Fala morderstw w Amsterdamie (1)
UWAGA SZOKUJĄCE ZDJĘCIA. To nie Dziki Zachód, to Amsterdam. Od kilku lat stolica Holandii jest areną brutalnej walki gangów.
Zbłąkane kule trafiają też w bogu ducha winnych przypadkowych amsterdamczyków.
Gdyby kryminaliści likwidowali się tylko wzajemnie, można by powiedzieć: a co tam, niech się wystrzelają. Niestety Amsterdam to gęsto zaludnione miasto, a do kryminalnych porachunków dochodzi w zatłoczonych miejscach.
Czasem ranni zostają niewinni ludzie, a nawet jeśli zamachowiec nie spartaczy zlecenia i wyeliminuje właściwą osobę, to świadkowie i okoliczni mieszkańcy pozostają ze strachem, traumatycznymi wspomnieniami, brakiem poczucia bezpieczeństwa i dziurach po kulach w elewacji.
Kawiarnia De Zon (Słońce) przy ulicy Pretoriusstraat niedaleko centrum Amsterdamu.
Piątek, 10 października 2014 r., późny wieczór. O 23.20 przed lokalem zatrzymuje się ciemne BMW. W drzwiach staje dwóch mężczyzn, jeden z bronią automatyczną. Strzela do siedzących w środku klientów. Kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt kul, dziurawi bar, stoliki, podłogę, ścianę. (http://www.at5.nl/artikelen/135809/schutters-cafe-de-zon-maaiden-slachtoffers-met-spervuur-neer ). Krew, dużo krwi.
48-letni mężczyzna dostaje w nogę. Szokujące zdjęcia rany pokazała amsterdamska telewizja AT5: (UWAGA, obrazki tylko dla ludzi o mocnych nerwach!): http://www.at5.nl/artikelen/135867/schokkende-foto-foto-schotwond-slachtoffer-cafe-de-zon. Mężczyzna trafiony w nogę może mówić o szczęściu. Mimo że rany wyglądają okropnie, jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Inny mężczyzna, 32-letni amsterdamczyk, miał większego pecha. Do szpitala trafił w stanie zagrożenia życia. Kilka dni później lekarze ocenili jego stan jako „krytyczny, ale stabilny”.
W pościg za BMW ruszają policjanci na motorach. Sprawcy nie mają zamiaru się poddać.
Jesteśmy w zatłoczonej dzielnicy Amsterdamu, trzysta metrów do popularnego parku Oosterpark i jednego z największych szpitali w mieście, OLVG.
BMW wjeżdża na autostradę A10. Uciekający kryminaliści strzelają do policjantów. Policja rezygnuje z pościgu, funkcjonariusze nie sięgają po broń. Strzelanina w tym miejscu zakończyć by się mogła masakrą.
Po północy, kilka kilometrów od miejsca tragedii, przy ulicy Nieuwersluishof w cieszącej się kiepską reputacją dzielnicy Zuidoost, policjanci natrafiają na spalone BMW. Samochód był kradziony. Trop się urywa.
Choć nie do końca. W kawiarni był 37-letni Marchano P., stały bywalec tego lokalu. Jego dziewczyna jest współwłaścicielką kawiarni. Marchano P. to gruba ryba w amsterdamskim światku kryminalnym. Najprawdopodobniej to do niego adresowane były kule. Żadna go nie trafiła. Walczący o życie 32-latek i 48-latek ze zmasakrowaną nogą mieli najpewniej zwykłego pecha. Ot, znaleźli się w złym miejscu, w złym czasie. Zdarza się. Mieszkanie w Amsterdamie ma wiele zalet, ale – jak widać – także pewne wady.
Dla Marchano P. udział w kryminalnej egzekucji to żadna nowość. Tyle, że tym razem znalazł się po drugiej stronie lufy. Prokuratura podejrzewa, że w październiku 2012 r. to właśnie Marchano P. był jednym z dwóch mężczyzn, którzy zastrzelili niejakiego Najeba Bouhbouha (ksywka Bobo lub Bo). Drugim zamachowcem miał być niejaki Bennajem, zdegenerowany 20-letni killer bez skrupułów. Do mordu doszło na parkingu przed hotelem Crowne Hotel w Antwerpii. Pięć strzałów, trup na miejscu.
To właśnie antwerpskie morderstwo zapoczątkowało brutalną walkę dwóch amsterdamskich gangów, podejrzewa policja. W ciągu dwóch lat w zamachach i egzekucjach, zazwyczaj na terenie stolicy, zginęło kilkunastu kryminalistów. Kolejne mordy są ze sobą ściśle związane.
Oprócz tego trwały inne gangsterskie wojny. W dwa i pół roku w Holandii i północnej Belgii życie straciło prawie 40 kryminalistów. Ponad 20 mordów miało miejsce w Amsterdamie lub bliskich okolicach.
Zamordowany w Antwerpii Bobo był przyjacielem i bliskim współpracownikiem Gwenette Marthego, jednego z najbardziej wpływowych mafiosów w Amsterdamie. Dlaczego musiał zginąć? Cała ta spirala przemocy, morderstw i kolejnych egzekucji zacząć się miała od konfliktu wokół partii kokainy, która nagle przepadła. Z jednej strony był mafioso Martha i jego przyjaciel Bobo, którego Martha oddelegował do rozwiązania tej sprawy.
Z drugiej strony był 30-letni Benaouf A., szybko zyskujący na znaczeniu oprych z Eindhoven, który coraz częściej wkraczał na amsterdamski teren. Koka która miała trafić najprawdopodobniej do Marthego zniknęła, a wina spadła na Benaoufa A. Panowie mieli powody, by się nie lubić.
To właśnie Benaouf A. miał zlecić Marchano P. (mężczyźnie z kawiarni De Zon, którego nie dosięgła żadna z kul) oraz wspomnianemu młodziutkiemu płatnemu mordercy Bennajemowi wykonanie antwerpskiej egzekucji i pozbycie się Bobo, wspólnika Marthego.
Bennajem miał na swym koncie w 2012 roku już co najmniej jedną egzekucję.
Kilka miesięcy wcześniej, w lutym 2012 r., Bennajem zastrzelił w wypełnionej po brzegi ludźmi kawiarni z fajkami wodnymi w amsterdamskiej dzielnicy De Pijp niejakiego Redouana Boutakę, ksywka Takka. Mord ten uznaje się za „prolog” wspomnianej wojny gangów, która na dobre rozkręciła się po zabójstwie w Antwerpii.
Wspólnikiem Bennajema przy mordzie w De Pijp był Alexander Gillis. Ten też nie pożył sobie długo. Gillis został zlikwidowany w lutym 2014 r. (opis zabójstwa>>>Fala morderstw w Amsterdamie (3)). Dni 20-letniego wówczas Bennajema również były policzone. Ale po kolei.
Zamordowany w De Pijp Takka był ciekawą postacią. Uchodził za jednego z najskuteczniejszych holenderskich płatnych morderców. Policja podejrzewała go o wykonanie co najmniej pięciu morderstw na zlecenie.
Ktoś, kto zamordował na zlecenie mafiozów kilkoro innych mafiozów, liczyć się musiał z tym, że i na niego zapadnie wyrok. Tak się stało: płatny morderca Takka zginął z rąk innego mordercy z dorobkiem, Bennajema.
Krótka przed śmiercią Takka przyjął od Gwenette Marthego, wspomnianego już jednego z najbardziej wpływowych kryminalistów w Holandii, zlecenie zamordowania Benaoufa A. Zlecenia nie zdążył wykonać, bo wcześniej wykonano zlecenie na nim.
Uff, można się w tym pogubić... Złożmy te klocki. Wszystko wskazuje na to, że najpierw wielki mafiozo Martha zlecił płatnemu mordercy Takce zamordowanie innego mafiozo Benaoufa A. (ponieważ podejrzewał go o kradzież transportu kokainy).
Benaouf A. się jednak o tym dowiedział i jego ludzie (Bennajem i Gillis) zamordowali w w lutym 2012 r. w amsterdamskim De Pijp Takkę. Benaouf A. na tym nie poprzestał i kilka miesięcy później rękoma Bennejama i Marchando zamordował w Antwerpii Bobo, bliskiego wspólnika Marthego. Do tego momentu w wojnie Benaouf A. – Martha było 2-0 dla tego pierwszego.
Martha jednak nie próżnował. I uderzył. 29 grudnia 2012 r. Amsterdamem wstrząsnęła strzelanina w dzielnicy Staatsliedenbuurt... C.D w cześci drugiej>>> Fala morderstw w Amsterdamie (2)