Kto wygra wybory w Holandii? - część 2
W poprzedniej części pisaliśmy o szykujących się do ponownego zwycięstwa wyborczego liberałach z VVD premiera Marka Ruttego, pogrążonych w kryzysie socjaldemokratach z Partii Pracy PvdA oraz o populiście Wildersie, którego PVV na razie przeciętnie wypada w sondażach.
Dziś kolejna trójka – być może właśnie wśród niej znajduje się zwycięzca nadchodzących wyborów.
4. CDA (chrześcijańscy demokraci) – mają 21, mają mieć 14
Przez wiele dekad CDA (lub partie, które w latach osiemdziesiątych połączyły się w CDA) seryjnie wygrywały holenderskie wybory. Jeszcze dwa lata temu posłów CDA zasiadało w holenderskim parlamencie 41, po wyborach w 2010 r. zostało ich 21, a teraz szykuje się na kolejną masakrę: tylko 14, a w innych sondażach bywa jeszcze gorzej. CDA to już mniej partia, a bardziej masa upadłościowa partii. Holenderscy chadecy cierpią na tę samą chorobę, co niderlandzcy socjaldemokraci: są mało wyraziści, nie mają jasnego programu, a gadanie o tym, że są „partią środka” nikogo nie powala na kolana.
Holenderskie CDA z zazdrością patrzy na Niemcy: tam ich niemiecka siostrzyczka CDU radzi sobie świetnie, a chadecka Merkel od lat nie wypuszcza władzy z rąk. W czym my jesteśmy gorsi, co my robimy źle? – zastanawiają się chadecy. To rzeczywiście trudne pytanie.
CDA skompromitowało się współpracą z Wildersem i wewnętrznymi podziałami, jakie ta kontrowersyjna decyzja wywołała. CDA wciąż ma łatkę aroganckiej partii władzy. CDA wciąż kojarzy się ze starszymi panami, którzy na wszystkie możliwe sposoby odmieniają słowo „odpowiedzialność”, choć interesują ich głównie państwowe posady. Ale to nie tłumaczy wszystkiego, upadek CDA jest wielką tajemnicą holenderskiej polityki.
Być może CDA uda się w końcu wygrzebać z wewnętrznego kryzysu – partia wreszcie znalazła nowego lidera (choć nauczenie się jego imienia i nazwiska zajmuje trochę czasu: Sybrand van Haersma Buma) – a na listach wyborczych postawiła na wiele nowych, młodych polityków.
Te wybory zakończą się dla CDA kolejną porażką, wskazują sondaże. Z gruzów wyrośnie może nowe, odświeżone CDA. Ale to dopiero za parę lat.
5. SP (socjaliści) – mają 15, mają mieć (uwaga!) – 31!
Oto największa gwiazda holenderskiej polityki ostatnich dwóch lat: Emile Roemer i jego Partia Socjalistyczna.
SP to socjaliści pełną gębą: wstawiają się za robotnikami, upośledzonymi, biednymi, chorymi i emerytami. Wspierają związki zawodowe i antyrządowe manifestacje wymierzone w cięcia w sferze socjalnej.
Chcą jeszcze wyższych podatków dla bogatych i przedsiębiorców, a na UE i imigrantów spoglądają podejrzliwie. Nie są tak antyunijni i antyimigracyjni jak Wilders, ale woleliby żeby miliardy zamiast do Brukseli trafiały do kieszeni niderlandzkich emerytów, a holenderskie firmy zatrudniały tutejszych bezrobotnych zamiast imigrantów.
Największym atutem SP jest obecnie lider tej partii. Kiedy Roemer obejmował w 2010 roku stery ugrupowania, prawie nikt go nie znał i wszyscy wieszczyli, że ten nauczyciel z Boxmeer nie sprawdzi się w polityce na najwyższym szczeblu.
Okazało się zupełnie odwrotnie: jowialny Roemer, typ „sympatycznego sąsiada / wujka”, co to zawsze opowie dowcip, a jak trzeba to pogrozi palcem i nakrzyczy na tych złodziei-bankierów, świetnie odnalazł się w nowej roli. Roemer, dzięki swej prostocie, szczerości, poczuciu humoru i społecznemu zaangażowaniu, stał się jednym z najpopularniejszych polityków w kraju.
Wielu Holendrów, gdyby wczytało się w radykalnie lewicowy program SP, pewnie nie uznałoby tej partii za najlepszą dla siebie. Ale kto czyta programy?
Ludzie oglądają telewizję, a tam Roemer potrafi się świetnie sprzedać. Tym bardziej, że mamy kryzys i liberalnego Ruttego u władzy, który tnie wydatki i zasiłki.
Powszechnie uważa się, że premier Rutte i socjalista Roemer zawarli pomiędzy sobą cichą umowę: atakujmy się nawzajem, uczyńmy z tych wyborów plebiscyt „albo VVD czyli cięcia i odpowiedzialność albo SP czyli socjal i jeszcze większe długi”. Ponieważ obie partie mają całkiem różne priorytety i filozofię: VVD to liberałowie, chcący ciąć wydatki, a SP to socjaliści, chcący rozdawać jeszcze więcej pieniędzy, debaty między ich dwoma liderami będą niezwykle ciekawe. I o to im chodzi: pokazać, że prawdziwy wybór to albo VVD, albo SP, a pozostałe partie są mdłe, nijakie i nie wiadomo, czego tak naprawdę chcą.
Jak na razie to działa, bo we wspomnianym na początku sondażu jest remis: na pierwszym miejscu znajdują się wspólnie liberalne VVD i Partia Socjalistyczna SP – obie z 31 mandatami.
6. D66 (społeczni liberałowie) – mają 10, mają mieć 15
Partia D66 zawsze wypada lepiej w sondażach niż w wyborach, więc pewnie i w tym roku z obecnych sondażowych 15 mandatów niewiele wyjdzie (w sondażu sprzed tygodnia D66 miało nawet i 17 mandatów).
D66 jest wszystkim tym, czym nie jest Wilders. Demokraci 66 są proeuropejscy, nie mają nic przeciwko imigrantom, wzywają do tolerancji (również wobec islamu) i unikają populistycznych rozwiązań. W swej niechęci do populizmu D66 posuwa się tak daleko, że właściwie głosowanie na tę partię ma coś z masochizmu: D66 jest prawie zawsze za „bolesnymi, ale nieuniknionymi reformami”. Wiek emerytalny w górę? Tak, i to od razu do 67 lat i najszybciej jak to możliwe. Reforma systemu podatkowego? Oczywiście.
Zmiany w finansowaniu służby zdrowia? Nieuniknione. Zreformowanie systemu odpisywania sobie od podatku kosztów spłaty hipoteki? Jak najbardziej, powinniśmy to już dawno zrobić. Więcej władzy dla Brukseli? Tak, tylko taka UE będzie silniejsza. Imigranci zatrudniani przez holenderskich pracodawców? Cóż, to dobre dla naszej gospodarki, a poza tym granice w UE są otwarte, więc każdy może sobie pracować, gdzie chce. I tak dalej…
D66 głosi wiele niepopularnych haseł, ale właśnie dlatego, że partia ta nie boi się mówić o nieuniknionych reformach czy o bolesnych faktach, wielu Holendrów uważa ją za najbardziej twardo stąpające po ziemi ugrupowanie. Problem w tym, że wielu z tych Holendrów, kiedy znajdzie się w kabinie do głosowania, decyduje się na „głosowanie strategiczne”. I w miejsce małego D66 głosuje na którąś z większych partii, chcąc pomóc jej w zwycięstwie.
Tyle wielkie i średnie partie. W trzeciej części analizy przyjrzymy się partyjkom mniejszym i całkiem malutkim. Ale że małe, nie znaczy wcale, że mniej ciekawe czy pozbawione wpływu. Wręcz przeciwnie, uroku holenderskiej politycy nadają właśnie malutkie partyjki (np. Partia Zwierząt). Zaś dzięki pozbawionego progu wyborczego systemowi głosowania, klubiki te są szeroko reprezentowane w parlamencie i czasami odkrywają kluczową rolę. Na przykład, gdy okazuje się, że dwa głosy protestanckich fundamentalistów z kierującej się biblijnymi zapisami partii SGP zadecydować mogą o przetrwaniu rządu.
Tak, takie rzeczy dzieją się w tej na pozór liberalnej, wolnej i bezbożnej Holandii. Ale pozory mylą.
>>>część 3