śr., 14/09/2011 - 13:37

Polacy wieszają się chętniej niż Holendrzy, ale do Litwinów i tak nam daleko

Co czterdzieści sekund ktoś odbiera sobie w jakimś zakątku globu życie. Na każdych 100 tysięcy mieszkańców ziemi co roku 16 osób popełnia samobójstwo.

Polska znajduje się w okolicach tej średniej, Holandia wyraźnie poniżej. Najczęściej kończą ze swym życiem mieszkańcy bogatych państw azjatyckich i biednych państw Europy Środkowej i Wschodniej. Ale właściciwe dlaczego?

Ile osób zginęło w zamach 11 września 2001 r. na WTC? Trzy tysiące. Ile osób zginęło w katastrofie smoleńskiej? 96. Ile osób odbiera sobie co roku życie? Prawie milion.

Tak, trudno to sobie wyobrazić: Co roku znika z powierzchni ziemi w wyniku samobójstwa tyle osób, ile mieszka łącznie w Amsterdamie, Haarlemie i Lejdzie.

Co mają ze sobą wspólnego Litwa, Korea Południowa, Węgry i Sri Lanka? Na pozór – niewiele. Ale jedno łączy mieszkańców tych państw – wszystkie te kraje znajdują się w pierwszej dziesiątce państw z największą ilością samobójców na 100 tysięcy mieszkańców.

Walkę o pierwsze miejsce na tej niechlubnej liście toczą ze sobą Litwa i Korea Południowa. Według danych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) z 2010 roku „numerem jeden” jest obecnie Litwa z odsetkiem 34 samobójców na 100 tysięcy mieszkańców.

Południowi Koreańczycy cenią sobie swe życie niewiele bardziej – współczynnik ten wyniósł tu w 2010 roku 31. Miejsca trzecie i czwarte to Kazachstan i Białoruś – co, przepraszam za czarny humor, jakoś można zrozumieć – a piąte to znów bogata Azja.

Czyli Japonia z 24,6 samobójcami na 100 tysięcy mieszkańców. Poza tym w czołówce mamy Rosję, Gujanę, Ukrainę, Węgry, Sri Lankę, Łotwę i Słowenię. Niezła mieszanka, choć widać, że to głównie nasi wschodni sąsiedzi – bliźsi lub dalsi – lekko sobie własne życie cenią.

Dane WHO dotyczące Polski (z 2008 r.) mówią o około 15 samobójcach na 100 tysięcy mieszkańców, co jest wynikiem dosyć wysokim (trzecia dziesiątka na międzynarodowej liście). Na całym świecie to głównie mężczyźni „napędzają” samobójcze statystyki, podobnie jest w Polsce. O ile wśród Polaków w 2008 roku współczynnik ten wyniósł 26,4, o tyle wśród Polek było to jedynie 4,1. Podobne proporcje są w innych krajach; także na Litwie, gdzie na każdą Litwinkę-sambójczynię przypada aż sześciu Litwinów-samobójców. Zanim po raz kolejny powiemy, jacy to faceci nie są twardzi, odporni na stres i wytrzymali, zastanówmy się dwa razy.

W ostatnich latach samobójców przybywa, czego dobrym przykładem jest wspomniana Korea.

W 1999 samobójców było tam „jedynie” siedem tysięcy, dziesięć lat później – prawie piętnaście i pół tysiąca! Także w Holandii sznur czy tabletki częściej idą w ruch.

W 2007 roku zanotowano co prawda jedną z najniższych w ostatnich latach ilości samobójców (1 353), jednak wraz z wybuchem kryzysu ekonomicznego holenderskich samobójców przybywa.

W 2010 było ich 1 600, co oznaczało 9,6 osoby na 100 000 mieszkańców. Wciąż „niewiele”, patrząc na polskie 15, belgijskie 18, węgierskie 22 czy litewskie 34, ale wyraźnie więcej niż trzy lata temu.

Według cytowanych przez dziennik NRC Next ekspertów dopatrywanie się związku pomiędzy kryzysem gospodarczym ostatnich lat, a rosnącą ilością samobójców w Holandii, jest uzasadnione. Największy wzrost popularności samobójstw zanotowano bowiem wśród aktywnych zawodowo Holendrów w wieku pomiędzy 40 a 65 lat. Podobnie tłumaczy się samobójczą modę w Korei Południowej. W dużo większym stopniu niż w Holandii nacisk na robienie kariery, szybki awans i życie pełne sukcesów są tam olbrzymie. Co w przypadku nawet malutkiego potknięcia wprowadza wielu w stan totalnej depresji i załamania.


Powody mogą być zresztą różnorakie, co dobrze widać na przykładzie „słynnych Koreańczyków”: w listopadzie 2008 roku znany koreański aktor Kim Ji-Who (na zdjeciu z lewej) powiesił się w domu, zostawiając karteczkę z typowym dla Azjatów lakonicznym tekstem „Jestem samotny i w trudnej sytuacji. Skremujcie moje ciało”. Kilka miesięcy wcześniej wyznał on publicznie, że jest gejem, co w jedynie z pozoru tolerancyjnym koreańskim społeczeństwie przyniosło mu wiele problemów i złamało karierę. Znani aktorzy i aktorki popełniają zresztą w Korei masowo samobójstwa; co parę miesięcy tamtejszym show-biznesem wstrząsa kolejna samobójcza śmierć tej czy innej gwiazdy.

Także politykom pękają nerwy – w maju 2009 roku z wysokiej skarpy swój ostatni, samobójczy skok oddał były prezydent  Korei, Roh Moo-Hyun (na zdjeciu z prezydentem USA) , oskażony wówczas o łapówkarstwo.

 

 
Inne wytłumaczenie częstego odbierania sobie życia pada w przypadku Litwy. Gwałtowny wzrost ilości samobójstw obserwuje się tu od czasu upadku komunizmu.

Według komentatorów NRC Next to właśnie pełen niepewności i gospodarczych zawirowań okres transformacji podkopał nerwy wielu Litwinów i pchnął ich do prób samobójczych. Czyżby zatem polska transformacja – przecież też nie najłatwiejsza – była bajką w porównaniu z doświadczeniami Litwinów? A może po prostu mamy silniejsze nerwy? I nie jesteśmy tak ambitni i nastawieni na sukces jak Koreańczycy? Co, jak widać, ma także swoje plusy.
 

Porównując polski odsetek samobójców na 100 tysięcy mieszkańców (15,2) z holenderskim (9,6), możemy w każdym bądź razie wyciągnąć jeden pocieszający wniosek: przenosząc się z Polski do Holandii zmniejszyliśmy o jedną trzecią szansę tego, że popełnimy samobójstwo.

Statystyki mają to do siebie, że z nawet najbardziej ponurych zawsze da się wyciągnąć jakiś optymistyczny wniosek.

 

 

czytaj też - Eutanazja w Holandii. Kiedy śmierć jest lepsza niż ból