Wydarzenia śr., 07/08/2013 - 08:10

Rotterdam: strażacy wynosili Holendra ważącego 300 kg

52 lat, 300 kg, hobby: kreskówki. Wynosili go strażacy.

Leżał, jadł, oglądał kreskówki, leżał, jadł, spał, leżał, jadł… – tak wyglądało życie 52-letniego Fransa z Rotterdamu. 300 –kilogramowego Holendra z krwawiącymi odleżynami z domu wynieść musieli strażacy.

- Powiedziałem: wynosić się, bo inaczej sięgnę po pistolet. Jestem ważniejszy niż sąd! – tak „witał” policjantów 90-letni (!) ojciec Fransa, kiedy funkcjonariusze zainteresowali się sytuacją w domu przy ulicy Klipperpad w Rotterdamie.

Więc policja, sąsiedzi i inne służby omijały dom szerokim łukiem. Skoro nie chcą pomocy, to nie będziemy ich przecież zmuszać?

W cuchnącym, zagraconym domu mieszkała trójka mężczyzn. 90-letni Bertus oraz jego dwóch synów: Wim (55 lat) i Frans (52 lata). Bertus to tracący kontakt z rzeczywistością agresywny staruszek nieprzepadający za kąpielami i sprzątaniem, a jego dwaj synowie są upośledzeni psychiczni. Wim jedynie lekko, więc po śmierci matki prowadzenie domu spadło na jego barki. Coś tam gotował, czasem robił zakupy, starał się. Najgorzej było z Fransem, który jest poważnie upośledzony. Umysł 10-latka, mówią dziennikarce gazety Algemeen Dagblad sąsiedzi.

Frans w ogóle nie wychodził z domu, cały dzień leżał w łóżku, zżerał wszystko co popadnie i oglądał kreskówki. Jedynie kilka razy zdarzyło się, że taksówką pojechał do lekarza domowego. Ostatnio już nawet i nie to. Cuchnęło coraz bardziej. I bolało. Odleżyny. Krew, odór.

W niedzielę 28 lipca sytuacja stała się na tyle krytyczna, że do akcji wkroczyły służby. 300-kilogramowego mężczyznę wynieśli strażacy. W niebieskich, szczelnych, pokrywających całe ciało strojach, wyglądali jak astronauci. Ze względu na odleżyny życiu i zdrowiu Fransa zaczęło zagrażać poważne niebezpieczeństwo. Czekanie byłoby zbrodnią, trzeba było działać.

Od tego czasu minęło kilka dni, ale debata zapoczątkowana przez rotterdamski dramat trwa nadal. Kilka pytań pada wyjątkowo często.  Co liczy się bardziej: prawo rodzica (90-letni Bertus) do decydowania o upośledzonym dziecku (52-letni Frans) czy dobro (zdefiniowane przez resztę społeczeństwa) tego dziecka? 

Czy osoby niechcące pomocy (lekarza, psychologa, pracowników społecznych) powinno zmuszać się do przyjęcia tego typu pomocy? 

I co jest ważniejsze: wolność osobista (nawet jeśli prowadzi do wegetacji w mieszkaniu-norze) czy prawo do godnego życia (nawet jeśli trzeba kogoś państwowym przymusem „przekonać” do zmiany zachowania)?

Co myślicie Państwo?
Zapraszamy do dyskusji!


 

Kategoria: Wydarzenia Tagi: Rotterdam