czw., 26/04/2012 - 16:14

Holandia przyjaźniejsza imigrantom?

W politycznym chaosie po upadku niderlandzkiego rządu nic nie jest pewne, jednak wszystko wskazuje na to, że Holandia znów stanie się nieco przyjaźniejsza imigrantom.

W środę 25 kwietnia, dosłownie kilka dni po rozpadzie obecnej koalicji rządowej, minister ds. integracji Gerd Leers (prosimy nie mylić Gerda z innym politykiem o podobnym imieniu, Geertem...) zapowiedział wycofanie się z części dotąd forsowanych propozycji.

Od kilku miesięcy minister Leers podróżował po Europie, by nakłonić swych unijnych partnerów do zaostrzenia przepisów dotyczących imigracji. Nie były to zresztą pomysły samego Leersa, czy nawet premiera Ruttego, ale życzenia wspierającego rząd antyimigracyjnego populisty Wildersa. Ponieważ Wilders przez półtorej roku w miarę grzecznie wspierał rządzącą koalicję, domagał się on czegoś w zamian. Listę jego życzeń znaleźć można m.in. w dokumencie, który Wilders (jako lider partii PVV) oraz premier Rutte i wicepremier Verhagen podpisali przed rozpoczęciem rządów.

Ponieważ Wilders nie przepada za imigrantami, w dokumencie tym (tzw. gedoogakkord, umowa w sprawie poparcia), znalazły się zapisy, dotyczące nowej holenderskiej polityki imigracyjnej. Holenderski rząd ustami Ruttego obiecał Wildersowi, że spróbuje załatwić zaostrzenie tej polityki na terenie całej UE. Realizację tego celu zlecono Leersowi, byłemu burmistrzowi spokojnego Maastricht, który przedtem uchodził raczej za otwartego, proeuropejskiego i nieznoszącego populizmu polityka.

Leers jednak zabrał się do roboty i przekonywał w kolejnych europejskich stolicach do swych (a właściwie: Wildersa) planów. Nikt go jednak w Europie nie brał zbyt poważnie, więc jedynym namacalnym skutkiem jego działań było pogorszenie się  wizerunku Holandii. Jak to, to ci Holendrzy, zawsze tacy otwarci, liberalni i światowi, teraz domagają się ostrzejszych kontroli na granicach, ograniczenia imigracji czy utrudnień dla imigrantów spoza UE, chcących sprowadzić do siebie swe rodziny? Świat stanął na głowie! – myślano. Europejscy partnerzy poklepywali Leersa po plecach i mówili, że się zastanowią. A kiedy przychodziło do konkretnych decyzji, pomysły holenderskiego rządu lekceważono.
W trakcie środowej debaty w niderlandzkim parlamencie kilku posłów opozycji chciało się dowiedzieć, czy teraz, kiedy Wilders wypiął się już na rząd, który dotąd dzielnie wspierał, ministrowie tego rządu wypną się na pomysły Wildersa, o realizację których dotąd dzielnie zabiegali.

Odpowiedź na to pytanie znajdziemy w depeszy opublikowanej przez niderlandzką agencję prasową ANP:
„Minister w stanie dymisji Gerd Leers (imigracja) nie będzie się dłużej zabiegać na polu europejskim w sprawie wprowadzenia uzależnionych od wieku i dochodów warunków, dotyczących sprowadzania przez imigrantów do siebie swych rodzin”, czytamy w depeszy. Ta konkretna sprawa (jednocześnie rodzin) nie dotyczy akurat polskich imigrantów, ale przybyszy spoza UE, jednak warto na nią zwrócić uwagę.

Pokazuje ona, że rozpad koalicji z Wildersem oznacza także koniec pewnego sposobu myślenia o imigracji i imigrantach, jaki charakteryzował przez ostatnich kilkanaście miesięcy holenderski rząd. Niderlandzkie władze, teraz już nie współpracujące z PVV, mogą wreszcie wrócić do polityki, która bardziej pasuje do Holandii. A jest to polityka, w której imigracja nie jest jedynie źródłem problemów, ale i zjawiskiem, z którego Holandia czerpać może zyski.
Tę korektę rządowego myślenia zauważyło od razu kilku posłów opozycji. Reprezentujący Partię Pracy (PvdA) Martijn van Dam skomentował szybko na twitterze: „Po przepytaniu ministra Leersa jest już teraz jasne, że nie będzie on w Brukselii dalej lobbować na rzecz pomysłów PVV, uderzających w naszych zagranicznych partnerów”.  
W podobnym tonie skomentował tę zmianę Tofik Dibi z Zielonej Lewicy (GroenLinks): „Minister Leers zapowiedział, że nie będzie już reprezentował w Europie życzeń PVV, tak jak zostały one sformułowane w umowie o współpracy (Gedoogakkord)”.
Mówiąc prościej: szantaż Wildersa się skończył, holenderski rząd poszedł po rozum do głowy, a antyimigracyjna retoryka zniknie, przynajmniej częściowo, z rządowych gabinetów. Co wyjdzie na dobre zarówno reputacji Holandii za granicą, jak i samopoczuciu mieszkających w tym kraju imigrantów.

Teraz czekamy na kolejny krok: słowa premiera Ruttego, w których wreszcie jednoznacznie zdystansuje się od „portalu skarg na Polaków” założonego przez Wildersa. Jeszcze kilka tygodni temu Rutte bał się ostro wypowiadać na ten temat – przecież wspierający go kolega Wilders mógł się obrazić – ale teraz, kiedy romans obu panów się zakończył, premier może sobie wreszcie pozwolić na powiedzenie, co na prawdę o takich pomysłach myśli.
Czekamy.