sob., 29/06/2013 - 18:51

Rozmowa z Annerike Hekman, reporterką i działaczką społeczną

Jak to możliwe, że w Holandii dzieją się takie rzeczy?

Wielu z polskich imigrantów w Holandii narzeka na sposób traktowania ich przez Holendrów. Często są to uzasadnione skargi. Ale szukający azylu politycznego uciekinierzy z Afryki czy Azji traktowani są w Holandii często o wiele, wiele gorzej. O zamykanych w więzieniach, wyrzucanych na bruk i wykańczanych psychicznie uciekinierach, dla których Holandia z ziemi obiecanej stała się piekłem na ziemi, rozmawiamy z Annerike Hekman, jedną z organizatorek wyścigu rowerowego-manifestacji Vreemdland. 

SZ.B. - Jest Pani jedną z organizatorek Vreemdland [Sprawdź się! Przejedź 112 km rowerem i pomóż], rowerowej manifestacji-wyścigu wzdłuż zamkniętych ośrodków dla azylantów w Holandii. Na stronie internetowej vreemdland.nl organizatorzy piszą, że sposób, w jaki holenderski rząd traktuje azylantów jest „nieludzki”. Może Pani wyjaśnić, dlaczego tak uważacie?

Annerike Hekman: Ponieważ azylantów tratuje się w Holandii jak przestępców. To niewinni ludzie, których na granicy albo po tym, jak nie dostaną pozwolenia na pobyt, umieszcza się w więzieniach. Po to, by wydalić ich z kraju. Dzieje się tak jednak jedynie w 17 % przypadków, reszta z nich miesiącami przebywa w ośrodkach o reżimie gorszym niż w więzieniu.
Wielu z tych ludzi nie można wydalić z kraju i po miesiącach pobytu w areszcie trafiają na ulicę. W areszcie dla azylantów panuje ostrzejszy reżim niż w więzieniach dla przestępców.

Azylanci liczyć się muszą z niezapowiedzianymi wizytacjami, często przenosi się ich do izolatek, nie mają kontaktu ze światem zewnętrznym, siedzą po 16 godzin w celi, nie pozwala im się wyjść na zewnątrz i nigdy nie wiedzą, jak długo będą musieli jeszcze przebywać w areszcie. Może to trwać nawet półtorej roku.
Właśnie dlatego jest to nieludzkie traktowanie. Oprócz tego jest to nieefektywne. Według obliczeń Amnsety International koszty utrzymania jednego azylanta w takim więzieniu wynoszą średnio 200 euro dziennie.

W pomoc azylantom, na przykład w ramach Vluchtkerk („W Holandii traktuje się nas w nieludzki sposób” ) a teraz Vluchtflat (budynek w Amsterdamie, w którym obecnie mieszkają nielegalni azylanci) zaangażowanych jest wielu młodych wolontariuszy, często z chrześcijańskimi korzeniami.

Sz.B. - Czy może Pani opowiedzieć, jak zrodziło się Pani zainteresowanie tego rodzaju tematyką? I dlaczego kwestia traktowania nielegalnych azylantów stała się w ostatnim czasie dla wielu Holendrów tak ważna?

Annerike Hekman: Przez pewien czas mieszkałam z kimś, kto nie miał właściwych dokumentów, by zostać w Holandii; moi rodzice wzięli go pod własny dach. Widziałam z bardzo bliska jak beznadzieje jest życie takich ludzi Holandii. Żadnych szans na pracę, żadnego ubezpieczenia, zero możliwości by podróżować, całkowita niepewność. A on nie mógł wrócić do swego kraju. W ciągu pięciu lat w Holandii został trzykrotnie aresztowany, na trzy, pięć i sześć miesięcy, a zatem także trzykrotnie lądował na nowo na ulicy.

 Nie mogę zrozumieć dysfunkcjonalności tego systemu, połączonej w dodatku z takim ludzkim cierpieniem. Jak to możliwe, że w Holandii dzieją się takie rzeczy? Poprzez zamykanie ludzi w areszcie zostają oni wykluczeni z systemu. Litera prawa liczy się bardziej niż namacalna rzeczywistość.

 Jedna z głównych zasad, którymi się kieruję, mówi, że każde ludzkie życie ma swoją wartość, również w tym fizycznym wymiarze. Może wiąże się to jakoś z chrześcijańskimi korzeniami, przynajmniej w moim przypadku, ponieważ faktycznie wierzę w mistyczny wymiar nadający ludziom niepodlegającą dyskusji wartość, ponieważ wszystko ma swój cel czy też wszystko wynika z jakiś aktów woli. Nikt nie jest po nic. Każdy może istnieć, ponieważ istnieje. To tak mówiąc w bardzo, bardzo dużym skrócie.
 

Myślę, że ten temat stał się dla wielu Holendrów ważny ponieważ jest on coraz bardziej widoczny. Ludzie, którzy już od dawna zajmowali się tą tematyką długo czuli się bezsilni, bo cóż mogli zrobić? Według mnie właśnie dlatego Vluchtkerk („W Holandii traktuje się nas w nieludzki sposób” ) stał się takim sukcesem. Problem stał się konkretny. „Mogę im przynieść woreczek ryżu albo sprezentować moje stare łóżko”, pomyślało wielu. I pomagali. 

Oprócz tego Vluchtkerk zainteresował tą problematyką większą liczbę ludzi. Także samobójstwo Dolmatowa w styczniu tego roku wstrząsnęło Holandią [W styczniu 2013 r. rosyjski uciekinier polityczny Aleksander Dolmatow popełnił w jednym z holenderskich ośrodków dla „nielegalnych azylantów” samobójstwo. Bał się, że Holandia odeśle go do Rosji Putina, z którą walczył – Sz.B.].
Rozpoczęte wówczas wewnętrzne śledztwo wykazało, że istnieje wiele nieprawidłowości w procedurach, wedle których traktuje się azylantów. Dzięki tym wydarzeniom wiedza na temat nieprawidłowości powoli trafiała do „zbiorowej świadomości Holendrów”.

Sz.B. - W trakcie Vreemdland rowerzyści przejadą z Amsterdamu do Zeist i następnie do ośrodka dla azylantów przy lotnisku Schiphol. Dlaczego zdecydowaliście się na taką formę protestu i jaki jest wasz cel?

Annerike Hekman: Osobiście nie jestem fanką głośnych akcji. Także od wielu moich znajomych wiem, że za nimi nie przepadają. Skuteczność kreatywnej i uczciwej imprezy sportowej, takiej jak na przykład wyścig kolarski (jeśli w ogóle można naszą imprezę tak nazwać) jest większa, bo zachęca się w ten sposób więcej ludzi do uczestnictwa. Oprócz tego chcemy dzięki takiej formie protestu nawiązać kontakt z nowymi grupami ludźmi. Na przykład z wielbicielami jazdy na rowerze, którzy pomyślą „hej, fajny wyścig”, a jednocześnie niewiele wiedzą na temat problematyki związanej z azylantami.

P.S.

Annerike Hekman: Można zgłaszać swój udział na vreemdland.nl. Zgłoszenie jednej grupy kosztuje 20 euro, jedna grupa może składać się z 3-5 osób. Pieniądze przeznaczamy na mapki z trasą oraz pakiet startowy, który trafi do każdego z uczestników.

ANNERIKE HEKMAN -  ur. w 1987 r. w Zwolle, obecnie mieszka w Amsterdamie. Studiowała antropologię, politologię oraz dziennikarstwo na Vrije Universiteit w Amsterdamie oraz realizację filmową w szkole Openstudio. Obecnie prowadzi własną, małą, jednoosobową firmę produkującą reportaże filmowe Onival Producties onivalproducties.nl oraz pracuje jako organizatorka imprez dla organizacji DIY Society.

„Wyścig rowerowy” VREEMDLAND:

Rowerzyści sprzeciwiający się nieludzkiemu traktowaniu azylantów przez holenderski rząd wyruszą 6 lipca o godz. 9.00 spod dworca Amstelstation w Amsterdamie i pojadą najpierw do ośrodka dla azylantów z Zeist. To około 50 km. O godzinie 12.00 rozpocznie się druga część przejazdu. Z miejscowości Zeist rowerzyści pojadą w kierunku lotniska Schiphol, gdzie znajduje się ośrodek dla azylantów cieszący się złą sławą (Detentiecentrum Schiphol). Z Zeits do Schiphol to około 62 km.

Można przejechać oba odcinki, albo jeden – jak kto woli. Kto nie przepada za jazdą rowerem, ale chciałby się dołączyć do akcji, powinien o 15.30 udać się w okolice Detentiecentrum Schiphol, gdzie odbędzie się kończąca rowerowy przejazd demonstracja. Potrwa ona do około 17.00.