Holenderska gwiazda nauki mega-oszustem
Błyskotliwy, genialny, odnoszący sukces za sukcesem. Wielki naukowiec, oryginalny myśliciel, medialny i przekonujący. Kariera naukowa i telewizyjna psychologa społecznego Diederika Stapla rozwijała się fantastycznie.
Do czasu, gdy wykryto, że wyniki większości badań Stapel wymyślił. Skandal stulecia w holenderskiej nauce pokazał, jak łatwo błyskotliwy hochsztapler potrafi oszukać mądrych profesorów.
Stapel z szanowanego naukowca i gwiazdy telewizyjnej stał się w symbolem zła, chorej ambicji i nieuczciwości. Kiedy latem 2011 roku prawda o jego praktykach wyszła na jaw, współpracownicy naukowca przecierali oczy ze zdumienia.
Dziennikarze, którzy dotąd chętnie powoływali się na wyniki jego badań i prosili go o komentarz, znaleźli się w kropce. O kurcze, więc to wszystko nieprawda? Więc on to wymyślił? Wyssał z palca? Klops.
Stapel słynął z przeprowadzania badań na popularne, chwytliwe tematy. Jak jedzenie (lub nie) mięsa wpływa na relacje międzyludzkie? Czy świętowanie Świętego Mikołaja odbija się na gotowości dzieci do altruizmu? Tak, Stapel dostarczał mediom tematów do naukowych, ale lekkich newsów. „Święty Mikołaj uczy dzieci dzielenia się”, pisały holenderskie gazety w 2006 roku. Powołując się na badanie renomowanego psychologa społeczna Diederika Stapla.
Stapel dostarczał tematów nie tylko popularnym gazetom czy telewizyjnym talk-showom. Także w naukowym światku był nie byle kim. Urodzony w 1966 roku naukowiec doktoryzował się (z wyróżnieniem) na amsterdamskim uniwersytecie UvA. Współpracował z zagranicznymi placówkami badawczymi – uniwersytetami w Chicago i Michigan. W Holandii pracował najpierw dla uniwersytetu w Groningen, a od 2006 roku – uniwersytetu w Tilburgu. Publikował w renomowanych czasopismach, takich jak choćby słynny Science. Na swe badania zdobywał granty warte setki tysięcy euro. Został dziekanem na uniwersytecie w Tilburgu. W świecie psychologów społecznych należał do pierwszej ligi.
Aż nadszedł feralny sierpień 2011 roku.
Kilkoro z jego współpracowników zgłosiło się do rektora uniwersytetu w Tilburgu. Już od jakiegoś czasu coś im nie pasowało w badaniach przełożonego. Stapel opierał swe badania na ankietach, przeprowadzanych na przykład w szkołach. Ale pytany o szczegóły tych ankiet, szybko zmieniał temat. Także wyniki jego badań wydały się współpracownikom podejrzane. Znający się na modelach statystycznych młodzi naukowcy z dnia na dzień nabierali coraz większego przekonania, że ankiety wypełniały nie dzieci, ale Stapel. I wypełniał je tak, by potwierdzić swe teorie.
Naukowa hochsztaplerka w najczystszej postaci.
Uniwersytet wszczął wewnętrzne śledztwo, a Stapel przyznał się do winy. Zaprzeczanie nie miało sensu. Gdyby Stapel zgrzeszył jeden czy dwa razy, wtedy pójście w zaparte i bronienie się miałoby może jakiś sens. Ale Stapel wiedział, że oszukiwał tak często i na tak wielką skalę, że zaprzeczając jeszcze mocniej potwierdziłby wizerunek notorycznego kłamcy i oszusta.
Tak jak wcześniej jego nazwisko pojawiało się w telewizji i gazetach dzięki jego „badaniom”, tak teraz trafił na pierwsze strony gazet i do czołówek serwisów telewizyjnych z innego powodu. Oszustwo stulecia. Największy hochsztapler w historii holenderskiej nauki. Olbrzymi cios w wizerunek psychologii społecznej i nauki jako takiej.
Stapel zapadł się na kilkanaście miesięcy pod ziemię. A specjalna komisja zabrała się do analizy jego dorobku. Nie chodziło jedynie o to, by sprawdzić, jak często Stapel zmyślał i ile z jego badań i artykułów jest niewiele wartych. Stapel miał doktorantów, na podstawie jego badań inni badacze przeprowadzali własne badania, wiele z artykułów pisał razem z innymi autorami. Słowem, dziesiątki doktorantów i naukowców zostało nieświadomie zakażonych „wirusem Stapla”. Ile wart jest teraz mój doktorat? – pytała się jedna z doktorantek Stapla, która w swej pracy opierała się o dane z badań promotora. Dane, które jak się okazało, Stapel sam wymyślił.
Tak, Stapel zniszczył nie tylko własną karierę naukową. Zaszkodził też wielu innym naukowcom, którzy mu zaufali. I zaszkodził psychologii społecznej jako takiej – dziś przedstawianej w niderlandzkich mediach jako niepoważna nauka zajmująca się bzdurnymi tematami, takimi jak brak agresji u wegetarian czy wpływ Świętego Mikołaja na myślenie dzieci.
To zabawne, że te same media, które wówczas chętnie cytowały wyniki „poważnych” badań „poważnego” naukowca Stapla, dziś naśmiewają się z tych „niepoważnych” badań naukowca-oszusta.
Prace komisji trwały długo. Raport, opublikowany w środę 28 listopada był niszczący nie tylko dla samego Stapla.
- Krytyczna funkcja nauki zawiodła na całej linii. Można tu mówić o upadku nauki na wielką skalę – powiedział przewodniczący komisji, profesor Pim Levelt. Zarzucił redaktorom czasopism naukowych, w których publikował Stapel oraz innym naukowcom, zajmującym się psychologią społeczną, że w niedostatecznym stopniu kontrolują się na wzajem.
Jak inaczej byłoby to możliwe, że Stapel od tylu lat uprawiać mógł swój proceder? Levelt nie krył mocnych słów i mówił o „niechlujnej nauce”.
Dostało się przede wszystkim bardziej doświadczonym naukowcom, którzy od lat funkcjonowali w tym samym światku co Stapel i niczego nie zauważyli. Wobec młodszych naukowców, szczególnie doktorantów Stapla, komisja była łaskawsza.
Nie stracą oni swych tytułów naukowych – nie wiedzieli przecież, że Stapel był oszustem – ale członkowie komisji przyznali szczerze: trudno będzie im zrobić naukową karierę, mając w cv wpis „promotor przewodu doktorskiego – Diederik Stapel”.
Stapel często publikował teksty wspólnie z innymi naukowcami. W sumie na liście wspólnych publikacji jest 70 nazwisk. Komisja wykazała, że 32 z tych osób było współautorami tekstów, w których Stapel powoływał się na wymyślone przez siebie dane. Także ci naukowcy, nieświadomi tego, że współpracowali z oszustem, nie będą zapewne już chwalić się tymi publikacjami.
Co na to wszystko sam Stapel? W dniu opublikowania raportu komisji, po miesiącach milczenia, przemówił. W filmiku umieszczonym w sieci (link poniżej) mówi, że „czuje smutek, wstyd i ma wyrzuty sumienia”. Tłumaczy, że stworzył sobie świat, w którym wszystko musiało do siebie pasować i było sukcesem. „Świat był idealny: dokładnie taki jak oczekiwano, przewidywano, marzono”. Mówi też, że chciał swymi badaniami sprawić ludziom przyjemność i im pomóc.
Stapel opisuje wpływ tej afery na jego życie. Mówi o tym, że korzysta z pomocy terapeuty i zaczął prowadzić dziennik. W końcówce filmik zamienia się w swego rodzaju... reklamę.
„Zachęcony przez rodzinę i przyjaciół przerobiłem część zapisków z mojego dziennika w książkę”, powiedział. I faktycznie, w piątek 30 listopada ukazała się książka.
W książce pt. Ontsporing (Wykolejenie) Stapel pisze o depresji, w jaką wpadł po ujawnieniu jego oszustw oraz o tym, że rozważał samobójstwo. Atakuje też metody badawcze komisji, poświęconej jego sprawie, zarzucając jej... podejście „typu Stapla”. Czyli mało twardy danych, a dużo psychologizowania.
Stapel nie szczędzi również samego siebie. Nazywa się „mistrzem oszustwa”, „iluzjonistą” i pisze, że był „uzależniony od oszukiwania”. Mimo tego samobiczowania część recenzentów uznała książkę za kolejny przejaw megalomanii i egocentryzmu Stapla.
Najlepsze, co może zrobić notoryczny oszust i kłamca, który przy okazji zrujnował kariery wielu innym osobom, to zamilknąć, a nie znowu pchać się na pierwsze strony gazet – argumentują krytycy wykolejonego naukowca.
Tym bardziej, że nie wiadomo, ile w jego książce jest prawdy.
Filmowe oświadczenie skompromitowanego naukowca