalczykami, ale na szczęście pierwszy mecz łatwy, z Danią. Nastroje te brutalnie zderzyły się z rzeczywistością.
Egoland przegrał z Legoland, taki żarcik zaczął krążyć w sieci tuż po porażce Holendrów z Danią. Kraj słynący z klocków Lego wygrał z reprezentacją pełną wielkich ego. Ale czy słusznie przegrał? – pytał w niedzielę wieczorem dziennikarz holenderskiej telewizji NOS w trakcie relacji z Krakowa? Filmik składający się z około 20 sytuacji, z których paść mógł gol dla Holendrów robi wrażenie. Oto urok piłki, Holendrzy zagrali chyba najbardziej ofensywnie z wszystkich dotąd grających drużyn i stworzyli najwięcej szans. I przegrali. A Niemcy zagrali słabo, tworząc jedynie kilka podbramkowych sytuacji. I wygrali. W holenderskiej reprezentacji, funkcjonującej jak dobrze skonstruowany wiatrak, działało wszystko z wyjątkiem jednego: strzelania bramek. A to dosyć istotny element w grze nazywanej piłką nożną.
Jest jednak nadzieja! Holendrzy zjedli w Krakowie argentyński stek! Już po powrocie z Charkowa do miasta Kraka, reprezentanci Niderlandów udali się do krakowskiej restauracji Pimiento (ależ reklamę zrobili Pomarańczowi tej jadłodajni!) i zajęli się konsumpcją steków. Argentyńczyk Messi, najlepszy obecnie piłkarz świata, podobno także objada się stekami, a później seryjnie strzela gole. Więc z Niemcami będzie ok, przewiduje dziennik Telegraaf (taki holenderski BILD). A w Krakowie się cieszą. Dzięki temu, że to właśnie tutaj mieszka niderlandzka reprezentacja, Kraków co dziennie pojawia się w holenderskiej telewizji i gazetach. Dziennikarze zachwycają się pięknym starym miastem, a teraz okazuje się, że nawet steki są tu smaczne – choć co prawda argentyńskie.
I kto by pomyślał: po pierwszej kolejce EURO 2012 Polska ma na swym koncie 1 bramkę i 1 punkt, a Holandia 0 bramek i 0 punktów. Na pocieszenie Holendrzy mogą dodać, że Tytoń – polski „bohater narodowy” jak nazwał go dziennik Volkskrant – to już trochę Holender. Od 2007 roku gra przecież w niderlandzkiej lidze. Ci polscy gastarbeiterzy w Holandii to jednak coś tam potrafią…
Jak na razie polski orzeł, choć mocno poharatany drugą połową meczu z Grecją, szybuje nad holenderskim wiatrakiem, uszkodzonym przez Duńczyków. Ale to dopiero początek. Po wtorkowym meczu Polski z Rosją i środowym meczu Holendrów z Niemcami, nastroje w obu krajach mogą się diametralnie zmienić. Miejmy nadzieję, że holenderski trener Rosjan Dick Advocaat weźmie przykład z selekcjonera Pomarańczowych, Berta van Marwijka, i poprowadzi Rosjan do zaskakującej porażki z Polską. Holendrom zaś wypada liczyć na to, że niemieccy piłkarze przed środowym meczem wypiją o jedno piwo za dużo. Brabanckiej trawy na stadionie w Charkowie na jakąś zdrową, naturalną ukraińską trawę wymienić się już nie da. Z faktem grania na własnej trawie Holendrzy muszą się niestety pogodzić. Powtórzmy: na trawie, nie trawce. Takie życie.