ndz., 10/06/2012 - 11:24

3 pytania do dr Iwony Guść

Rozmową z dr Iwoną Guść, pracownikiem instytutu naukowego NIOD w Amsterdamie

- Może dziś już tytuł dr przed nazwiskiem w Polsce nie robi takiego wrażenia w Polsce jak kilkanaście lat temu, ale obrona doktoratu w Holandii przez rodaczkę zasługuje na uwagę. Jak Pani trafiła do Holandii i dlaczego postawiła na edukację w Holandii ?

Do Holandii trafiłam po raz pierwszy jako studentka niderlandystyki wrocławskiej. Dzięki stypendiom spędziłam w sumie pòłtora roku studiów na uniwersytecie w Groningen. W tym czasie też zapoznałam się holenderską kulturą akademicką.

Entuzjazm i pasja badawcza wykładowców z którymi miałam do czynienia okazała się zaraźliwa, bowiem w momencie pisania pracy magisterskiej wiedziałam, że chcę brnąć dalej w tym kierunku. Można by powiedzieć, że w Holandii odkryłam w sobie zalążek naukowca. W rok po skończeniu studiów udało mi się uzyskać grant na studia doktoranckie w ramach programu Cultural Changes, pod patronatem instytut humanistycznego w Groningen. Zaproponowany przeze mnie temat nie miał jednak już nic wspólnego z niderlandystyką. Postanowiłam zająć się polską kulturą powojenną, a w szczególności zagadnieniem filmu i estetyki subwersji. Ten na pierwszy rzut oka niespodziewany wybór tematu nie był jednak do końca przypadkowy. Już w czasie studiów uczęszczałam na zajęcia fakultatywne z filmoznawstwa i tu też nawiązałam kontakt ze specjalistami zajmującymi się podobnym zagadnieniem w odniesieniu do filmu i literatury holenderskiej.

Do wniosku badawczego udało mi się również "przemycić" własną pasję: kino Andrzeja Kondratiuka. W toku badań twórca ten i jego filmy w rezultacie znalazły się w centrum uwagi. Okazało się bowiem, że jest to kino do tej pory dość skromnie opisane przez polskich badaczy. Miałam więc spore pole do popisu. Tak mniej więcej wygląda geneza pierwszy niderlandzkojęzycznej publikacji naukowej na temat kina polskiego.


- Tytuł pracy doktoranckiej "Polished cinema. Over de receptie van het werk van Andrzej Kondratiuk in Polen en het groteske" (Polished cinema, czyli o odbiorze kina Andrzeja Kondratiuka w Polsce i grotesce) porusza tematykę filmu polskiego w zasadzie niszowego, bo takie są filmy Andrzeja Kondratiuka i trudnego dla odbiorcy w Polsce a co dopiero w Holandii. Czy wyjaśnianie genezy filmu autora typowo polskich komedii nie było zbyt karkołomnym przedsięwzięciem?

Tak się składa, że miałam okazje wielokrotnie testować odbiór tych filmów na tubylcach. Kino osobne, bo tak się o Kondratiuku w Polsce pisze, widziane z daleka i analizowane w kontekście kultury europejskiej okazywało się jednak za każdym razem być zjawiskiem mniej odosobnionym niż zakładałam.

W mojej pracy pokazuję poza tym, iż u źródeł tej twórczości tkwią różne europejskie wzorce estetyczne. Kondratiuk czerpie od samego początku swej kariery, od lat 50, zwłaszcza z tradycji sztuki subwersywnej i groteskowej. Zgodzę się jednak, iż typowo polski humor i punkt widzenia nadają szczególnej barwy jego filmom. I tej kwestii poświęcam właściwie większą część mojej książki. Nie tylko po to by przybliżyć skomplikowany kontekst polityczny polskiego kina powojennego czytelnikowi w Holandii, ale przede wszystkim by zrozumieć w jaki sposób Kondratiuk przedstawia w swoich filmach - bądź co bądź w pokrętny sposób - polską rzeczywistość.

Celem moim było znalezienie odpowiedzi na pytanie dlaczego i w jaki sposób na pierwszy rzut oka absurdalne, pokraczne, niesforne, a może wręcz głupawe historie filmowe ze świata Kondratiuka, trafiają do odbiorców i z sensem oddają rzeczywistość.

- Porusza się Pani raczej wśród holenderskiej elity intelektualnej, z dala od właścicieli szklarni czy hal fabrycznych. Jak Polka z holenderskim tytułem naukowym jest odbierana na co dzień w krainie wiatraków?

Szczerze mówiąc, na co dzień jestem odbierana jak tubylec, ale głównie wynika z faktu, iż z moimi kolegami w pracy i znajomymi, a także z przypadkowo napotkanymi osobami porozumiewam się po niderlandzku...Myślę, że tu akurat tytuł naukowy mi ani nie pomaga, ani nie przeszkadza.
Cieszę, natomiast z faktu, iż z racji swojej pozycji jestem w stanie zarażać osoby w moim otoczeniu entuzjazmem dla polskiej kultury i historii. Większość moich znajomych widziała dzięki mnie polskie filmy, albo ma w swojej biblioteczce książki polskich autorów.

W moim środowisku obserwuję z reguły spore zainteresowanie Polską, zwłaszcza jej dziejami powojennymi, ale też zdaję sobie sprawę, że wiedza przeciętnego Holendra na temat kraju nad Wisłą jest niestety często dość słaba i oparta na stereotypach. Bardzo chciałabym ten wizerunek polskości, polskiej kultury, Polaków móc w jakiś sposób odczarować i nasycić nowymi barwami. Dlatego też zamierzam w niedługim czasie zainicjować w Holandii akcję społeczną, do której chciałbym zaangażować pokaźną grupę polskich emigrantów, nie tylko tych z elit, ale także tych ze szklarni czy fabryk. Wychodzę bowiem z założenia, iż każdy z nas może być wizytówką naszej kultury, a różnorodności postaw i zawodów jakich Polacy się imają w Holandii, nie powinniśmy się wstydzić. W niedługim czasie chętnie podzielę się z waszą redakcją konkretami na temat tego projektu.


*Iwona Guść: we Wrocławiu skończyła niderlandystykę, po czym po dwudziestu paru latach życia opuściła swój ukochany gród nad Odrą. Pracę doktorską na temat subwersynego kina Andrzeja Kondratiuka oraz tradycji groteski w powojennej Polsce obroniła na uniwersytecie w Groningen, z którym była związana od 2004 roku. Obecnie pracuje w instytucie naukowym NIOD w Amsterdamie gdzie zajmuje się badaniem dotyczącym polskich emigrantów i uchodźców w Holandii po 1945 roku.