pt., 06/12/2013 - 08:13

Popularny nacjonalista wygoni Polaków z Holandii?

Antyimigracyjna i antyunijna PVV największą partią w Holandii… Załóżmy, że sondażowe przewidywania się spełnią. Co to oznacza dla Holandii, Europy, Polski i polskich imigrantów w Holandii?

Dla Holandii oznacza to wielkie szkody wizerunkowe i pogłębienie kryzysu politycznego. Już po wyborach z 2012 roku niderlandzcy politycy mieli problemy ze skleceniem większościowej koalicji. Jeśli w kolejnych wyborach jeszcze większa część wyborczego tortu przypadnie udziałem Wildersa, wtedy stworzenie koalicji bez niego będzie jeszcze trudniejsze. Najprawdopodobniej będą ją musiały stworzyć trzy czy cztery partie – stabilności dobrze to nie wróży.

Czy więc nie powinna powstać koalicja z PVV, a Wilders nie powinien zostać premierem? W Holandii nie ma tradycji, która automatycznie czyniłaby z lidera największego ugrupowania premiera. Większość holenderskich partii nie chce mieć z nieprzewidywalnym Wildersem wiele do czynienia. Jedyne wielkie ugrupowanie – VVD premiera Ruttego – które już raz zawiązało koalicję parlamentarną z Wildersem, wie że nie był to eksperyment udany i nie planuje powtórki.
Nawet jeśli Wilders wybory wygra, zapewne nie zyska realnej władzy. Mocno jednak utrudni skonstruowanie nowej koalicji, a szkody wizerunkowe dla Holandii będą duże. Patrzcie, w tej liberalnej, tolerancyjnej, otwartej Holandii wybory wygrywa nacjonalistyczny antyeuropejski populista! – grzmieć będą gazety na całym świecie. A Holendrzy niegłosujący na Wildersa zgrzytać zębami i liczyć straty, jakie przyniesie to niderlandzkiej turystyce i eksportowi.

Czy Wilders zburzy Brukselę?

Dla Europy rosnąca popularność Wildersa jest niebezpieczna. Szczególnie jeśli spojrzy się na to w szerszym kontekście. Wspomniana Marine Le Pen już wygrywa w niektórych francuskich sondażach, w niderlandzkojęzycznej części Belgii flamandzcy nacjonaliści to już największa siła polityczna, a w krajach skandynawskich i południa Europy nacjonaliści negatywnie nastawieni do imigrantów, islamu i Brukseli mają coraz więcej zwolenników.

Zbliżające się wybory do Parlamentu Europejskiego będą próbą generalną dla tych ruchów. Po raz pierwszy planują one stworzyć – o ironio! – europejską platformę współpracy. Partie antyeuropejskie współpracujące na szczeblu europejskim, partie antybrukselskie startujące razem do parlamentu w Brukseli – to dopiero zabawne.

Le Pen i Wilders odgrywają w tym projekcie pierwsze skrzypce. Jeśli w wyborach do PE siły antyeuropejskie odniosą sukces, może to oznaczać wielkie zmiany w Brukseli. I początek końca UE jaką znamy dziś. „Przez dekady Bruksela robiła, co się jej podobało. Ten czas to już przeszłość”, zapowiedział buńczucznie Wilders.

Rosnąca popularność i wpływy Wildersa (oraz jemu podobnych nacjonalistów w innych krajach UE) nie powinna być Polsce obojętna. Im Wilders silniejszy i im więcej Wildersów w Unii, tym słabsza UE, a co za tym idzie – mniej pieniędzy dla największego beneficjenta integracji europejskiej, czyli właśnie Polski.

Wilders a sprawa polska

Jeszcze boleśniejsze może się to okazać w przypadku polskich (i innych) imigrantów w Holandii. PVV jest przeciwnikiem otwarcia rynku pracy dla mieszkańców tzw. nowych państw UE. Dlatego Wilders straszył Polakami i założył portal donosów na Polaków; dlatego teraz straszy „tsunami” Bułgarów i Rumunów i domaga się zamknięcia granic. (1 stycznia 2014 roku Holandia otwiera rynek pracy dla obywateli Rumunii i Bułgarii).

Fakt, że jego żona to Węgierka nie przeszkadza mu w atakach na „wschodnich Europejczyków”.
Co gorsza, podobne antyimigracyjne poglądy podziela coraz więcej Holendrów. W efekcie również inne, z pozoru umiarkowane, partie zaczynają flirtować z tą ideą. Nawet wicepremier Lodewijk Asscher z lewicowej Partii Pracy wypowiada się ostatnio ostrzej o nowych imigrantach i domaga się dokładniejszej regulacji unijnego rynku pracy.

Niechęć wobec nowych imigrantów nie jest tylko holenderskim zjawiskiem. W Wielkiej Brytanii stanowisko Wildersa podziela wielu polityków Partii Konserwatywnej, a premier Cameron – podobnie jak w Holandii Asscher – coraz mocniej nawołuje do utrudnienia imigrantom zatrudniania się w innych krajach UE.

Jeśli rosnącą popularność Wildersa umieścimy w szerszym kontekście, okaże się, że gra toczy się o coś więcej niż tylko reputację Holandii czy polityczną stabilność tego kraju. Im silniejszy Wilders i jemu podobni w innych krajach UE, tym gorsza sytuacja Polski jako takiej oraz polskich imigrantów mieszkających i pracujących na Zachodzie Europy.

Pierwsze wielkie starcie na polu bitwy o przyszłość Europy, Holandii, Polski oraz polskich imigrantów w krajach UE już w trakcie najbliższych wyborów do Parlamentu Europejskiego.  Odbędą się one w maju 2014 r.

powrót do strony 1

Na podstawie m.in.:
twitter.com/geertwilderspvv
pvv.nl/
pvv.nl/index.php/component/content/article/36-geert-wilders/7252-rutte-moet-tsunami-van-roemenen-en-bulgaren-voorkomen.html
telegraaf.nl/mijnbedrijf/branche-beeld/22095177/__Oostblokker_verdringt_bouwvakker__.html
noties.nl/peil.nl/
elsevier.nl/Europese-Unie/nieuws/2013/12/Nederland-keert-zich-massaal-tegen-komst-Roemenen-en-Bulgaren-1421416W/