Pedofile, zrzeszajcie się!
Tak można zinterpretować decyzję holenderskiego sądu sprzed miesiąca (kwiecień 2013). Tak, tak, kto jeszcze o tym nie wie: w Holandii działa LEGALNE stowarzyszenie zrzeszające pedofilów, domagających się legalizacji stosunków seksualnych z dziećmi.
Sąd w Leeuwarden wypowiedział się w tej sprawie na początku kwietnia, ale piszemy o tym dopiero teraz (maj 2013), bo w przypadku tego wyroku trzeba trochę czasu, by dojść do siebie… Sąd „odkręcił” tym samym decyzję sądu niższej instancji, z Assen, który rok temu zakazał działalności stowarzyszenia Martijn.
Tak właśnie nazywa się ów interesujący klub: Vereniging Martijn, Stowarzyszenie Martijn. Organizacja walczy m.in. o „społeczną akceptację związków dzieci z dorosłymi” i istnieje już ponad 30 lat. W materiałach produkowanych przez Martijn używa się często zawoalowanego, pseudonaukowego języka, ale jeśli wczyta się dokładnie, przekaz jest jasny: chodzi o stosunki seksualne. Z dziećmi. O to, żeby były legalne. Także z malutkimi dziećmi.
Przez ponad dwie dekady stowarzyszenie wydawało nawet broszurkę z poradami dla pedofilów, również strona internetowa klubu i znajdujące się tam forum były kopalnią wiedzy dla zainteresowanych. Jak kiepski dowcip brzmi informacja o tym, że stowarzyszenie i gazetka założone zostały w… więzieniu. Przez niejakiego Theo, który siedział za przestępstwa na tle, a jakżeby inaczej, seksualnym.
Początkowo o stowarzyszeniu niewielu słyszało, ale z czasem również osoby spoza Martijn coraz więcej wiedziały o charakterze działalności tego klubu. Argumentacja typu „pedofile to też ludzie, więc skoro chcą rozmawiać w ramach stowarzyszenia o własnych problemach, to trudno im tego zakazać” była w przypadku Martijn mało wiarygodna. Martijn zrzeszał nie pedofilów, którzy szukali pomocy, bali się że nie zapanują nad swymi popędami i skrzywdzą dzieci, wobec czego domagali się wsparcia czy zrozumienia ze strony reszty społeczeństwa. Nie, Martijn zrzeszał osoby, które w pedofilii nie widziały niczego złego, domagały się jej legalizacji, opowiadały o tym, jak wielką przyjemność sprawiają niektórym dzieciom „intymne kontakty” z dorosłymi panami.
Z czasem Martijn coraz częściej pojawiał się w mediach. Z jednej strony, by otwarcie lobbować na rzecz zmian w prawie, z drugiej strony, gdyż coraz częściej członkowie stowarzyszenia zamieszani byli w różnego typu pedofilskie skandale. Najgłośniejszy był ten dotyczący ówczesnego przewodniczącego stowarzyszenia, Ada van den Berga. W marcu 2011 roku został on aresztowany. Powód: posiadanie pornografii dziecięcej. I to nie kilku filmów czy kilkudziesięciu zdjęć. W sumie znaleziono u niego 150,000 zdjęć i 7,500 filmów o charakterze pedofilskim. Na 12,000 zdjęciach był widoczny również sam Ad van den Berg.
O Martijn zaczęło się coraz więcej mówić. Karykatura holenderskiego umiłowania wolności i prawa do zrzeszania, mówili jedni. Inni argumentowali, że stowarzyszenie nawołujące do zmian w prawie – nawet tak bardzo odrażających jak legalizacja pedofilii – samo w sobie nie ma charakteru przestępczego. Jeśli któryś z członków Martijn dopuszcza się aktów pedofilii: aresztować i ukarać. Ale zakazywanie samego stowarzyszenia tylko i wyłącznie dlatego, że domaga się zmian w prawie, to krok za daleko, argumentowali. Jeśliby przyjąć taką logikę, należałoby zakazać prawie wszystkich stowarzyszeń, organizacji, partii czy komitetów protestacyjnych, gdyż powstają one często właśnie dlatego, że grupa obywateli nie zgadza się z jakimiś przepisami prawa i chce ich zmiany.
Sąd w Assen uznał w 2012 roku inaczej. Martijn to nie jakieś tam zwykłe stowarzyszenie domagające się obniżki podatków czy budowy nowego basenu w okolicy. Sąd w Assen uznał, że działalność stowarzyszenia wymierzona jest w fundamentalne prawa dziecka i Martijn powinien zostać zakazany. Wielu odetchnęło z ulgą: Holandia wreszcie pozbędzie się tego problemu. Sprawą interesowały się już wówczas zagraniczne media i w świat szła wiadomość: w naiwnej, liberalnej Holandii nawet pedofile mogą mieć swe stowarzyszenie.
Martijn nie dał za wygraną.
Szefostwo klubu odwołało się od wyroku i na początku kwietnia 2013 roku doszło do kolejnego zwrotu akcji. Sąd w Leeuwarden z jednej strony przyznał, że działalność stowarzyszenia nie jest w zgodzie z porządkiem publicznym, ale z drugiej strony dodał: to za mało, by zakazać działalności Martijn. Sąd przyznał, że poszczególni członkowie stowarzyszenia zostali skazani za pedofilię, ale kartoteka członków nie może wpływać na ogólną ocenę stowarzyszenia. W myśl zasady: jeśli kilku członków jakiejś partii czy stowarzyszenia trafi za kratki nie oznacza to, że wszyscy członkowie tej partii czy stowarzyszenia to kryminaliści i należy zakazać działalności tej organizacji.
W pewnym sensie decyzja sądu z Leeuwarden była kuriozalna. Jeśli się wczytać w tekst uzasadnienia znajdziemy w nim wiele ostrych słów na temat Martijn (stowarzyszenie nie respektuje niektórych zasad holenderskiego systemu prawa; stowarzyszenie bagatelizuje niebezpieczeństwa związane z kontaktami seksualnymi pomiędzy dorosłymi i małymi dziećmi; państwo powinno chronić bezbronne dzieci itp.), ale jednocześnie wolność stowarzyszania się jest także wartością. Nawet jeśli nam się dane stowarzyszenie wybitnie nie podoba, nie jest to wystarczający powód do zakazywania jego działalności.
Decyzja sądu wywołała w Holandii wiele dyskusji. Czy sąd nie powinien „praw dziecka” cenić bardziej niż „prawa do stowarzyszania się”? Padły i inne głosy: jasne, gdyby sądowi zależało na popularności, mógłby podtrzymać decyzję o zakazie działalności Martijn, ale właśnie wydając taki zniuansowany wyrok sąd pokazał, że jest niezależny, nie poddaje się populizmowi i nie boi się podejmowania kontrowersyjnych wyroków. Zdania są podzielone.
Inna sprawa to fakt, że Martijn liczy obecnie około 60 członków, a jedna z twarzy i jeszcze do niedawna przewodniczący klubu, Marthijn Uittenbogaard, zapowiedział, że nie zamierza dalej zasiadać w zarządzie tej organizacji. W dodatku sam nie wie, czy w ogóle znajdą się chętni do funkcji kierowniczych w Martijn.
Także milczenie ze strony Martijn w ostatnich tygodniach pokazuje, że „tryumf” stowarzyszenia w sądzie w Leeuwarden był jedynie symboliczny. Martijn w oczach opinii publicznej to mocno skompromitowana organizacja, a chętnych na członków tego klubu lub do szefostwa stowarzyszenia jest – na szczęście – dużo mniej niż niegdyś.
W pewnym sensie istnienie oficjalnego klubu pedofilów jest policji i prokuraturze nawet na rękę: przynajmniej wiadomo, gdzie szukać i kogo mieć bez przerwy na oku.
inne nasze artykuły w temacie:
Wygląda na pedofila? Donieś już na lotnisku!
Holenderscy seksuolodzy: zalegalizujmy wirtualne porno dla pedofilów!