Historia i kultura sob., 17/11/2012 - 11:36

Wszyscy jesteśmy rozbitkami? O książce „Rozbitkowie” Bożeny van Mierlo-Dulińskiej

 

Napisy „Dziękujemy wam Polacy” w języku polskim w holenderskich oknach... Kto przeniósłby się do Holandii z 1944 roku, ten nieźle by się zdziwił: Holendrzy spoglądali na Polaków 68 lat temu zupełnie inaczej niż obecnie. Powieść „Rozbitkowie” Bożeny van Mierlo-Dulińskiej pokazuje obie te perspektywy.

I stawia pytanie: czy będąc imigrantem, zawsze jesteśmy skazani na poczucie obcości?

- Uliczny muzykant z Wielkiej Brytanii jest w większym poszanowaniu u Holendrów niż polski inżynier pracujący przy budowie nowego dworca głównego w Hadze – mówiła w wywiadzie dla mojaholandia.nl autorka „Rozbitków”.

(całość rozmowy: Trzy pytania do Bożeny van Mierlo-Dulińskiej, autorki powieści "Rozbitkowie" )

Jej książka nie jest jednak oskarżeniem wobec Holendrów, ich uprzedzeń wobec przybyszów z Europy Środkowej i Wschodniej czy braku wiedzy historycznej. Główna bohaterka powieści, Anna, zdecydowała się przecież pozostać w Holandii, a na kartach „Rozbitków” także Polacy nie są kryształowi. Ojciec Anny nigdy nie podniósł się z wojennej traumy i okazał się nieczułym rodzicem. Jej polska znajoma ma dosyć luźne podejście do kwestii relacji i wierności. Sama zaś Anna walczy z ciężką depresją, a jej wszechobecny krytycyzm wobec otoczenia budzić może u czytelnika czasem irytację.

Napisana najpierw w języku angielskim (Somewhere Somehow), a później przetłumaczona na polski powieść rozgrywa się na dwóch planach. Oba te plany są wybitnie polsko-holenderskie, co dla polskiego czytelnika związanego z Holandią (czytaj: imigranta znad Wisły w kraju wiatraków) od razu czyni „Rozbitków” interesująca pozycją.

Polacy w Holandii, kiedyś i dziś – o  tym, jak dotąd, pisano głównie w niszowych pracach historycznych, nudnych opracowaniach naukowych, pełnych liczb rządowych raportach czy w szukających sensacji holenderskich i polskich mediach. Na polu literackim to jednak wciąż słabo zagospodarowany teren. „Rozbitkowie” nieco to zmieniają.

W powieści mamy zatem dwie perspektywy. Wojenną, której głównym reprezentantem jest ojciec głównej bohaterki. Jego wojenne losy poznajemy z dziennika, który prowadził w trakcie II wojny światowej. Dziennik po latach trafił w ręce jego córki Anny, która tłumaczy go na angielski.  Anna, podobnie jak autorka Rozbitków, jest anglistką, mieszkającą w Holandii.
Doszukiwanie się dalszych autobiograficznych wątków nie ma jednak sensu.  - Tak jak ja, Anna to mieszkająca w Holandii polska anglistka. Jej rzeczywistość to moja rzeczywistość i przez to była łatwa do opisania – mówiła autorka w wywiadzie z mojaholandia.nl. Jednak od razu dodawała – Reszta życia Anny to fikcja.      

Druga perspektywa jest współczesna: Anna mieszka z rodziną w Holandii, mamy połowę lat dziewięćdziesiątych, jej mąż to Holender, jej dzieci, wychowane w Holandii, polską mają właściwie jedynie krew, zaś sama Anna miota się pomiędzy swą polskością a holenderską rzeczywistością.

Nie bez powodu autorka umieściła akcję współczesnej części powieści w okresie świątecznym. Anna bez większych sukcesów próbuje przekonać swe dzieci do polskich tradycji wigilijnych, dwoi się i troi, by święta były „wesołe” i „szczęśliwe”. Jednocześnie robiąc zakupy w holenderskim mieście – z wszystkimi tymi kanałami, z tą kompletnie inną architekturą i z tym charczącym niderlandzkim na każdym rogu – trudno jej utrzymywać przy życiu iluzję, że uda się w takich warunkach zorganizować „polskie święta”.

Wałęsająca się bez celu po holenderskich ulicach w świątecznej scenerii Anna w jeszcze większym stopniu czuje się obca.

Uczucie zapewne znane wielu polskim imigrantom, spędzającym Boże Narodzenie w Holandii.
Na to wszystko nakłada się historia z ojcem. A właściwie z Ojcem, gdyż relacja Anny ze swym rodzicem ma w sobie coś Freudowsko-Kafkowsko-Schulzowskiego (co autorka zresztą wyraźnie sygnalizuje, pisząc „Ojciec” z wielkiej litery).

Freudowskiego, gdyż myśli Anny bez ustanku zajęte są Ojcem, a relacja Ojciec-Anna ma olbrzymi wpływ na jej życie.

Kafkowskiego, gdyż Ojciec jest srogi, groźny i nieprzystępny, a Anna wykrzyczeć mogłaby mu to, co mniej więcej Kafka napisał w swym „Liście do ojca”. Schulzowski, gdyż jest ona jednocześnie głęboko zafascynowana Ojcem, i tak jak w przypadku autora „Sklepów Cynamonowych” czyni go jednym z głównych bohaterów swej opowieści – nie przez przypadek pełne przygód wojenne zapiski Ojca stanowią dużą część książki.

Wojenne losy ojca Anny –  polskiego żołnierza, trafiającego w trakcie drugiej wojny światowej z Polski przez Syberię, Bliski Wschód, Afrykę i Szkocję do Holandii – mogłyby być tematem na osobą powieść. Aż trudno uwierzyć, że historię tego „Maczkowca” autorka oparła o prawdziwe opowieści, które usłyszała z ust polskich kombatantów, wyzwalających Holandię z rąk hitlerowców.     

„Razem z Kanadyjczykami oswobodziliśmy Bredę po czterech dniach walk – czytamy notatkę z dziennika z 1 listopada 1944 r. (str. 152)  - Piechota wykonała kawał dobrej roboty oczyszczając miasto z Niemców, dzięki czemu nasze czołgi i artyleria nie musiały ostrzeliwać budynków. Było tak, jak życzył sobie generał Maczek – oszczędziliśmy to stare holenderskie miasto od zniszczenia. Gdy ucichły strzały, mieszkańcy tańczyli z radości na ulicach. Następnego dnia widniały w wielu oknach napisy „Dziękujemy wam Polacy”, w języku polskim”.

Zanim jednak do tego dojdzie czytelnik zostanie skonfrontowany z wieloma dramatycznymi, brutalnymi scenami wojennymi. Niemiecki atak na Polskę, wywózka, katorżnicza praca na Syberii, głód i wyczerpanie, piesze wędrówki po bezkresach głębokiej Rosji, tworzenie się polskiej armii w ZSRR, obóz w Afryce... A następnie pobyt w Szkocji (który okaże się mieć później dodatkowe znaczenie – „Rozbitkowie” to także powieść z „tajemnicą”...), krwawe bitwy, rozrywane ciała, nieudane zasadzki i wreszcie Breda...

Czytając dziennik młodego, boleśnie doświadczonego przez los chłopaka, któremu w trakcie wojny udało zachować się nie tylko życie, ale i godność i pogodę ducha, jeszcze mocniej bije w oczy kontrast pomiędzy tym młodziutkim autorem dziennika a starym ojcem-dziadkiem z lat współczesnych.

Niby chciałoby się powiedzieć: wojenna trauma pozwala nam lepiej zrozumieć późniejsze zamknięcie się w samym i nieczułość charakterystyczną dla „powojennego” weterana-ojca Anny. Ale można spojrzeć na to i inaczej: Skoro chłopak ten potrafił przetrwać okrucieństwa wojny i ocalić w wojennej zawierusze swój charakter od zgorzknienia i cynizmu, dlaczego nie udało mu się to i po wojnie?
To  tylko jedno z pytań, jakie rodzą się po lekturze „Rozbitków”. Inne, bardziej oczywiste pytanie, dotyczy samej natury bycia imigrantem.

- Jest oczywiste, że jako emigranci nie jesteśmy „u siebie”. Zapamiętałam słowa żony generała Maczka, która po wielu, wielu latach pobytu w Szkocji powiedziała, że ciągle czuje się jako „ta obca” – mówiła Bożena van Mierlo-Dulińska w wywiadzie z mojaholandia.nl.

Tak jak wojna i polityka rzuciły ojca Anny w świat (w tym do Holandii) i tym samym przeorała jego psychikę na zawsze, tak mieszkająca już w czasach pokoju na obczyźnie Anna także zmaga się z problemem bycia „nie u siebie”.

„Rozbitkowie” to powieść próbująca ukazać długofalowe konsekwencje, również te psychiczne, bycia imigrantem, uciekinierem, rozbitkiem właśnie. Jednocześnie jest to opowieść o konkretnym kraju (Holandia), konkretnej grupie imigrantów, mieszkających w tym kraju (Polacy) oraz o konkretnych dwóch epokach: wojnie, która rzuciła tu Maczkowców, by przelewali krew za wolność Holendrów, oraz o czasach współczesnych, które rzuciły do Holandii wielu Polaków, przelewających tu pot, by ułożyć sobie życie na nowo. Życie rozbitków – przekonuje swą powieścią van Mierlo-Dulińska.

 

 


Rozbitkowie, Bożena van Mierlo-Dulińska, Warszawa 2012, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, 252 strony.
BOŻENA VAN MIERLO-DULIŃSKA

Krakowianka, z wykształcenia anglistka, od 1977 roku mieszka w Holandii. W latach 90-tych zainteresowała się losami wojennymi byłych żołnierzy generała Maczka, którzy po wojnie zamieszkali w holenderskim mieście Breda. Jednego z nich oraz jego córkę uczyniła głównymi bohaterami swojej powieści Rozbitkowie.

Angielska wersja Rozbitków pod tytułem Somewhere Somehow wydana zostanie wkrótce przez to samo wydawnictwo, co polskie tłumaczenie książki - Ludową Spółdzielnię Wydawniczą.