Wydarzenia sob., 16/06/2012 - 11:08

To będzie wielki weekend!


Polska potrzebuje „tylko” zwycięstwa, Holandia potrzebuje aż cudu. Weekend 16/17 czerwca może przejść do historii futbolu obu nacji. W przypadku Polski: jako weekend największego piłkarskiego sukcesu od trzech dekad. W przypadku Holandii: jako najczarniejsza futbolowa niedziela od lat.

Dla Holandii wyjście z grupy na piłkarskich mistrzostwach Europy i świata to począwszy od lat siedemdziesiątych plan minimum. Holendrzy mają stadiony, mają boiska, mają świetną infrastrukturę treningową i mają fantastyczny system szkolenia. I przede wszystkim: mają piłkarzy.

W Polsce od czasu Bońka i trzeciego miejsca na MŚ ‘82 fani skazani są na wieczne udręki, niespełnione nadzieje i upokorzenia. Albo przez lata w ogóle nie kwalifikowaliśmy się na mistrzostwa, albo kiedy już się to udawało, wylatywaliśmy z hukiem (ok, nie licząc 1/8 finału MŚ w 1986, ale i to było wieki temu). Nasze występy na wielkich imprezach piłkarskich w ostatniej dekadzie, czyli MŚ w 2002 i 2006 roku i ME w 2008, kończyły się katastrofą. Przegrywaliśmy w kluczowych momentach z takimi potęgami jak Korea czy Ekwador, remisowaliśmy z takimi wirtuozami piłki jak Austriacy. Wstyd, wściekłość, zażenowanie. Oto uczucia, jakie polski kibic piłkarski zna najlepiej.   


Dziś, inaczej niż przed czterema, sześcioma i dziesięcioma laty, na tym naszym polsko-ukraińskim EURO 2012 nadal mamy szanse na awans.
Nie jesteśmy skazani na wyniki w innych meczach. Nie gramy wyłącznie o honor. Nie jesteśmy pośmiewiskiem mistrzostw. Wręcz przeciwnie, wszystko jest w naszym rękach. A właściwe w nogach. I właściwie nie w naszych, ale w nogach piłkarzy Smudy. Szansa jest realna, stawka historyczna, oczekiwania olbrzymie. Podobnie nadzieja, i kto wie, może radość po ostatnim gwizdku sędziego i zwycięstwie, dajmy na to, 2-1 z Czechami? Oby!

W Holandii po pierwszych dwóch meczach reprezentacji także panuje nietypowy jak na ten kraj nastrój. O ile w przypadku Polski nietypowe jest to, że nadal pozostajemy w grze, a serca milionów kibiców przepełnione są nadzieją, o tyle w przypadku Holandii nastroje są diametralnie kiepskie. Nietypowo kiepskie. Holandia ma jedynie teoretyczne szanse na wyjście z grupy. Nie wystarczy wygrać z Portugalią. Trzeba wygrać co najmniej dwoma bramkami różnicy. A i to nie wszystko: Niemcy nie mogą oddać nawet punktu Danii. Kombinacja „Niemcy-Dania 1-0, Holandia-Portugalia 2-0” to marzenie Pomarańczowych.

Ale po tym, co pokazali w pierwszych dwóch, przegranych meczach, szanse na dobry wynik z wciąż liczącymi się w walce o awans Portugalczykami, są ograniczone. Również to, czy Niemcy dadzą z siebie wszystko, by wygrać z Duńczykami, nie jest pewne. Niemcom starczy jedynie remis. Jest kiepsko, bardzo kiepsko. Pomarańczowe szaleństwo zamieniło się w ciągu tygodnia w pomarańczową wiarę w cud. Holendrzy czują się dziś tak, jak dekadami czuł się kibic polski. A my czujemy się troszkę jak Holendrzy w ostatnich latach. Cieszmy się tym, bo tej radości i podekscytowania, nikt nam nie zabierze. Nawet Czesi. Oni mogą ją jedynie zakończyć. Ale nie zabrać.    

Mamy więc paradoksalną sytuację: teoretycznie słaba reprezentacja Polski (62 miejsce w rankingu FIFA!) jest o krok od historycznego awansu do ćwierćfinału ME, a teoretycznie mocna reprezentacja Holandii (4 w rankingu FIFA) ma na ten ćwierćfinał szanse głównie, właśnie, teoretyczne.

Dowcip w tym, że póki piłka w grze nic nie jest pewne. Scenariusz, w którym Polska nie wygrywa z Czechami i odpada, Holendrzy łoją skórę Portugalczykom, a Niemcy spełniają swój obowiązek i zwyciężają Duńczykom, wobec czego Pomarańczowi grają dalej, też jest możliwy. A wtedy w obu krajach, Polsce i Holandii, nastroje będą takie, jak przed laty. Czyli w Polsce tradycyjny smutek i zawiedzione nadzieje, a w Holandii tradycyjna radość i pomarańczowe szaleństwo.
Ale to jedynie puste spekulowanie.
Awansu życzymy zarówno Polakom, jak i Holendrom. Niech Biało-czerwoni wyjdą z grupy z pierwszego miejsca (to wciąż możliwe), a Holendrzy rzutem na taśmę zajmą miejsce drugie w swojej grupie. Wtedy mamy ćwierćfinał marzeń: Polska-Holandia.
I wiadomo, komu kibicować.

DAJE DO MYŚLENIA:
- Od 1988 roku Holendrzy regularnie kwalifikują się do finałów ME i wychodzą z grupy. Wyniki, jakie osiągają na EURO pokazują, jak stabilnym piłkarsko krajem jest Holandia. Oto one: 1988 (Mistrzostwo), 1992 (Półfinał), 1996 (Ćwierćfinał), 2000 (Półfinał), 2004 (Półfinał), 2008 (Ćwierćfinał).
- A Polska? Różnica z Holandią jest druzgocąca: 1988, 1992, 1996, 2000, 2004 – Polska się nie zakwalifikowała. A kiedy w 2008 roku wreszcie się udało, odpadliśmy z hukiem już w fazie grupowej (porażki z Niemcami i Chorwacją, remis z Austrią).
- Czyżby EURO 2012 okazało się pierwszym ME w historii, na którym Polska wypadnie lepiej niż Holandia?

RÓWNIEŻ DAJE DO MYŚLENIA, CHOĆ TROCHĘ Z INNEJ BECZKI:

- Zostawiając Biało-czerwonych i Pomarańczowych nieco na boku i spoglądając na EURO 2012 jako takie, da się zauważyć parę interesujących faktów. Po 16 rozegranych meczach (stan na sobotę rano, 16.06), ani razu nie padł ten najnudniejszy dla kibiców wynik: 0-0. Na polskich i ukraińskich boiskach strzela się regularnie i dużo. I dobrze, bo dzięki temu EURO 2012 pozostaje ciekawe i wyrównane.

- Tylko 4 z tych 16 meczy zakończyło się zwycięstwem 2-bramowym i wyższym (Rosja- Czechy 4-1, Chorwacja-Irlandia 3-1, Hiszpania-Irlandia 4-0, Francja-Ukraina 2-0). Oznacza to, że pozostałych 12 spotkań było emocjonujących do ostatniej minuty: nawet jeśli jedna z drużyn przegrywała, to najwyżej jedną bramką, a zatem walka o kontaktowego gola trwała do końca.

- Najczęściej padającym wynikiem jest jak dotąd 1-1. Znaczna w tym zasługa podopiecznych Smudy, ale oprócz naszego 1-1 z Grecją i Rosją, wynikiem takim zakończyły się jeszcze spotkania Hiszpania-Włochy, Francja-Anglia i Włochy-Chorwacja. W sumie 5 z 16 meczy pierwszych dwóch kolejek kończyło się 1-1. Wypada mieć nadzieję, że po meczu Polska-Czechy licznik remisów 1-1 nadal będzie wskazywać pięć… (remis z Czechami nic nam nie da).

- W pierwszych 16 meczach padło w sumie 46 goli, co oznacza 2,875 bramki na mecz. Całkiem dużo, jak na taką imprezę. Co jednak jeszcze ciekawsze: z tych 46 goli bramek strzelonych z rzutu karanego było… 0! Tak, po 16 meczach nadal nie widzieliśmy gola zdobytego z karnego! Dotąd podyktowano na tym EURO tylko jednego karnego, za to już w pierwszym meczu. Historii ze Szczęsnym, Grekami i Tytoniem nikomu nie trzeba przypominać… Od cudownej obrony karnego Tytonia do ostatniego gwizdka w ostatnim meczu drugiej kolejki fazy grupowej (Anglia-Szwecja 3-2) minęły oficjalnie 1372 minuty gry w trakcie których sędziowie nie podyktowali żadnego karnego. Dziwne!  

- W EURO 2012 bierze udział 16 drużyn i wszystkie już strzeliły gola. A wiecie, która drużyna najdłużej pozostawała bez gola? Nie, nie Irlandia, Dania czy któryś z teoretycznych „słabeuszy”. Tą drużyną była… Holandia. Strzelenie pierwszej bramki zajęło Pomarańczowym 163 minuty, a kontaktowy gol Van Persiego w 71 minucie meczu Holandia – Niemcy i tak niewiele zmienił. Holendrzy przegrali 1-2.