wt., 24/01/2017 - 08:44

Pojechała po pracę w hucie

Huta a właściwie cały kombinat, zajmuje obszar 750 hektarów i leży aż w trzech gminach: Heemskerk, Beverwijk oraz Velsen. Pracuje tam 9000 osób (dla porównania, moja obecna firma zatrudnia 140 pracowników, a poprzednia ok 500, licząc łącznie wszystkie trzy oddziały). Domyślacie się zatem, że znalezienie tam właściwego budynku, to jak znalezienie igły w stogu siana.

Pan z HR-u, który zaszczycił mnie telefonem w poniedziałek zapowiedział, żebym wyjechała z wyprzedzeniem czasowym, ponieważ przejście przez procedury weryfikacyjne w recepcji zajmuje dużo czasu. Rozmowę miałam o 8 rano, więc z domu wyjechałam 6:50. Spokojnie – przecież to tylko 40 kilometrów z Amsterdamu! Do firmy dojechałam w ciągu pół godziny. Nie było to specjalnie trudne – do kombinatu prowadzi osobny zjazd z autostrady, oznaczony jego nazwą. Podjechałam do szlabanu, ufna, że jak przebrnęłam przez ochroniarza w turyńskim oddziale FIATa, to przebrnę przez wszystko.

Dzień dobry, ja na rozmowę o pracę! – zagaiłam.
A przepustka jest?
No nie ma…
To proszę tam zaparkować, udać się do recepcji i uzyskać przepustkę, następnie wrócić.
Pokornie zawróciłam i pojechałam w stronę recepcji. Weszłam do środka, prosto na automat z numerkami. Taki jak w aptece. Albo na poczcie. 147. Przede mną zaledwie pięć osób.

Trochę dziwnie się czułam siedząc w garniturze i pantoflach pośród wąsatych kierowców TIRów i miłych budowlańców, obowiązkowo puszczających do mnie oko. Jeszcze dziwniej się poczułam odkrywszy, że damska toaleta jest zamknięta na klucz. Na szczęście kolejka szła szybko – większość TIRowców okazała się Polakami, więc recepcjonista mówił do nich powolnym niemieckim a oni kiwali głowami i powtarzali gut i OK.
W końcu przyszła moja kolej. Wylegitymowałam się, dostałam przepustkę, mapkę i instrukcje dojazdu.
Mam pytanie… Dlaczego damska toaleta jest zamknięta na klucz? – zapytałam na koniec.
Bo faceci to straszne brudasy – odparł recepcjonista, wręczając mi klucz.

Po minucie byłam już w samochodzie. Spojrzałam na zegarek: 7:40. Dwadzieścia minut do spotkania. No problem!
Ruszyłam dziarsko do przodu według opisu na mapie. Miałam szukać drogi 8153. Niestety wszystkie zaczynały się na 87.

>>Sprawdź: wypowiedzenie umowę o pracę<<

Po przejechaniu sporego dystansu zawróciłam i pojechałam wzdłuż wewnętrznej linii kolejowej, podziwiając industrialne krajobrazy nocą (rozwidnia się dopiero po 8smej). Wróciłam na główną drogę i ruszyłam w tym samym kierunku. Jest! 8300-8100! Zadowolona skręciłam w lewo. Niestety, brama była zamknięta na głucho a znajdujący się za nią budynek okazał się mało przytulną fabryką, która idealnie nadawała się na nielegalną imprezę techno, ale nie na rozmowę o pracę. Trochę podłamana zainstalowałam nawigację i wpisałam adres z maila, który dostałam od HR-ów. Niestety – nawigacja wskazywała punkt za bramą wjazdową. Z westchnieniem wystukałam numer do pana, z którym byłam umówiona. Nie odbierał. W akcie desperacji zadzwoniłam do HR-ów.
Jestem już na terenie zakładu, ale nie mogę znaleźć właściwego budynku!
Ojej, ja pani nie pomogę, siedzę w biurze i nigdy tam nie bywam.
OK, ale czy może Pani zadzwonić do pana Smitha, z którym jestem umówiona i powiedzieć, że się spóźnię?
Dobrze, już dzwonię!
Zakręciłam i pognałam ponownie główną drogą.

Nawet się nie zdenerwowałam, za to bardzo chciało mi się śmiać. Chyba już wiem, czemu mnie zaprosili na tę rozmowę, mimo iż nie spełniam wymogów formalnych – przeszło mi przez głowę – po prostu nikt tu nie może trafić. Tak jak zagubione dusze szukają zbawienia, tak oni szukają pracownika, który znajdzie ich biuro i tym samym złamie zły czar…
Nagle kątem oka zauważyłam budynek, w którym świeciło się światło a jego kształt wskazywał na to, że może się tam znajdować cywilizacja (czytaj: biuro i automaty do kawy).

Gwałtownie skręciłam w prawo dziękując w duchu Wszechmocnemu Potworowi Spaghetti, że nie jedzie za mną wielka SCANIA wyładowana koksem.
Napis na budynku głosił: 4D11. Tak! To tu! Uratowani! Poza tym numerem nic się nie zgadzało: ani nazwa ulicy, ani numer drogi.
Jak się domyślacie, nie miałam zbyt dobrego wejścia ze względu na dziesięciominutowe spóźnienie. Natomiast w swoim garniturku prezentowałam się wśród Jeroenków i Henków w roboczych butach i drelichach, niczym ten rajski ptak.

Okazało się, że facet, z którym miałam rozmowę, niedokładnie przeczytał moje CV i jedno z jego pierwszych pytań brzmiało: Dlaczego przez sześć lat byłaś bezrobotna?
Już sama wizja słodkiego sześcioletniego bezrobocia wprawiła mnie w wyśmienity humor i, choć tej pracy raczej nie dostanę, to i tak będę ciepło wspominać rozmowę kwalifikacyjną.

Podobne: Z holenderskiego biura

gietat

Tagi: gietat