pon., 21/04/2014 - 15:12

Sex, enter, exit

Kiedy spotykam się ze znajomymi w Polsce, lub rozmawiam z którymś z nich przez telefon czy też skype i pada pytanie o moją opinię na temat homoseksualizmu, to nie za bardzo wiem, co powiedzieć.

Nie mam bowiem kompletnie żadnej opinii na ten temat, tak samo jak nie mam opinii na temat zmian w poziomie wód rzeki Amstel w ostatniej dekadzie.

Homoseksualizm jest obecny w moim życiu w równym stopniu, co heteroseksualizm. Jeśli mój interlokutor mówi: "W sierpniu z moim chłopakiem jedziemy do Grecji, ponieważ świętujemy jedenastolecie związku", to naprawdę wszytko mi jedno, jakiej płci jest osoba, z którą rozmawiam.

 Mam kilkoro transseksualnych znajomych, którzy na co dzień są Paulem* a w weekendy zamieniają się w Annę i można z nimi podyskutować o wyższości koturnów nad szpilkami. Jedna z tych osób ostatecznie stwierdziła, że woli być Anną także w dni powszednie; jej historię opisałam tutaj.
 

I ja to naprawdę wszystko rozumiem i nie mam nic naprzeciw. Ale to, co spotkało mnie w piątek, określiłabym jako co najmniej dziwaczne.

Znajomy organizuje cykliczne imprezy alternatywne. Rzadko tam bywam, bo to West, czyli drugi koniec miasta jak dla mnie. Jednak w piątkowy wieczór spóźniłam się do kina. Seans już się zaczął,  a ja kompletnie nie wiedziałam, co zrobić z resztą wieczoru.
 

Pojechałam zatem na tę imprezę. Siedziałam sobie przy barze i popychałam głupoty z dawno nie widzianymi znajomymi, aż tu nagle wszedł chłopak, którego poznałam mieszkając jeszcze w Zaandam.

Przyszedł z mężczyzną, usiedli przy stoliku, zakupili drinki, itede. Myślę, o, Paul chyba ma faceta. Uśmiechnęłam się w ich stronę, Paul jednak nie zareagował. Patrzył przeze mnie niewidzącym wzrokiem.

Po jakiejś godzinie musiałam wyskoczyć do bankomatu. Przechodząc koło ich stolika wyszczerzyłam się i rzuciłam: "Hoi Paul!". A on mi na to dziwnym, sztucznie podniesionym do wyższych rejestrów głosikiem:
 

- Paul nie wydaje mi się raczej imieniem dziewczęcym...

I spojrzał z wyższością. I wyrzutem.

Dolna szczęka zawisła mi nad przepaścią zdumienia, wynikłego nie z faktu, że Paul postanowił zostać kobietą; raczej z tego, iż oczekiwał, że wszyscy od razu będą o tym postanowieniu wiedzieć. Cóż za arogancja. Co by mu szkodziło powiedzieć: "Cześć! Teraz nazywam się Anżelina", czy jakie tam imię sobie wybrał.

Wydukałam tylko "Sorry" i szybko wyszłam obawiając się, że narzeczony Anżeliny wyrżnie mi w paszczękę w obronie honoru swej oblubienicy.

Stojąc w kolejce do bankomatu na zmianę chichotałam (wspominając jego śpiewny sopran) i dawałm w myślach upust swej irytacji na tę uwagę. Chłopak się nie zmienił ani o cal, nawet nowych okularów sobie nie sprawił, czy ja wróżka, żeby wiedzieć, że jest teraz dziewczyną? Kompletny brak empatii (i nie mam tu na myśli siebie).
Chociaż może powinnam spytać: "To jak a masz teraz na imię?" Tak! To właśnie powinnam zrobić.

Niestety, kiedy ponownie przekroczyłam próg lokalu, po Paulo-Anżelinie i jej partnerze nie pozostał najmniejszy ślad.
Z westchnieniem zamówiłam piwo.

* Wszystkie imiona są fikcyjne i nie należy dopatrywać się w nich podobieństw i odniesień.


gietat