W Polsce dostałby pewnie dożywocie, w USA trafiłby do celi śmierci, ale w Holandii od piątku (2.05.2014) cieszy się wolnością. Volkert van der G., morderca polityka Pima Fortuyna, po 12 latach wyszedł z więzienia.

W 2002 roku ten skrajnie lewicowy aktywista ruchu ekologicznego zamordował z zimną krwią populistycznego polityka i krytyka islamu Pima Fortuyna (na zdjęciu).

Do mordu doszło na kilka dni przed wyborami parlamentarnymi (6 maja 2002), w których świeżo powstała partia Fortuyna mogła według niektórych sondaży nawet wygrać. Pojawienie się Fortuyna było prawdziwym politycznym trzęsieniem ziemi i największą polityczną sensacją od dekad.

Volkert van der G. brutalnie zakończył życie i polityczną karierę Fortuyna. Zarówno w trakcie procesu, jak i później w więzieniu, nigdy nie wyraził skruchy. Uznano go za poczytalnego, jednak według niektórych obserwatorów Volkert van der G.  był – i jest nadal – pozbawionym skrupułów fanatykiem bez cienia ludzkich emocji.

Łagodne holenderskie prawo (od tego czasu już na szczęście zmienione i częściowo zaostrzone) nie dało sędziom wielkiego pola manewru i mordercę skazano jedynie na 18 lat więzienia.

Ponieważ skazany nie sprawiał w więzieniu problemów, odsiedzieć musiał jedynie 2/3 kary. Czyli 12 lata. A właśnie w maju 2014 mija 12 lat od mordu, który wstrząsnął Holandią. Więc Volkert jest teraz znów wolnym człowiekiem.

Wypuszczenie go na wolność poprzedziły wielkie protesty społeczne. Zbierano podpisy, pisano do parlamentarzystów, apelowano do ministra sprawiedliwości i sędziów. Nic to nie dało. Prawo to prawo, brzmiała odpowiedź.

Ponieważ wiele osób groziło, że „wymierzy mu sprawiedliwość własnoręcznie”, akcję wypuszczenia go na wolność starannie przygotowano. Nikt nie wie, gdzie Volkert van der G. będzie mieszkać i co będzie robić. Bez przerwy znajdować ma się też pod dozorem policji (za pomocą elektronicznej bransoletki na nodze).

AMW

Zabójstwo Theo van Gogha (2.11.2004) 

Wróg islamu musiał zginąć 

.