Nazywam się Alex, jestem nr 800,000 i dumą Amsterdamu
Cztery lata temu Alex Lucas Westerbos zaczął pobyt na tej ziemi z rozmachem. Już w dniu swych narodzin miał pierwsze ważne spotkanie. Malca odwiedził w szpitalu burmistrz Amsterdamu. Dlaczego?
Burmistrz Eberhard van der Laan nie przyszedł z pustymi rękoma. Dla Alexa Lucasa zabrał kwiaty i solidną wyprawkę.
– Jaki wyluzowany, prawdziwy amsterdamczyk – mówił uśmiechnięty gospodarz miasta z malcem w rękach.
Po co jednak te odwiedziny?
Odpowiedź jest prosta: Alex jest numerem 800,000. Czyli 800-tysięcznym mieszkańcem holenderskiej stolicy. Amsterdam rośnie ostatnimi laty jak na drożdżach i to, że granica 800 tysięcy padnie, przewidywano już od dawna. Mało kto spodziewał się, że stanie się to tak szybko.
- To dla mnie jako burmistrza niezwykły zaszczyt, by móc przywitać mieszkańca numer 800,000. Rosnąca liczba mieszkańców jest potwierdzeniem popularności miasta, a różnorodność Amsterdamu to jego siła – mówił van der Laan w szpitalu Academisch Medisch Centrum.
Nie ma jednak mowy o żadnym rekordzie. Kto myślał, że wykres przedstawiający liczbę ludności Amsterdamu od początków miasta po rok 2012 to wznosząca się linia, prowadząca od kilkudziesięciu osób do 800 tysięcy z przedostatniego dnia listopada 2012 roku, ten się grubo mylił. Amsterdam granicę 800 tysięcy przekracza właśnie po raz... trzeci.
Po wojnie amsterdamczycy parzyli się jak króliki
Po raz pierwszy stało się to tuż przed drugą wojną światową, w 1939 roku. To, że w kolejnych latach liczba mieszkańców spadła nie jest oczywiście zaskoczeniem. Wojna kosztowała życie wielu ludzi, rodzice rzadziej decydowali się na potomstwo, a wielu mieszkańców uciekło na bezpieczniejszą prowincję.
Kluczowy był jednak inny czynnik: przed wojną mieszkała w Amsterdamie duża społeczność żydowska. Zdecydowana większość z amsterdamskich żydów nie przetrwała wojny, ginąc w nazistowskich obozach zagłady na wschodzie Europy.